Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

czwartek, 27 czerwca 2013

104. Nowy skandal homoseksualny w Watykanie czy fałszywe oskarżenia księdza pedofila?


Kiedy dyrektor dziennika telewizyjnego "La 7" Enrico Mentana zapowiadał materiał dziennikarski, pt: "Krąg młodych Rumunów rekrutowanych dla księży pedofilów. To zostało ujawnione przez byłego księdza", powiedział: widzieliśmy dokumenty, zdjęcia, doniesienie złożone karabinierom.

Oto zapis materiału włoskiego dziennika, który wzbudził ostrą reakcję Wikariatu Rzymu:

"Rumuńscy chłopcy i dziewczyny zwabiani by brać udział w imprezkach księży pedofilów. To wstrząsające doniesienie byłego księdza skazanego za przestępstwa seksualne i będącego teraz świadkiem oskarżenia w dochodzeniu prowadzonym przez rzymską prokuraturę, która w tej sprawie utrzymuje ścisłą tajemnicę.
Młodzi imigranci rumuńscy, samotni i zdesperowani, wyszukiwani przez byłego policjanta w nocnych klubach, saunach lub w okolicach dworca Termini w Rzymie, albo ściągani specjalnie do stolicy i oddawani na żer grupie kapłanów. Nieletni wykorzystywani w kościele San Lauro, niedaleko od Watykanu, za 100 lub 200 €.
To "bomba" zrzucona na san Pietro, ale to bomba która wewnątrz bazyliki św. Piotra nabrała kształtu - skarga byłego księdza Patrizia Poggi, (46 lat), zawieszonego a divinis, skazanego na 5 lat za przestępstwa seksualne, który w marcu br. udał się na policję i złożył doniesienie w celu ochrony świętego Kościoła i wspólnoty chrześcijańskiej, wiedząc o poważnych faktach, które podważają integralność moralną, normy kanoniczne i grożą sankcjami karnymi.
U jego boku była ważna postać, która podpisała się również na 5 stronicowym doniesieniu - biskup Luca Lorusso z Nuncjatury Apostolskiej we Włoszech, zastępca watykańskiego ambasadora Adriano Bernardiniego, bliskiego Bergogliowi, gdyż będącego nuncjuszem apostolskim w Buenos Aires przez 10 lat. To na pewno wielkie pragnienie papieża Franciszka, aby oczyścić Kościół przyczyniło się do ujawnienia tych rewelacji oraz długiej listy nazwisk księży. Wśród nich ks. Camaldo ceremoniarz papieski oraz biskup Filippi, sekretarz byłego prezydenta Episkopatu Włoch, Ruiniego, a teraz kardynała Villiniego, wikariusza Rzymu.
Ksiądz Poggi, zawieszony a divinis w 2010 roku, czeka aktualnie na rehabilitację kościelną. Trzy tygodnie temu raz jeszcze udał się na komendę karabinierów, aby dostarczyć zdjęcia, filmy, odcinki programu telewizyjnego "Piękni i potępieni", w którym występowały osoby w wieku od 15 do 21. Ujawnił również, że kiedy młodzi Rumuni publikują na facebook swoje zdjęcie profilowe z nagim torsem lub w kąpielówkach, to jest rodzaj sygnału, symbol, aby przyciągnąć uwagę dorosłych, oferując się w celu prostytucji.
Niektóre zdjęcia przedstawiają kapłanów i biskupa, o którym krążą informacje w środowisku kościelnym, że podobno ma znajomości homoseksualne, w niektórych przypadkach z osobami poniżej 18 roku życia.
Były policjant Buonviso, wskazany jako główny łowca chłopców, rekrutował ich przed dworcem Termini, w samochodzie służbowym z napisami "Dawcy krwi" lub "Nadzwyczajny zespół kryzysowy". Jego przyjaciel, aby przedstawiać kapłanom nowych kandydatów posługiwał się swoją agencją modelek i aktorów. Rekrutacja - kazał zaprotokołować ksiądz Poggi - zasadniczo była możliwa z powodu desperacji i braku środków do życia, która charakteryzuje status społeczny tych osób.
Na temat tak wrażliwego dochodzenia rzymska prokuratura nie chce udzielać informacji. "Nie ma żadnych podejrzanych i nie potwierdzam niczego", powiedział nam niedawno naczelny prokurator Pignatone."

W materiale dziennikarskim pokazano doniesienie złożone przez księdza Poggiego oraz listę nazwisk księży korzystających z prostytucji.

Jak podała włoska agencja dziennikarska AGI, na materiał zareagował wikariusz Rzymu, kardynał Agostino Villani, którego sekretarz został wymieniony wśród osób zamieszanych w skandal:
"Prokurator Generalny Republiki Rzymu, Pignatone, kategorycznie zaprzeczył, że kapłani z diecezji rzymskiej są oskarżeni o pedofilię na podstawie skargi, złożonej przez byłego księdza Patrizia Poggi, który zrezygnował w 2007 ze stanu duchownego, w związku z przestępstwami o charakterze seksualnym popełnionymi na dzieciach i odbył wyrok w więzieniu Rebibbia." - informuje nota Wikariatu Rzymu.

AGI podała, że: "Kardynał wikariusz Agostino Vallini wyraża głęboki żal za rozpowszechnianie tych oszczerczych wiadomości, które strzelają na oślep, bez rozróżnienia pomiędzy tymi, którzy są winni i muszą zapłacić, a których się oczernia.

