Maciej Psyk
ur. w Słupsku w 1979 r., aktualnie żyje i pracuje w Londynie. Jest założycielem portalu wystap.pl
Agnieszka Zakrzewicz: Jesteś założycielem portalu www.wystap.pl. Jest to „portal poświęcony rzeczywistemu – a nie tylko formalnemu – podleganiu przez kościoły ustawie o ochronie danych osobowych”. Co wystąpienie z Kościoła ma wspólnego z tą ustawą i czemu postnowiłeś założyć ten portal?
Maciej Psyk: Na podstawie art. 32 ust. 1 pkt 6 ustawy o ochronie danych osobowych można domagać się sprostowania danych nieaktualnych. Jest standardem w Unii Europejskiej, że dotyczy to także informacji o tym czy ktoś się czuje wiernym jakiegoś kościoła ponieważ są to dane wrażliwe czyli szczególnie chronione. Sam przewodniczący Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych kardynał Herranz uznał w 2006 roku, że taka forma wystąpienia jest „kanoniczna” to znaczy zgodna z jego listem okólnym z 13 marca 2006 roku „Actus formalis defectionis ab Ecclesia catholica”. Opublikował to wydawany przez Watykan rocznik „Communicationes”, który udało mi się zdobyć. Wystap.pl założyłem po to, by służyło jako zbiór informacji na temat relacji między kościołami i ustawą o ochronie danych osobowych oraz jako centrum walki w Polsce o prawa, które są już uznane m. in. we Włoszech.
A.Z.: W Polsce temat apostazji jest modny od 2006 roku. Jaka jest geneza Twojego portalu, który powstał w czerwcu 2010 roku?
M.P.: Od razu było jasne, że instrukcja Konferencji Episkopatu Polski z 27 września 2008 roku to próba całkowitego uprzedmiotowienia czy wręcz poniżenia osób, które zdecydują się z niej skorzystać. Biskup Stanisław Budzik powiedział to zresztą niemal otwarcie. Jednocześnie w środowisku laickim w Polsce nie było świadomości, że istnieje wobec tego alternatywa czyli procedura, która najpełniej rozwinęła się we Włoszech a przede wszystkim – jak ją zastosować na polskim gruncie. Błądziliśmy we mgle – w tym i ja. Wcześniej w pierwszej połowie 2006 roku sądy dwóch instancji odrzuciły pozew Zbigniewa Kaczmarka z Olecka przeciwko proboszczowi Edmundowi Łagódzie, który obraził się na formę „pan” i nie przyjął aktu apostazji. Kaczmarek zwichnął mu karierę i udowodnił, że mówił nieprawdę (m. in. proboszcz udawał, że nie wie czym jest sakrament chrztu), ale w sądzie nic nie uzyskał. To sprzyjało przeświadczeniu, że Kościół może ustalić co chce, mimo, że Kaczmarek przegrał nie dlatego, że nie istnieje odpowiednie prawo tylko dlatego, że źle się za to zabrał, nie wiedząc o nim i w dodatku nie zwrócił się do prawnika o napisanie zażalenia. Poza tym istniało tylko jedno koło ratunkowe – artykuł „Jestem odchrzczony” o Włochu Giovannim C. Ty byłaś autorką tego artykułu. Niestety pomyliłaś się w nim i napisałaś o Rzeczniku Praw Obywatelskich. Tymczasem chodziło o odpowiednik polskiego Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Tego błędu nie dostrzegł Paweł Gliński z www.apostazja.pl i jednocześnie członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. 10 listopada 2008 na forum tej strony podczas dyskusji użytkowników nad celowością wysłania do RPO skargi na instrukcję Konferencji Episkopatu Polski napisał: „List był pomysłem przemyślanym, podobne wnioski wysyłane do RPO we Włoszech odniosły sukces, więc PSR chciał spróbować, poza tym nie ma innej instytucji rządowej do której można by się odwołać”. Tak – w wyniku błędu – Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów napisało skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich czyli pod zły adres i ze słabymi argumentami w czym miałem swój udział jako jeden z jej autorów. W maju tego roku wysłałem jeszcze dwie skargi do RPO podając dowody na to, że poprzedni GIODO, pan Michał Serzycki, działał przeciwko ustawie, której miał bronić. Reakcją było klasyczne „umycie rąk”. Ostatecznie zdobyłem dowody, które pozwoliły mi na wpis o tytule „Rzecznik Praw Obywatelskich manipuluje prawem”. Sprawy do przodu to jednak nie posunęło. Wtedy zwróciłem się w stronę GIODO.
