Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

niedziela, 20 listopada 2016

Zakończenie Roku Świętego 2016 wydaje mi się najlepszą okazją by pożegnać się z zawodem "watykanistki" wykonywanym przez 20 lat...

Zakończenie Roku Świętego 2016 wydaje mi się najlepszą okazją by pożegnać się z zawodem "watykanistki" wykonywanym przez 20 lat. Tak... Dwadzieścia lat i trzy pontyfikaty! Cztery książki o tematyce "watykańskiej" opublikowane w Polsce i jedna we Włoszech; kilkaset artykułów, tysiące zapisanych stron, blog autorski "W cieniu San Pietro".
We wstępie do mojej pierwszej książki "Papież i kobieta", opowiedziałam historię mojej pracy i problemy z nią związane. Kiedy zaczynałam - przez długi czas musiałam publikować moje teksty pod pseudonimem, choć opisywałam to samo, co moi zagraniczni koledzy. Pisałam o tym, co w Stolicy Apostolskiej działo się naprawdę, podając informacje jak wszystkie zagraniczne media. W Polsce informacje te były tematem tabu, a pisanie o nich grzechem... Fakt, że zwolniono mnie z Radia Watykańskiego, za to, że w audycji poświęconej artystycznej historii Watykanu wspomniałam o tym, że "Sąd Ostateczny" Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej został tuż przed jego śmiercią ocenzurowany i domalowano na nim słynne "majtki" świadczy najlepiej o poziomie polskiej bigoterii.

Przez dwadzieścia lat trochę się zmieniło - np. mogłam zacząć publikować pod własnym nazwiskiem, ale nie we wszystkich mediach. Do tej pory bawi mnie to, że jeszcze niedawno jakiś zacny, łysawy i znany polski publicysta napisał na mnie donos do pewnej redakcji, że moje nazwisko w żadnym wypadku nie powinno pojawiać się obok jego, gdyż jestem największą grzesznicą Polski. Z donosów na mnie pewnie będzie można usypać drugi Kopiec Kościuszki, bo Polacy lubują się w donoszeniu. Chętnie bym się z nimi zapoznała, ale część jest pewnie w dokumentach tajnych. Może potomni sobie poczytają.

Zawsze byłam czarną owcą Polski - oczywiście dla Polaków. Byli tacy, co nie chcieli mi podawać ręki, gdyż jestem niewierząca (np. były prezydent mojego rodzinnego miasta). I tacy, którzy bali się podawać mi rękę, bo stracą pracę. Zdarzyło mi się nawet spotkać osobę, która śmiertelnie zbladła i pisnęła ze strachu, gdy się sobie przedstawiliśmy, a potem błagała, żebym nikomu nie mówiła, że chodzi ze mną na jogę...

Wróćmy jednak do zmian. Dziś to, o czym musiałam pisać kiedyś pod pseudonimem (skandale watykańskie, malwersacje finansowe, pedofilia klerykalna, homofobia, homoseksualizm księży, poniżanie kobiet, pranie brudnych pieniędzy w banku watykańskim, skandale seksualne za Murami, brak reform, bezkrytyczne i głupie wypowiedzi duchownych na różnych szczeblach - jak np. ta o trzęsieniu ziemi, które jest karą za związki partnerskie), wreszcie podają media głównego nurtu w Polsce.

Papież Franciszek jest długo wyczekiwanym, dobrym, postępowym i światłym władcą Kościoła, więc nie bardzo wiadomo co o nim pisać. Lewica światowa zrobiła z niego swojego idola, ale i przywódcę. Prawica czeka już na jego następcę. Jakakolwiek krytyka Bergoglia jest więc nie na miejscu, a zresztą najlepiej uprawiają ją katoliccy integraliści, posuwając się niejednokrotnie do rzeczy, których ja o głowie Kościoła katolickiego i przywódcy państwa nigdy nie ośmieliłabym się ani powiedzieć, ani nawet pomyśleć jako ateistka.