Wikariusz Villani odnowił swoje zaufanie do kapłanów i szacunek do ich wielkodusznej służby. Zdecydowanie potępił fakt, że media stają się megafonem wiadomości, nie celem potwierdzenia przestępstwa, ale naruszają najbardziej "podstawowe zasady etyki dziennikarskiej i poszanowanie prywatności." Kardynał wyraził pełne zaufanie do wymiaru sprawiedliwości, przekonany, że zostaną  "zdemontowane oszczerstwa, potwierdzające nieprawdziwe oświadczenia Poggiego, prawdopodobnie dyktowane przez ducha zemsty czy urazy osobiste".

O całej sprawie na pewno jeszcze usłyszymy. Okaże się, czy to nowy skandal dotyczący ważnych osobistości kościelnych, czy rzeczywiście były ksiądz oczernia swoich współbraci i rzuca błoto na Watykan z chęci zemsty.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

103. Emanuela Orlandi - 30 lat milczenia


piątek, 21 czerwca 2013

102. Mija 30 lat od zaginięcia Emanueli Orlandi



W sobotę, 22 czerwca 2013 roku, o godzinie 19.30, w Rzymie odbędzie się manifestacja upamiętniająca Emanuelę Orlandi. Piętnastoletnia dziewczynka, córka funkcjonariusza Prefektury Domu Papieskiego, zaginęła 30 lat temu. Do tej pory nie rozwiązano tej tajemnicy.
Osoby, chcące wesprzeć rodzinę, która wciąż poszukuje swojej bliskiej, wyruszą spod Bazyliki Świętego Apolinarego i przejdą ulicami miasta do Watykanu, przemierzając w kierunku odwrotnym drogę jaką Emanuela przebyła po raz ostatni. Będzie to symboliczny powrót do domu. Manifestacja zakończy się na Placu św. Piotra.
Pietro Orlandi, brat zaginionej, ma nadzieję, że papież Franciszek pomodli się ze wszystkimi za Emanuelę.  Poprzedni papież Benedykt XVI nie wymienił nigdy publicznie nawet imienia dziewczynki, pomimo próśb i apeli rodziny, pod którymi podpisało się dziesiątki tysięcy osób z całego świata. W książce Gianluigiego Nuzziego „Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI” autor ujawnił pismo, w którym odradzano Ratzingerowi, by mówił publicznie o zaginionej.
„Podzielam niepokoje i udręki rodziców Emanueli Orlandi, nie tracąc nadziei w sens człowieczeństwa tych, którzy ponoszą odpowiedzialność w tej sprawie. Zanoszę swoją modlitwę do Pana, aby Emanuela mogła wrócić cała i zdrowa w objęcia swoich bliskich, którzy czekają w nieopisanych mękach” – apelował Jan Paweł II trzydzieści lat temu.
 

Dwudziestego drugiego czerwca 1983 roku piętnastoletnia współobywatelka Ojca świętego, córka funkcjonariusza Prefektury Domu Papieskiego, wyszła z domu przy ulicy Sant’Egidio w Watykanie, by udać się do szkoły muzycznej Ludovico da Victoria przy placu Świętego Apolinarego, nieopodal bazyliki o tej samej nazwie, w okolicach placu Navona. Miała przy sobie flet. Już nigdy nie powróciła do domu. Rodzina szuka jej od trzydziestu lat.
Dla Polski był to dzień podniosły i ważny. Jan Paweł II odbywał drugą pielgrzymkę do ojczyzny (od 16 do 23 czerwca 1983 roku) objętej jeszcze stanem wojennym. Tamtego dnia, w środę, był w Krakowie. W późnych godzinach wieczornych na Wawelu odbyło się też drugie spotkanie Jana Pawła II z generałem Wojciechem Jaruzelskim, trwające godzinę i trzydzieści siedem minut. Nie było ono zaplanowane wcześniej. Dlaczego się odbyło i o czym wtedy rozmawiano?
Piętnastoletnia Emanuela wyszła z Watykanu i wsiadła do autobusu 64. Wysiadła na przystanku przy Corso del Rinascimento i ostatni odcinek przeszła na piechotę. Wtedy na wysokości Senatu zatrzymał ją mężczyzna w samochodzie BMW, który zaoferował jej pracę – rozdawanie ulotek firmy Avon na pokazie mody sióstr Fontana. Emanuela powiedziała, że musi zapytać rodziców. On ją uspokoił, mówiąc, że może przyprowadzić również ich. Zaoferował się, że poczeka na nią po lekcji i da jej materiały reklamowe, żeby pokazała w domu. Emanuela poszła na zajęcia i przed wyjściem ze szkoły zadzwoniła do domu, by o tym wszystkim opowiedzieć. Rodziców nie było, rozmawiała ze starszą siostrą, która powiedziała jej, że proponowane wynagrodzenie wydaje jej się zbyt wysokie i że lepiej będzie, jeśli porozmawia wieczorem z tatą.
Orlandi wyszła po zajęciach i do 19.10 była w towarzystwie koleżanki, która później pojechała do domu. Druga siostra, młodsza, wraz z przyjaciółmi czekała na nią dwieście metrów dalej. Ponieważ Emanuela nie pojawiła się o umówionej godzinie, poszli w kierunku szkoły, dokąd dotarli około wpół do ósmej. Emanueli już tam nie było. Od tego momentu wszelki ślad po niej zaginął.
Pietro Orlandi – brat zaginionej, wraz z ojcem Ercole od razu udali się na policję złożyć zawiadomienie o zniknięciu ich bliskiej. Nie chciano jednak go przyjąć, gdyż upłynęło zbyt mało czasu. Tłumaczono im, że dziewczyna może oddaliła się dobrowolnie. Aż do apelu Jana Pawła II podczas modlitwy Anioł Pański 3 lipca 1983 roku, włoska policja uważała, że Emanuela uciekła z domu. Zdaniem brata zaginionej, papież uwiarygodnił hipotezę porwania obywatelki watykańskiej, a o jej zniknięciu został poinformowany gdy wsiadał do samolotu odlatującego z Polski.
Przez 30 lat ani włoskiej prokuraturze prowadzącej kilka dochodzeń, ani sędziom śledczym, ani znanym dziennikarzom nie udało się rozwiązać zagadki zniknięcia Emanueli Orlandi. Istnieje jednak kilka hipotez.