A.Z.: We Włoszech rzeczywiście chodziło o Gwaranta Ochrony Danych Osobowych, a nie o Rzecznika Praw Obywatelskich. Sprawa Gianniego C. była jednak wtedy jeszcze taką nowością, że trudno było zrozumieć o co tak naprawdę chodzi z tym „odchrzczeniem się“ (dosłowne tłumaczenie terminu włoskiego sbattezzo, który stworzył katolicki tygodnik „Avvenire“, jako kpinę z ateistów. Słowo wywodzi się z francuskiego terminu débaptisation). Jak widać do tej pory są duże problemy, aby zrozumieć podstawy prawne na jakich we Włoszech funkcjonuje „odchrzczenie się“ i na czym polega praktyczna różnica w stosunku do polskiej apostazji. Mam nadzieję, że w tej rozmowie uda nam się wyjaśnić wszystko i naprawię moją dziennikarską pomyłkę…
M.P.: Ze skargi do RPO skierowanej przez PSR nic nie wyszło, co spotęgowało konsternację i zagubienie. Grupa skupiona wokół apostazja.pl nie widząc alternatywy osiadła więc na mieliźnie i zajęła się stosowaniem do reguł kościelnych. Uzyskali z Biura Sekretariatu KEP dwa symboliczne ustępstwa – nie trzeba płacić za akt chrztu i nie trzeba koniecznie przychodzić z chrzestnymi. Było to jednak na zasadzie „jeden krok do tyłu, trzy do przodu”. Instrukcja KEP daje Kościołowi całkowitą kontrolę nad tym procesem. Apostata jest tylko petentem i to bez żadnej gwarancji, że mu się „uda”. Absurd polega na tym, że Kościół wymaga, by zdobyć w parafii chrztu odpis aktu chrztu tylko po to, by iść z nim do proboszcza parafii gdzie się „podlega” kościelną rejonizacją, który wysyła go z powrotem. Załatwianie sprawy bezpośrednio z człowiekiem, który ma pieczę nad naszą księgą chrztów czyli z pominięciem miejscowego proboszcza – nazywanego „okienkiem” – jest zabronione. Inwencja księży w dalszym utrudniamiu procedury jest nieprzebrana. Niektórzy wymagają „świeżych” odpisów aktu chrztu, targują się o opłatę za nie, twierdzą, że nie dostali listów w sprawie apostazji z zagranicy, „nie mają teraz czasu”, przekładają spotkania, grożą, że dowie się rodzina lub cała wieś, wymagają udziału rodziców chrzestnych, drą gotowe odpisy aktów chrztu na wiadomość do czego są potrzebne, krzyczą, straszą, obrażają, przerywają rozmowę za użycie formy „pan”, dają pół roku albo rok „na przemyślenie”, bezceremonialnie pytają o powody i każą mówić o swojej wierze, mówią na „ty”. Są wiarygodne sygnały, że świadkowie są także odnotowywani i „sprawdzani operacyjnie” jako element podejrzany. Bez nich zaś akt apostazji może wylądować w koszu. Apostazja pewnej wrocławianki skończyła się na komisariacie policji z oskarżeniem proboszcza o stosowanie gróźb karalnych, po tym jak wyprosił świadków a potem powiedział jej, że „ma ludzi, którzy wiedzą gdzie ona mieszka” i „niech nie zaczyna z Kościołem, bo może być źle”. Nowy rozdział w tej grotesce otworzyła