W rezultacie o Watykanie i papieżu pisze się mniej. Zainteresowanie "watykanistyką" w Polsce (ale także w innych krajach) spadło. Informacje z pierwszej ręki można uzyskać śledząc bezpośrednio kanały Franciszka w mediach społecznościowych. Jego kontrowersyjne wypowiedzi przedrukowuje się jako informacje agencyjne lub cytując inne zagraniczne media - z dwudniowym lub trzydniowym opóźnieniem, jak już będzie wiadomo co i na pewno papież powiedział, i na ile to jest sprzeczne z naukami toruńskiego czy łagiewnickiego Kościoła.

Okazało się też, że Polska nie jest już bijącym sercem katolicyzmu, lecz leży na dalekich peryferiach Kościoła Powszechnego, który obrał nowy kierunek - oświeconej otwartości. Z byłej ojczyzny Karola Wielkiego coraz bardziej czuć brzydki zapach  obskurantyzmu, integralizmu i mrocznego średniowiecza. Nie to, żebym się bała deportacji, jako ateistka... Madagaskar mi nie straszny.
No ale cóż - "watykanistyka" to poważna sprawa. O historii współczesnej i przemianach Kościoła katolickiego oraz o tym, co dzieje się za watykańskimi Murami nie da się pisać raz na jakiś czas, z doskoku. Trzeba śledzić każdego dnia to, co dzieje się w Watykanie, aby mieć zawsze wszystkie informacje, poparte faktami. To nie hobby, to zawód. Jeżeli już dłużej z przyczyn ekonomicznych nie da się go wykonywać, lepiej zająć się gotowaniem i szydełkowaniem...

Myślę zresztą, że to dobrze, iż ja, ateistka i "największa polska grzesznica" przestanę wreszcie pisać o palących problemach współczesnego Kościoła. Przez 20 lat odwaliłam kawał dobrej roboty za polską średnią klasę katolicką, która całkowicie zaniedbała swoje katolickie obowiązki. Niestety w Polsce katolicy widzą z jednej strony kler a z drugiej ateistów - dwie strony konfliktu, które ze sobą walczą. Polscy katolicy - a zwłaszcza katoliccy intelektualiści stanęli  bezczynnie i wygodnie pośrodku, i zapomnieli zupełnie o tym, że to Wy wierni, a nie my (ateiści) "jesteście Kościołem".  Macie narodowy kościół, którego jesteście odbiciem i nie dziwcie się, że Jezus Chrystus został intronizowany na Króla Polski. Ja się temu nie dziwię...

Agnieszka Zakrzewicz z Zielonego Przylądka

1 komentarz:

  1. Nie dla wszystkich Polaków jesteś czarną owcą. Wyrażam stanowcze „nie”. Wszak też jestem Polką, choć zapewne znajdą się tacy, co będą mieli inne zdanie na ten temat. Zresztą, ja lubię owce, kolor nie robi różnicy. Sama mam nieodparte wrażenie, że czasem zaczynam beeczeeć... Mogą mnie na ten Madagaskar deportować z Tobą, jestem chętna, jakby co. Cykniemy sobie zdjęcie i wstawimy w internet. Ja nie taka strachliwa... Ty szybciej się przestraszysz. ;) Ale zanim się wybierzemy kochaniutka na ten Madagaskar, to zapraszam na mój wschód. Jakbyś kiedyś była, to zapraszam. Tu jest inna mentalność, ze względu na wielokulturowość. Z przyjemnością cyknę nam wspólne zdjęcie (jak wcześniej sama nie uciekniesz) i wstawię u siebie. O konsekwencje się nie martwię. Spoko... Znajomi uciekną? Phi, już dawno to zrobili. Madagaskar to jeszcze trochę poczeka... Nie tak szybko. Chciałaby dusza do raju, nie? Ale wiesz co? Moi znajomi czy nieznajomi, zapewne w ogóle nie będą wiedzieć coś Ty za jedna. Wpadaj na Podlasie, będziesz incognito.
    P.S
    Nawet jakby wiedzieli, to też nie zmienia postaci rzeczy. :)

    A już na serio, co oznacza tak naprawdę to pożegnanie? Myślę, że znajdzie się wiele takich osób, którym będzie brakować Twojego spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.