 


AGNIESZKA ZAKRZEWICZ
Watykański labirynt
Rozmowy o zamachu na Jana Pawła II, zabójstwie Roberta Calviego, zaginięciu Emanueli Orlandi
Wydawnictwo Czarna Owca, czerwiec 2013

czwartek, 20 czerwca 2013

101. Emanuela Orlandi - tajemnicza historia fletu



 Kiedy zamykałam Watykański labirynt, w sprawie Emanueli Orlandi nastąpił nowy, nieprzewidziany zwrot.
Na początku marca 2013 roku do redakcji programu Chi l’ha visto? zgłosił się mężczyzna, który twierdził, że wie, gdzie jest flet Emanueli Orlandi, i wskazał miejsce. Rzeczywiście został znaleziony stary flet poprzeczny w futerale, zawinięty w gazetę z dwudziestego dziewiątego maja 1985 roku z artykułem dotyczącym sprawy Orlandi. W tamtym czasie Ali Ağca w trakcie drugiego procesu w sprawie zamachu na Jana Pawła II zaczął mówić, że Emanuelę porwano, aby jako zakładniczkę wymienić ją na niego, i że z tego właśnie powodu musiał zniweczyć przewód sądowy.
Prokuratorzy Giancarlo Capaldo oraz Simona Maisto, prowadzący dochodzenie w sprawie zniknięcia obywatelki watykańskiej, nakazali ekspertyzę instrumentu. Na flecie były wygrawerowane inicjały MFW i numer seryjny, którego pierwsze cyfry to 3 i 6, oraz nazwa producenta – Rampone & Cazzani. Flet pochodził sprzed 1983 roku.
Na kilka dni przed Wielkanocą nadszedł list anonimowy do Raffaelli Monzi, jednej z dawnych koleżanek Emanueli ze szkoły muzycznej Ludovico da Victoria przy Bazylice świętego Apolinarego. Wewnątrz koperty były włosy, kolorowy kwiat z koronki, ziemia i kawałek ciemnej tkaniny, a także wycinki z gazet w języku niemieckim, kawałki kliszy fotograficznej i arkusz papieru z odręcznym stylizowanym napisem: „Niech nie śpiewają więcej dwie piękne brunetki, aby nie wyglądać jak baronowa dwudziestego pierwszego stycznia, w dzień męczeństwa świętej Agnieszki z blond włosami w winnicy Pańskiej”. Po prawej stronie, w pionie, dwa numery – 193 i 103. Na jednym z wycinków było zdjęcie składających przysięgę gwardzistów szwajcarskich, a nad nim napis po niemiecku: „Podczas przysięgi każdy gwardzista staje twarzą do flagi i obiecuje służyć wiernie, lojalnie i uczciwie Papieżowi oraz jego legalnym następcom”. Obok zdjęcia zostało napisane piórem: „4 – Rzeka”. Inny wycinek pochodził z pierwszej strony gazety i była na nim fotografia z zapowiedzią artykułu pod tytułem Przysięga nowych gwardzistów szwajcarskich. Na marginesie napisano odręcznie: „Silentium” i „V. Frattina 103”. Na odwrocie inny napis: „Musico 26/10/1808 – 05/03/1913–2013”. Do listu załączono trzy negatywy fotograficzne. Dwa trudne do odczytania. Trzeci natomiast przedstawia ludzką czaszkę z napisem: „ELEONORA DE BON [nieczytelne] zmarła w Campagni 23 sierpnia [nieczytelne]”. Także siostra Mirelli Gregori (zaginionej siódmego maja 1983 roku) otrzymała list anonimowy z tym samym tekstem („Niech nie śpiewają więcej dwie piękne brunetki...”) i załączniki. Było jednak kilka małych różnic. Uwaga na marginesie artykułu w pierwszym liście brzmiała „4 – Rzeka”, a w drugim „V – Rzeka”. Antonietta Gregori oddała list w ręce śledczych. Oba listy zawierają wiele aluzji do wiadomości, jakie pozostawiali rzekomi porywacze w 1983 roku, i dlatego śledczy potraktowali je poważnie.
Również inne dziwne wydarzenie wzbudziło zainteresowanie prokuratury: dwudziestego pierwszego grudnia 2012 roku w pobliżu kolumnady Bazyliki świętego Piotra przypadkowy turysta znalazł podejrzaną torbę z napisem w języku angielskim „nie dotykać”. Policja odkryła w środku ludzką czaszkę, która została przekazana do laboratorium kryminalistyki. Charakter pisma przypominał ten z tajemniczych listów nadesłanych cztery miesiące później do domu Antonietty Gregori i Raffaelli Monzi.
Już dwanaście lat temu, trzynastego maja 2001 roku, w dwudziestą rocznicę zamachu na Jana Pawła II, odnaleziono inną czaszkę, podrzuconą do konfesjonału w kościele świętego Grzegorza VII nieopodal Watykanu. Doprowadziło to wtedy do wznowienia śledztwa. Podejrzewano, że czaszka mogła należeć do jednej z zaginionych dziewczyn. Eksperci nie potrafili jednak ustalić tego jednoznacznie – sprawę więc zamknięto.
Marco Fassoni Accetti – człowiek, który wskazał, gdzie znajduje się flet, bo go sam tam ukrył – został przesłuchany kilkakrotnie przez włoską prokuraturę. Nowy świadek wyjaśnił, że należał do „grupy kontrwywiadu” z udziałem księży, stworzonej po to, by „wywierać nacisk na Stolicę Apostolską”, a wspieranej również przez agentów włoskiego wywiadu sismi i członków bandy z Magliany. Dwudziestego drugiego czerwca 1983 roku przebywał w pobliżu bazyliki świętego Apolinarego, „aby sfotografować samochód BMW, który należał do Enrica De Pedisa”. Fassoni Accetti oświadczył, że był jednym z anonimów szantażujących telefonicznie rodzinę Orlandich i Watykan. Mężczyzna twierdził, że na początku oddalenie się zarówno Emanueli Orlandi, jak i Mirelli Gregori „było dobrowolne”, ponieważ zostało zorganizowane przy pomocy „sieci przyjaciół”. Emanuela za namową koleżanki wsiadła do samochodu, w którym siedział fałszywy duchowny, podczas gdy Mirella „nieoczekiwanie zakochała się w jednym z agentów”, wyjechała za granicę, ale powróciła do Rzymu w 1994 roku, aby „spotkać się z matką w przyczepie kempingowej”. siostra zaginionej, Antonietta Gregori, zaprzeczyła z oburzeniem tej wersji wydarzeń.