diecezja kaliska, która po prostu odmówiła uznania aktu apostazji ponieważ kurii nie spodobało się, że formularz został ściągnięty z Internetu. „Wiernemu” kazano odręcznie i przed księdzem napisać coś w rodzaju rozprawki o własnym światopoglądzie. Nic tylko czekać aż się to przyjmie w całym kraju. Potrafią temu towarzyszyć idiotyzmy, że Einstein był wierzący a Holocaust był przez Darwina i pytania w stylu „pani jest jehowa?”. Kolejnym absurdem jest to, że proboszcz „rejonowy” może nie mieć danych osoby występującej a wtedy musi ją wpisać jako wiernego po to, by mieć ją z czego wypisać. Ilustruje to mrożkowska rozmowa: „Dlaczego nie mogę się wypisać?”. Odpowiedź – „bo nie jest pan praktykującym katolikiem wpisanym w mojej parafii”. Stosowanie się do tego „prawa wewnętrznego” to czasem kupa śmiechu, ale z reguły zgoda na samoponiżenie z jednoczesnym wpisaniem na „czarną listę” innych. I to bez żadnej gwarancji efektu, bo Księgi Chrztów i tak są tajne. I na tym jednak nie koniec a raczej początek ponieważ okazuje się, że sama instrukcja KEP jest „nieważna kanonicznie”.
A.Z.: Co to znaczy „nieważna kanonicznie”? Instrukcję przyjęło 345. Zebranie Plenarne Konferencji Episkopatu Polski, ogłosił przewodniczący, jest na stronie internetowej Episkopatu. Czyżby Episkopat coś przeoczył?
M.P.: KEP nie miał prawa samodzielnie przyjąć tak ważnego dokumentu, bo zabrania tego kanon 455 par. 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego. Wymagał on zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską (tzw. „recognitio”) zgodnie z kanonem 455 par. 2. Zdobyłem w tej sprawie opinię profesora prawa kanonicznego z uniwersytetu św. Pawła w Kanadzie. To, że o „recognitio” nie zadbano ostatecznie potwierdził sam Kierownik Biura Sekretariatu KEP ks. dr Dariusz Konieczny. Wił się jak piskorz kiedy zaprzeczał konieczności „recognitio”. Episkopat chce, by GIODO stosował się do prawa kanonicznego, czego ten, czyli minister Wojciech Wiewiórowski, nie tylko nie musi, ale i nie może a jednocześnie sam podchodzi do niego nader lekko, mimo, że to on ma się do niego stosować. Jak widać jeśli jest to w interesie Kościoła to tenże Kościół unieważni własne prawo kanoniczne! Ale i na tym nie koniec ponieważ 9 kwietnia wszedł w życie dekret papieski „Omnium in mentem”, który usunął z niego trzy wzmianki o „formalnym wystąpieniu z Kościoła” na których kardynał Herranz oparł list okólny „Actus formalis”. Napisałem więc do przewodniczącego KEP abpa Józefa Michalika z pytaniem jaka jest w związku z tym obecna procedura i czy od 9 kwietnia z Kościoła w ogóle można wystąpić. Odpowiedzi oczywiście nie dostałem. Na tak tragikomicznych podstawach opiera się to „prawo wewnętrzne”.
A.Z.: Jak w tej chwili wygląda środowisko apostatów w Polsce?