Rzekomy agent kościelnego kontrwywiadu opowiedział prokuratorom, że Emanuela Orlandi pozostała na terenie Włoch do grudnia 1983 roku, i zapewnił: „Nie padła ofiarą przemocy ani nie cierpiała. Mieszkała w dwóch apartamentach i dwóch przyczepach. Załatwiliśmy jej pianino i zapewniliśmy, że rodzina wie o tym upozorowanym porwaniu i się na nie zgadza. Następnie nasza grupa przeniosła ją za granicę, na przedmieścia Paryża, gdzie może jeszcze żyje, tak samo jak Mirella, ale nie wiem gdzie”. Zdaniem nowego świadka na początku „myślano, aby uwolnić szybko Orlandi, ale po apelu papieża podczas modlitwy Anioł Pański trzeciego lipca, nadającym sprawie światowy rozgłos, było to już niemożliwe”.
Mężczyzna wyjaśnił, że dwa upozorowane zaginięcia były powiązane z zamachem na Jana Pawła II, gdyż służby specjalne obiecały Alemu Ağcy, że jeśli będzie współpracował, otrzyma ułaskawienie od papieża i prezydenta Republiki Włoskiej. Według Marca Fassoniego Accettiego, który jest artystą multimedialnym i niezależnym producentem filmowym, w latach osiemdziesiątych skontaktowali się z nim pewni duchowni, proponując, aby – jako osoba bardzo kreatywna – „współpracował z niektórymi kapłanami skorymi do grzechu”. Grupa ta miała wykonywać „brudną robotę” na rzecz jednej z frakcji watykańskich. zdecydował się opowiedzieć całą historię dopiero teraz, po zmianie papieża, bo ma nadzieję, że Franciszek ujawni wiele rzeczy.
„Kreatywny artysta” zeznał także, że Emanuela w pierwszych dniach po oddaleniu się przebywała w instytucie religijnym w Villa Lante na Zatybrzu, u stóp wzgórza Janikulum. On sam towarzyszył jej podczas spacerów, na które wychodziła, założywszy perukę. Janikulum to element, który łączy jego narrację z zeznaniami sabriny Minardi – kochanki Enrica De Pedisa, szefa bandy z Magliany. To właśnie tam rzymski bandyta miał przywieźć Orlandi w samochodzie BMW, aby następnie ukryć ją w domu w Torvajanice.
Wersja Fassoniego Accettiego jest prawdziwa czy to tylko dobrze wymyślony scenariusz oparty na wielu szczegółowych informacjach, które zostały ujawnione w ciągu ponad trzydziestu lat? Prokuratorzy i dziennikarze podchodzą bardzo ostrożnie do nowych rewelacji.
Mężczyzna, który po trzydziestu latach sam się oskarżył o współudział w upozorowanym porwaniu dwóch piętnastoletnich dziewczyn, w 1983 roku był wmieszany w śmierć dwunastoletniego chłopca, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach – syna urugwajskiego urzędnika ONZ. Jak ustalił dziennikarz Chi l’ha visto? Fiore de Rienzo, człowiek, który umożliwił odnalezienie fletu należącego być może do Emanueli Orlandi, dwudziestego pierwszego grudnia 1983 roku został zatrzymany jako podejrzany o morderstwo chłopca, który zniknął poprzedniego wieczoru w rzymskiej dzielnicy EUR, a kilka godzin później został znaleziony martwy przez kierowcę autobusu w Castel Porziano w pobliżu Ostii. Marco Fassoni Accetti był właścicielem furgonetki Ford, która potrąciła śmiertelnie dwunastolatka w miejscu znacznie oddalonym od jego domu. Śledczy podejrzewali wtedy porwanie, ale na ciele chłopca odnaleziono jedynie złamania powypadkowe. Accettiego skazano więc za nieumyślne zabójstwo. Porzucony samochód został odkryty przez agenta ochrony w pobliżu domu sędziego Severina Santiapichi, przewodniczącego składu sędziowskiego w obu procesach rzymskich w sprawie zamachu na Jana Pawła II, w których był sądzony Mehmet Ali Ağca. Ale na tym nie kończą się tajemnice związane z Markiem Fassonim Accettim...
Za każdym razem, kiedy się wydaje, że wreszcie uda się dotrzeć do prawdy i odkryć przyczynę tajemniczego zniknięcia Emanueli Orlandi, pojawiają się nowe ślady, nowe sekrety i hipotezy, nowi świadkowie, którzy kierują dochodzenie na inne tory, próbując zmylić śledczych i dziennikarzy.
„Podzielam niepokoje i udręki rodziców Emanueli Orlandi, nie tracąc nadziei w sens człowieczeństwa tych, którzy ponoszą odpowiedzialność w tej sprawie. Zanoszę swoją modlitwę do Pana, aby Emanuela mogła wrócić cała i zdrowa w objęcia swoich bliskich, którzy czekają w nieopisanych mękach” – apelował Jan Paweł II trzydzieści lat temu.
Również ja z całego serca życzę rodzinie Orlandich, aby Emanuela powróciła wreszcie do domu.

Tę książkę dedykuję także pamięci tych wszystkich, którzy zaginęli bez śladu i bez rozgłosu.

Agnieszka Zakrzewicz
Rzym, 30 kwietnia 2013


 
AGNIESZKA ZAKRZEWICZ

Watykański labirynt

Rozmowy o zamachu na Jana Pawła II, zabójstwie Roberta Calviego, zaginięciu Emanueli Orlandi

Wydawnictwo Czarna Owca, czerwiec 2013
 

środa, 19 czerwca 2013

100. Watykański labirynt. Rozmowy o zamachu na Jana Pawła II, zabójstwie Roberta Calviego, zaginięciu Emanueli Orlandi

 
 


AGNIESZKA ZAKRZEWICZ

Watykański labirynt

Rozmowy o zamachu na Jana Pawła II, zabójstwie Roberta Calviego, zaginięciu Emanueli Orlandi

Wydawnictwo Czarna Owca, czerwiec 2013

Zamach na Jana Pawła II, zabójstwo Roberta Calviego, zaginięcie Emanueli Orlandi to jedne z najbardziej tajemniczych i do tej pory niewyjaśnionych wydarzeń historii współczesnej. Te trzy tragedie – następujące jedna po drugiej w pierwszych latach pontyfikatu Karola Wojtyły – są jak labirynt, do którego wchodzi się w poszukiwaniu prawdy i z którego nie można już wyjść. To wpleciona w kontekst zimnej wojny łamigłówka kryminalno-historyczna, której od ponad trzydziestu lat nie mogą rozwiązać ani śledczy i prokuratura, ani dziennikarze. Prawda jest tak skomplikowana, że nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się wszystko wyjaśnić.
Dlatego książka ta ma na celu zebranie świadectw osób, które z zamachem na Jana Pawła II, zabójstwem Roberta Calviego lub zaginięciem Emanueli Orlandi miały wiele wspólnego albo zajmowały się tymi sprawami zawodowo, często przez lata, i z tych powodów są najbardziej kompetentne, aby mówić o faktach, wydarzeniach, dokumentach, dowodach, prawdziwych lub fałszywych tropach.
Ilario Martella i Rosario Priore to dwaj włoscy sędziowie śledczy, którzy prowadzili drugie i trzecie dochodzenie w sprawie zamachu na papieża – bez wątpienia to właśnie oni potrafią udzielić najwięcej istotnych i interesujących informacji na ten temat. Carlo Calvi jest synem zabitego bankiera, a Pietro Orlandi od lat poszukuje zaginionej siostry, dlatego ich głosy są bardzo ważne. Prawnik Ferdinando Imposimato – były sędzia śledczy i adwokat matki Emanueli – poświęcił wiele lat, by znaleźć rozwiązanie. Jego zdaniem porwanie młodej obywatelki watykańskiej jest konsekwencją oraz kontynuacją zamachu na papieża – w obu przypadkach mocodawcą była Moskwa, a organizatorami i wykonawcami wywiad bułgarski oraz Szare Wilki. Uprowadzona dziewczyna nadal żyje i stała się ofiarą syndromu sztokholmskiego. Imposimato wraz z dziennikarzem Sandrem Provvisionatem napisali książkę Zamach na Papieża, która ukazała się w 2011 roku także w Polsce. Profesor Francesco Bruno – znany włoski kryminolog – był przesłuchiwany przez sędziego Priore w ramach dochodzenia „Papa-ter”. Arturo Mari – oficjalny fotograf papieża – trzynastego maja 1981 roku znajdował się na placu Świętego Piotra zaledwie kilka kroków od Jana Pawła II, gdy Mehmet Ali Ağca do niego strzelał. Marco Ansaldo – watykanista włoskiego dziennika „La Repubblica” – i Yasemin Taşkın – korespondentka tureckiego dziennika „Sabah” – są autorami książki Uccidete il Papa (Zabijcie papieża). Wielokrotnie spotkali się z tureckim zamachowcem. Ich zdaniem próbę zabicia przywódcy Kościoła katolickiego podjęły i sfinansowały Szare Wilki, które potrzebowały rozgłosu z powodów politycznych, a ślad bułgarski był operacją