M.P.: Są trzy portale – www.apostazja.pl, www.apostazja.info, www.wystap.pl. Choć apostazja.pl to największy portal apostatów w Polsce to niestety działalność tej grupy skupia się po prostu na stosowaniu się do poniżającej instrukcji KEP, bez refleksji nad tym co dają doświadczenia organizacji laickich w innych krajach – jak na przykład we Włoszech. Na drugim biegunie jest wystap.pl z ponad tysiącem ściągniętych formularzy, ponad stoma wpisami na ten temat – które traktuję jak przygotowanie do procesu – i około dziesięcioma osobami, które obecnie przecierają szlak „metodą włoską”. Dotychczasowy rekord to osiemset wejść w ciągu dnia. Gdzieś między tym jest apostazja.info Roberta Prochowicza, który, jak mam nadzieję, przyłączy się do walki o zwycięstwo prawa polskiego nad prawem kanonicznym, bo o to tak naprawdę chodzi w tej sprawie. Najważniejsze jednak, że na słynnej instrukcji KEP pojawiają się rysy. Stosowanie się do niej skrytykowała Kinga Dunin, temat podjęły „Fakty i Mity”. Również ks. Konieczny mówił, że do Sekretariatu KEP przychodzą emaile w sprawie wystap.pl od zaniepokojonych duchownych. Ten oddech na pewno czuje minister Wiewiórowski, który powinien odegrać w Polsce tę samą rolę, jaką w latach 1999-2002 odegrał odpowiednik naszego Gwaranta Ochrony Danych Osobowych we Włoszech.
A.Z.: Zwróciłeś się bezpośrednio o pomoc do włoskiego Stowarzyszenia Ateistów i Agnostyków Racjonalistów i pomógł ci jego aktualny sekretarz Raffaele Carcano (także współautor ważnej książki o „odchrzczeniu“ Uscire dal gregge (Odejść ze stada), Luca Sossella Editore, 2008). Sięgnąłeś więc wreszcie do źródeł…
M.P.: Kiedy z czasem odkryłem popełnione błędy jak i podstawę procedury włoskiej czyli sprostowanie nieaktualnych danych osobowych, postanowiłem naprawić to, czego nie umiałem zrobić w 2008 roku. To jak czyszczenie stajni Augiasza… Skontaktowałem się z UAAR pod koniec kwietnia tego roku i okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Otrzymałem wyczerpującą pomoc i zbiór dokumentów. Powoli, ale konsekwentnie wszystkie elementy układkanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsca i ostatecznie mogłem dokończyć wywiad z Raffaelem, który jest na wystap.pl po polsku i po angielsku. Dzięki UAAR udało się przełamać szczelną kurtynę milczenia i dezinformacji w której przez lata tkwili polscy apostaci nie potrafiąc znaleźć wyjścia z kościelnego „prawa wewnętrznego” i tracąc czas na jałowe spelulacje o naruszeniu przez KEP „konstytucyjnego prawa do wolności wyznania” a nawet o... pozwie zbiorowym przeciwko Episkopatowi. To tylko pokazuje jak ważna jest współpraca międzynarodowa i uczenie się od mądrzejszych. Napisałem o tym artykuł „Współpraca międzynarodowa, głupcze!”.
A.Z.: Jak GIODO reaguje na to, że w Polsce chce się pójść tą samą drogą, którą przebyto już w innych krajach Unii Europejskiej, m. in. we Włoszech?
M.P.: Mimo, iż urząd istnieje od 1998 roku to ta batalia dopiero się rozpoczyna, siedem lat po jej wygraniu we Włoszech. Wcześniej nie łączono nawet GIODO z apostazją, co działało tylko na korzyść Kościoła. Obecnie czekamy na precedensową decyzję w sprawie prawa do wystąpienia z kościołów poprzez prośbę o sprostowanie nieaktualnych danych wrażliwych. Przypuszczalnie będzie to sprawa 29625/10 w której głównym bohaterem jest mój przyjaciel i współpracownik Marcin Marczyk z Nowego Sącza. Marcin już doszedł dalej niż ktokolwiek inny przed nim i myślę, że zrobi to, co nie udało się Zbigniewowi Kaczmarkowi czyli zostanie „polskim Giovannim C.”. Otrzymał z Biura GIODO pismo z informacją, że „jego” proboszcz został poproszony o złożenie wyjaśnień. Oczywiście on sam nie odpowie tylko wyśle to co mu przekaże kuria a w praktyce Rada Prawna KEP. Po raz pierwszy poznamy więc oficjalne stanowisko Kościoła.
A.Z.: Jak w sprawie podlegania przez kościoły ustawie zapisali się poprzedni generalni inspektorzy – Ewa Kulesza i Michał Serzycki?
Jak najgorzej. Z pewnością można powiedzieć, że tworzyli iluzję, że Kościół ma wszystkie prawa i żadnych obowiązków. Ewa Kulesza jako Generalny Inspektor wzięła udział 15 maja 2001 roku w „sympozjum naukowym” na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, która tak naprawdę była naradą jak walczyć z ustawą o ochronie danych osobowych. Gościem specjalnym był wysoki urzędnik Watykanu, ksiądz Juan Ignacio Arrieta, obecny sekretarz Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych. Jego referat „Konferencje biskupów a ustawodawstwo o prawie do prywatności i ochronie danych osobowych” był jawną instrukcją dla polskich biskupów jak nie podlegać ustawie. Minister Ewa Kulesza po wysłuchaniu nie miała już wątpliwości, że w sprawach kościelnych niczego jej nie wolno. Ksiądz Arrieta wykładał GIODO i polskim kolegom – w tym biskupowi Pieronkowi i czołowym postaciom Rady Prawnej KEP – co zrobić żeby nie podlegać ustawie. Radził im, by opracowali własną instrukcję powołując się na kanon 220 Kodeksu Prawa Kanonicznego, która byłaby równoległą procedurą do prawa państwowego. Dzięki temu – mówił niemal bez ogródek do polskiej minister – jeśli ktoś będzie chciał powołać się na ustawę, Kościół będzie mógł powiedzieć, że to koliduje z jego prawem wewnętrznym, a następnie przeciągać sprawy, mnożyć własne ekspertyzy i odwoływać się choćby do Trybunału Konstytucyjnego. Był to klarownie wyłożony plan gigantycznej manipulacji, która miała na celu wyłączyć Kościół spod ustawy. Episkopat zastosował się do tej rady częściowo – 27 września 2008 roku wydał instrukcję, ale mimo ponad trzydziestu kanonów, którymi ją „doprawiono” nie ma tego kluczowego czyli 220. Nie można więc zbudować tezy o ingerencji GIODO w wewnętrzne sprawy Kościoła ponieważ nie ma kościelnej procedury równoległej do ustawy. Być może z tego powodu gdyby abp Józef Michalik wysłał tę instrukcję do Watykanu to by mu jej nie zatwierdzili. Tutaj biskupi sfuszerowali sprawę. Zresztą „Actus formalis” i instrukcja KEP to praktycznie dwie różne rzeczy na ten sam temat. Zaczęto ją formalizować w kurii warszawskiej zanim powstał nadrzędny wobec niej dokument watykański.
Michał Serzycki do tego stopnia poniżył swój urząd, że 23 września 2009 roku nawet nie podpisał u siebie instrukcji, która de facto wyłącza Kościół Katolicki spod ustawy – a przynajmniej ma sprawić wrażenie, że jest wyłączony – ale pojechał do siedziby prawdziwej władzy czyli do Sekretariatu KEP. W praktyce tylko zgodził się z tym, że ustawa obowiązuje Kościół jedynie na papierze, bo ten kuriozalny dokument jeży się od kanonów. Jego odpowiedź do „Nie”, które go na tym przyłapało, pogrążyła go jeszcze bardziej.
A.Z.: To pokazuje niestety różnicę pomiędzy Polską a Włochami. Choć Watykan leży w tym samym mieście co wszystkie centralne urzędy Republiki Włoskiej to Gwarant Ochrony Danych Osobowych dba o interesy wszystkich obywateli, także niewierzących. We Włoszech wystąpienie z Kościoła leży w sferze prywatności obywatela, bo jest to sprawa delikatna, osobista – dlatego właśnie załatwia się to też poprzez list polecony. U nas robi się z tego poniżający cyrk, jakbyśmy żyli nie w kraju demokratycznym lecz teokratycznym. My w Polsce mamy w dalszym ciągu problem z tym, co jest ważniejsze – prawo powszechne czy kanoniczne.