dezinformacji prowadzoną przez CIA. Christo Petrov, wieloletni bułgarski korespondent w Rzymie, od samego początku śledził dochodzenie w sprawie zamachu oraz proces, w którym oskarżono także jego rodaków, i uważa, że CIA nie ma nic wspólnego z Bulgarian connection, gdyż był on owocem nadgorliwości ideologicznej pewnych przedstawicieli mediów. Brytyjski dziennikarz Philip Willan śledził natomiast proces w sprawie zabójstwa Roberta Calviego i napisał książkę Last Supper (Ostatnia Wieczerza) o tajemniczej śmierci „bankiera Boga”. Z inicjatywy Maurizia Turco – deputowanego partii Włoscy Radykałowie – odbyła się interpelacja parlamentarna dotycząca rekwizycji sądowych w sprawie Calviego, na które Watykan nigdy nie odpowiedział. Raffaella Notariale, włoska dziennikarka telewizyjna, odkryła w Bazylice świętego Apolinarego w Rzymie grobowiec Enrica De Pedisa – legendarnego szefa bandy z Magliany, i wraz z Sabriną Minardi, byłą kochanką rzymskiego przestępcy, napisała książkę Segreto criminale (Tajemnica kryminalna). Zeznania Minardi z kolei skierowały prokuraturę, prowadzącą dochodzenie w sprawie zaginięcia Emanueli Orlandi, właśnie na trop bandy z Magliany. Mister X Polak od lat żyjący we Włoszech – w 1983 roku został zatrzymany przez policję jako rzekomy „Amerykanin”, który prowadził pertraktacje w imieniu porywaczy obywatelki watykańskiej, szantażujących Watykan i żądających uwolnienia Ağcy. Gianluigi Nuzzi, autor dwóch głośnych bestsellerów, podjął natomiast trop weryfikowany przez włoskich śledczych, wskazujący na to, że powodem zaginięcia nastolatki były pobudki seksualne i być może nigdy nie opuściła ona Bazyliki Świętego Apolinarego, gdzie zginęła.
Wreszcie Piotr Litka – znany polski dziennikarz, reporter TVN-owskiego superwizjera – wraz z Grzegorzem Głuszakiem napisał książkę Skompromitować papieża: nieznane fakty i dokumenty dotyczące Jana Pawła II. Dlaczego również jego zaprosiłam do rozmowy? Pozornie wydaje się, że prowokacja obyczajowa, polegająca na podrzuceniu pamiętników Ireny Kinaszewskiej do domu księdza Bardeckiego w 1983 roku, nie ma absolutnie nic wspólnego z zamachem na Jana Pawła II i zaginięciem Emanueli Orlandi. Jeżeli jednak prześledzi się uważnie wydarzenia, dokumenty i daty, może się okazać, że operacja o włoskim kryptonimie „Triangolo”, prowadzona przez kapitana Grzegorza Piotrowskiego (skazanego za porwanie i zabicie księdza Jerzego Popiełuszki), była częścią większej międzynarodowej operacji „Papież”, prowadzonej od 1982 roku w celu odwrócenia uwagi od śladu bułgarskiego.
W Watykańskim labiryncie są przedstawione hipotezy i opinie nieraz ze sobą sprzeczne i często kontrowersyjne. Autorka nie zamierza nikogo przekonywać, że któryś z omawianych śladów jest prawdziwy lub nie. Czytelnik sam dojdzie do własnych konkluzji.

Agnieszka Zakrzewicz

wtorek, 18 czerwca 2013

99. Dlaczego zabito mojego ojca? - rozmowa z Carlo Calvim


 Fragment obszernego wywiadu jaki Carlo Calvi - syn "bankiera Boga" udzielił Agnieszce Zakrzewicz do jej książki "Watykański labirynt". Calvi opowiada o  zabójstwie swojego ojca, które do dziś nie zostało wyjaśnione oraz o jego relacjach z bankiem watykańskim, szantażach politycznych i praniu brudnych pieniędzy. 
 
- Pana ojciec zginął śmiercią tragiczną 17 czerwca 1982 roku w Londynie. Dlaczego po ucieczce z Włoch udał się właśnie tam?