M.P.: Niestety tak. Ksiądz Arrieta był szczególnie zaniepokojony artykułem 8 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej (podpisanej 7 grudnia 2000 – na pięć miesięcy przed jego wizytą w Krakowie), który mówi: „Każdy ma prawo do ochrony danych osobowych, które go dotyczą”. Waga tego artykułu polega na tym, że jest obowiązująctm w Polsce prawem międzynarodowym. Ma więc tę samą rangę co Konkordat. Karta Praw Podstawowych weszła jednak w życie w grudniu 2009 roku wraz z Traktatem lizbońskim, zaś Konkordat – w kwietniu 1998 roku a podpisano go na dwa lata przed uchwaleniem dyrektywy europejskiej 95/46/WE z której wynika ustawa o ochronie danych osobowych. Dlatego nad nim przeważa. Kościół w Polsce nie wygra powołując się na „Actus formalis defectionis ab Ecclesia catholica”. Ta instrukcja z marca 2006 roku (która powstała w odpowiedzi na to, co stało się we Włoszech w 2003 r., po interwencji włoskiego odpowiednika GIODO w sprawie Gianniego C. i by pomóc zapobiec temu samemu w Hiszpanii), służyła zresztą także temu, by zachęcić konferencje episkopatów krajowych do opracowania własnych instrukcji. Była to realizacja watykańskiego planu przeciwdziałania dyrektywie 95/46/WE. O jego skuteczności niech świadczy to, że polskie środowisko apostatów przyjęło instrukcję watykańską jako ułatwienie apostazji, bo nie było świadomości, że w ogóle istnieje alternatywa, którą instrukcja starała się odebrać. Wystap.pl chce uświadomić wszystkim, że istnieje taka alternatywa.
A.Z.: Trudno uwierzyć, że polska minister uczestniczyła w naradzie, która była sprzeczna z jej obowiązkami. Czy sądzisz, że to spotkanie miało reperkusje w późniejszej działalności GIODO?
M.P.: Była to narada ludzi z jakby innej planety. Biskup Pieronek był zły, że lekarze nie przekazują sądom biskupim dokumentacji medycznej, a przecież obowiązuje Konkordat więc mają przekazywać. Dyskutowano nad problemem czy zakonnica może pozwać swoją przełożoną o czytanie korespondencji i co zrobić żeby nie mogła czyli, aby państwo uznało, że zakony funkcjonują jak zakłady karne, gdzie kontroluje się korespondencję. Ogólnie mówiąc dyskutowano o pozbawianiu Polaków praw nazywając to „wolnością religijną”. Ks. dr Witold Adamczewski z Rady Prawnej KEP podsunął Ewie Kuleszy myśl, że o tym jak opuścić Kościół powinien decydować sam Kościół, a nie prawo. Tak więc ojcami chrzestnymi instrukcji o apostazji są księża Arrieta i Adamczewski. Gość z Watykanu tylko raz i zupełnie na marginesie wspomniał o kanonie 535 prawa kanonicznego. GIODO czekał na to jak na zbawienie i później powoływał się na ten kanon żeby nic nie robić. Znalazł się on także w instrukcji z 23-go września 2009 roku i nadal jest na jego stronie internetowej.
A.Z.: Czy chcesz powiedzieć, że urząd państwowy powoływał się na prawo kanoniczne bezpośrednio odpowiadając obywatelom?
M.P.: Celowała w tym pani Sylwia Mizerek, choć nie sądzę, by robiła to nie wiedząc czego oczekiwali od niej przełożeni. 18-go września 2006 r. odpisała panu Zbigniewowi z Krakowa, że „co do zasady” chroni go art. 27 ust. 2 pkt 4 ustawy, ale tak właściwie to go nie chroni, bo pierwszeństwo ma kanon 535. Co ciekawe pan Zbigniew zwrócił się w tej sprawie także do organów ścigania, zaznaczając, że ma uszczerbek na zdrowiu. Tak sprawą I Ds 2033/06 zajęła się Prokuratura Rejonowa dla Krakowa-Podgórza. 8-go sierpnia 2006 r. pani asesor Anna Filipek-Woźniak napisała coś bardzo ciekawego: „Jeśli pokrzywdzony nie może spełnić przedstawionych przez Kurię Metropolitalną wymogów uczynienia stosownej adnotacji na akcie chrztu z uwagi na stan zdrowia, to o okoliczności tej powinien powiadomić Kurię Metropolitalną, która ma obowiązek poinformowania go czy stosowne oświadczenie może być złożone w inny sposób (np. poprzez ustanowionego pełnomocnika czy też w obecności proboszcza parafii, ale nie na jej terenie a np. w miejscu zamieszkania pokrzywdzonego)”. Wyrok szedł w kierunku zapewnienia prawa do apostazji na podstawie procedur kościelnych, ale także obłożnie chorym i więźniom. Pani asesor widziała więc problem w tym, że ktoś mógł nie być w stanie zgłosić się do parafii. To ciekawy aspekt, który poruszyła w Polsce jako jedyna. Intuicja jej nie zawiodła ponieważ np. w Niemczech więźniowie mogą wystąpić z Kościoła po umówieniu u dyrektora więzienia spotkania z pracownikiem socjalnym (Rechtspfleger). Można dodać do tej listy ogromną rzeszę Polaków mieszkających za granicą. Obecna instrukcja KEP zakłada, że nie mogą oni wystąpić z Kościoła. Tym bardziej w imię praw obywateli polskich należy wygrać prawo do wystąpienia listem, które problem rozwiąże. We Włoszech, osoby niewierzące, zgodnie z prawem, otrzymują aktualizację danych – czyli wpis do Księgi Chrztu „nie jest już członkiem Kościoła rzymskokatolickiego“ – w ciagu 15 dni. W tym katolickim kraju, sprawa wystąpienia z Kościoła jest to sprawa prywatna każdego obywatela. Obywatelowi jest gwarantowana pełna anonimowość, zarówno ze strony Kościoła, jak i ze strony organizaji laickich. Na tym polega poszanowanie danych wrażliwych do których należy wyznanie. Portal wystap.pl walczy tylko o to, aby takie zasady obowiązywały w Polsce – aby „apostazja“ stała się elementem praw obywatelskich, tak jak to się dzieje w innych krajach UE.
A.Z.: Na czym polega różnica między wystąpieniem „kanonicznym” a „po włosku”. Jest wokół tego wiele nieporozumień.
M.P.: W największym skrócie nie chodzi o efekt – bo w obu przypadkach mówimy o dopisaniu tych samych kilku słów do księgi ochrzczonych – tylko o źródło prawa. Ten kto wydaje prawo ma władzę. W pierwszym przypadku jest to Konferencja Episkopatu Polski; w drugim – Sejm. Polskie prawo ma tu zastosowanie – a przynajmniej powinno mieć. Będziemy mieli możliwość przekonać się czy Polska szanuje własną suwerenność. Ponadto, jak mówiłem, procedura kościelna jest absurdalna, poniżająca i niczego nie zapewnia. Biskupi sami zmusili apostatów do walki. I to jest prawdziwy absurd całej sytuacji, bo przecież osoby niewierzące nie chcą walczyć z Kościołem – one zwyczajnie domagają się tylko zapewnienia im ich podstawowego prawa do ochrony danych osobowych, które ich dotyczą.
Rozmawiała AGNIESZKA ZAKRZEWICZ
W cieniu San Pietro - powrót na stronę główną
Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.
Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"
Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook
czwartek, 25 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.