- Mojemu ojcu odebrano paszport zimą 1981 roku. Możliwość wyjazdów była jednak dla niego bardzo ważna, ponieważ chciał osobiście dać gwarancje bankom zagranicznym będącym partnerami Ambrosiano. Zbliżał się termin płatności w Banco Ambrosiano Holdings w Luksemburgu. Bruno Tassan Din, ówczesny administrator grupy wydawniczej Rizzoli, uruchomił pewne kapitały znajdujące się w dyspozycji Rothschild Bank w Zurychu, które miały posłużyć do rekapitalizacji wydawnictwa, i przesunął je zgodnie ze wskazaniami Umberta Ortolaniego. Banca d’Italia domagał się wtedy rozdzielenia partycypacji niebankowych i powrotu kapitałów zainwestowanych poza granicami kraju.
Już od kilku lat wokół mojego ojca krążyli podejrzani osobnicy, którzy byli łącznikami pomiędzy polityką a przestępczością i kontrolowali jego ruchy. Wykorzystał ich, aby nielegalnie opuścić Włochy, bo zamierzał udać się do Zurychu, jednak ci, którzy mu towarzyszyli, wybrali jako cel podróży Londyn, gdyż tam mieli kontakty z przestępczością zorganizowaną pochodzenia włoskiego. Posłużyli się zawiadomieniem o zniknięciu, złożonym na policji przez adwokatów mojego ojca, aby go przekonać, że nie może przekroczyć granicy szwajcarskiej ze względu na ryzyko zatrzymania, lecz powinien się udać prywatnym samolotem do Londynu.
Ojciec miał zamiar wrócić do Włoch, aby zeznawać w procesie apelacyjnym dotyczącym przestępstw walutowych, w którym był oskarżony, a który miał się niebawem rozpocząć. W pierwszej instancji sąd nie przyjął częściowych odpowiedzi, jakie otrzymał za pomocą rekwizycji międzynarodowej z Banca del Gottardo w Lugano. Aby się obronić, ojciec miał ujawnić sekretną sieć powiązań między spółkami wykorzystywanymi przez Banco Ambrosiano i bank watykański IOR.

- Może Pan przypomnieć w skrócie historię procesów w sprawie śmierci Roberta Calviego?

- Do procesu rzymskiego doszło po pokonaniu innych fundamentalnych etapów. Pierwszym z nich był wyrok Drugiego Trybunału w Londynie, który w 1983 roku wydał „werdykt otwarty”. Następnie, w 1989 roku, wyrok w procesie cywilnym przeciwko spółce ubezpieczeniowej Assicurazioni Generali, który uznawał – po przeprowadzeniu bardzo skomplikowanego eksperymentu sądowego – że było to zabójstwo, a nie samobójstwo. Później, pod koniec 1991 roku, świadkowie koronni przebywający w Nowym Jorku – byli bossowie cosa nostry dużego kalibru: Francesco Marino Mannoia i Tommaso Buscetta – wskazali mafiosa Francesca Di Carlo jako odpowiedzialnego za morderstwo. On sam stał się potem świadkiem koronnym. To oskarżenie doprowadziło do otwarcia śledztwa w Rzymie w sprawie zabójstwa Roberta Calviego. W tym samym okresie sędzia śledczy Mario Almerighi otworzył też dochodzenie w sprawie paserstwa teczki z dokumentami należącej do mojego ojca. Wynikiem tego śledztwa był długoletni proces sądowy. Ten sam sędzia Almerighi postawił przed sądem także Flavia Carboniego i innych oskarżonych. To postępowanie rozpoczęło się pod koniec 2005 roku i trwało dwa lata. W 2010 roku rozpoczął się proces apelacyjny, a w 2011 zapadł wyrok Sądu Kasacyjnego. Wyrok ten bez cienia wątpliwości orzeka o zabójstwie mojego ojca. Do tych samych konkluzji doszła w minionych latach policja brytyjska.

- Boss cosy nostry Pippo Calò – uważany za kasjera sycylijskiej mafii, biznesmen Flavio Carboni – uwikłany w wiele afer, Ernesto Diotallevi – podejrzewany o powiązania z bandą z Magliany, oraz były przemytnik Silvano Vittor, który towarzyszył pana ojcu w ucieczce z Włoch do Londynu – osoby te były oskarżone w trzystopniowym procesie i zostały w końcu uniewinnione z powodu braku wystarczających dowodów. Jakie są Pana refleksje w związkuz wynikiem procesu?

- Proces był przykładem uprzywilejowania ilości nad jakością. Brało w nim udział wielu byłych mafiosów cosa nostry i kamorry, którzy zeznawali bardzo ogólnikowo rzeczy zasłyszane od innych, najczęściej już nieżyjących osób. Wydaje mi się, że w przypadku mafijnych świadków koronnych wybór powinien być bardziej selektywny. Żeby uprzywilejować pranie brudnych pieniędzy mafii jako powód zabójstwa, chciano odizolować mafię od polityki. Mafia natomiast jest częścią układów z władzą, z których czerpie przywileje i okazję do prania brudnych kapitałów. Niewielu świadków mówiło o mechanizmach funkcjonowania kont w banku watykańskim IOR, a tylko bardziej ogólnie o działaniach likwidacyjnych i dochodzeniach mających miejsce na przestrzeni trzydziestu lat.
Pieniądze zdeponowane w Szwajcarii przez Carboniego i Diotalleviego, pochodzące z Banco Ambrosiano w Nassau i Managui, w dalszym ciągu stanowią motywację do popełnienia zbrodni, przynajmniej w przypadku tych dwóch ludzi, którzy starali się zapewnić sobie ich posiadanie.

- Jak zsyntetyzowałby Pan związki pomiędzy polityką, finansjerą, masonerią i mafią?

- Przestępczość zorganizowana jest gwarantem tajnego paktu między interesami ekonomicznymi a polityką i czerpie z tego korzyści poprzez możliwość prania brudnych pieniędzy. Pełni również funkcję cichego pośrednika, który ma zapewnić realizację działań natury przestępczej, jakich nie mogą dokonywać osobiście ani politycy, ani biznesmeni. Politycy, jeśli chodzi o finansowanie ich działalności, są ograniczani poprzez narzucone im zasady systemu demokratycznego. Muszą ten problem jakoś rozwiązać. Załatwiają to za nich „tajne grupy trzymające władzę”, które całkowicie wynaturzają demokrację. Czymś takim była właśnie loża masońska Propaganda 2. Wzrost znaczenia tego typu holdingów władzy dostrzegamy dziś niemal wszędzie.

- Pański ojciec zrobił bardzo wiele dla Watykanu, gdy jednak znalazł się w kłopotach, Watykan nie zrobił dla niego nic. Jak z czysto ludzkiego i moralnego punktu widzenia ocenia Pan tę tragiczną historię, która dotknęła Pana bezpośrednio?

- Watykan ponosi moralną i prawną odpowiedzialność za to, co się stało. Świadczą o tym nieformalne relacje, jakie łączyły IOR i Ambrosiano. Komisja mieszana, powołana przez włoski Parlament do zbadania sprawy bankructwa Banco Ambrosiano, uwidoczniła ich podejrzaną naturę. Trudno czasami zrozumieć, czy działania były prowadzone we własnym imieniu, czy w interesie innych, a to miało konsekwencje w stosunku do podmiotów trzecich. Partnerami mojego ojca były banki zagraniczne, które udzielały pożyczek Banco Ambrosiano Holding w Luksemburgu. W żadnym wypadku banki te nie mogły się dowiedzieć o relacjach, jakie łączyły Ambrosiano z Watykanem. Stąd w 1977 roku wziął się pierwszy kryzys z audytorami bankowymi w Nassau, którzy chcieli ujawnić wszystko w sprawozdaniu finansowym, co spowodowałoby całkowite zamknięcie się ze strony banków zagranicznych. Za wszystko to, co się stało pod względem finansowym, całkowitą odpowiedzialność ponosi Watykan.

- Od zabójstwa Pana ojca minęło trzydzieści jeden lat. Czy obawia się Pan, że upływ czasu zatrze ślady i uniemożliwi dotarcie do prawdy?

- Nie martwi mnie upływ czasu. Afera wokół Ambrosiano spowodowała, że ten bank znalazł swoje miejsce w historii zmagań o przejrzystość i regulację bankowości, ze względu na swe emblematyczne znaczenie. Systemy prawne krajów zaangażowanych w tę historię nie są doskonałe. Ci jednak, którzy śledzą z uwagą wydarzenia mające związek ze sprawą Roberta Calviego, widzą, że stwarzają one nowe okazje pozwalające dotrzeć do prawdy.
Policja angielska była bardzo zadowolona, gdy w 2002 roku pozbyła się sprawy.
Niestety, w dalszym ciągu instytucje powołane do kontrolowania systemu polityczno-finansowego nie są w stanie tego robić, gdyż system ów wciąż ma tendencję do wymykania się spod demokratycznej kontroli. Ostatnie afery świadczą o tym najlepiej. Dodajmy do tego jeszcze całkowitą nieudolność Watykanu pod względem prowadzenia PR-u, co mogliśmy zauważyć wszyscy. Myślę, że cała prawda o śmierci mojego ojca wyjdzie kiedyś na jaw.





poniedziałek, 17 czerwca 2013

98. Roberto Calvi nie powiesił się sam, lecz został uduszony i powieszony



 Dziś mija 31 rocznica zabójstwa Roberta Calviego. 


Potrzeba było aż 29 lat, aby orzec definitywnie o tym, że „bankier Boga“ nie powiesił się sam, lecz został powieszony, choć prawda ta była znana już od samego początku…




„Roberto Calvi został zabity przez uduszenie. Policja angielska nie ma co do tego wątpliwości. Bankier został zamordowany pomiędzy dziewiętnastą a dwudziestą drugą w czwartek siedemnastego czerwca 1982 roku i powieszony przez swoich morderców na tej samej linie, którą go uduszono, na metalowym rusztowaniu po północnej stronie pod mostem Blackfriars na Tamizie, podczas przypływu. Mordercy, prawdziwi eksperci zbrodni, podpłynęli łódką do rusztowania i dokonali makabrycznej misji, a później oddali się z prądem rzeki. Jak ustaliliśmy, mówi o tym jeden z głównych punktów poufnego, ale decydującego raportu Interpolu, przekazanego rzymskiej prokuraturze. Raport sporządzono na podstawie sekcji zwłok bankiera przeprowadzonej w Londynie i ustaleń policji City (...)”.


To relacja włoskiego korespondenta Sandra Paternostra, spisana dziewięć dni po znalezieniu zwłok Roberta Calviego. Do dziś nie wiadomo, co się stało z „poufnym raportem” sporządzonym przez Interpol i wysłanym do rzymskiej prokuratury.
Raport, który dziennikarz zdążył jeszcze przeczytać, natychmiast został zastąpiony nowymi relacjami policji angielskiej, mówiącymi o klasycznym samobójstwie.
Postępowanie karne w sprawie zabójstwa „bankiera Boga“ rozpoczęło się pod koniec 2005 roku w Rzymie i trwało dwa lata. W 2010 roku rozpoczął się proces apelacyjny, a w 2011 zapadł wyrok Sądu Kasacyjnego. Wyrok ten bez cienia wątpliwości orzeka o zabójstwie Calviego. Do tych samych konkluzji doszła w minionych latach także policja brytyjska.

Agnieszka Zakrzewicz