Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

niedziela, 20 listopada 2016

Zakończenie Roku Świętego 2016 wydaje mi się najlepszą okazją by pożegnać się z zawodem "watykanistki" wykonywanym przez 20 lat...

Zakończenie Roku Świętego 2016 wydaje mi się najlepszą okazją by pożegnać się z zawodem "watykanistki" wykonywanym przez 20 lat. Tak... Dwadzieścia lat i trzy pontyfikaty! Cztery książki o tematyce "watykańskiej" opublikowane w Polsce i jedna we Włoszech; kilkaset artykułów, tysiące zapisanych stron, blog autorski "W cieniu San Pietro".
We wstępie do mojej pierwszej książki "Papież i kobieta", opowiedziałam historię mojej pracy i problemy z nią związane. Kiedy zaczynałam - przez długi czas musiałam publikować moje teksty pod pseudonimem, choć opisywałam to samo, co moi zagraniczni koledzy. Pisałam o tym, co w Stolicy Apostolskiej działo się naprawdę, podając informacje jak wszystkie zagraniczne media. W Polsce informacje te były tematem tabu, a pisanie o nich grzechem... Fakt, że zwolniono mnie z Radia Watykańskiego, za to, że w audycji poświęconej artystycznej historii Watykanu wspomniałam o tym, że "Sąd Ostateczny" Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej został tuż przed jego śmiercią ocenzurowany i domalowano na nim słynne "majtki" świadczy najlepiej o poziomie polskiej bigoterii.

Przez dwadzieścia lat trochę się zmieniło - np. mogłam zacząć publikować pod własnym nazwiskiem, ale nie we wszystkich mediach. Do tej pory bawi mnie to, że jeszcze niedawno jakiś zacny, łysawy i znany polski publicysta napisał na mnie donos do pewnej redakcji, że moje nazwisko w żadnym wypadku nie powinno pojawiać się obok jego, gdyż jestem największą grzesznicą Polski. Z donosów na mnie pewnie będzie można usypać drugi Kopiec Kościuszki, bo Polacy lubują się w donoszeniu. Chętnie bym się z nimi zapoznała, ale część jest pewnie w dokumentach tajnych. Może potomni sobie poczytają.

Zawsze byłam czarną owcą Polski - oczywiście dla Polaków. Byli tacy, co nie chcieli mi podawać ręki, gdyż jestem niewierząca (np. były prezydent mojego rodzinnego miasta). I tacy, którzy bali się podawać mi rękę, bo stracą pracę. Zdarzyło mi się nawet spotkać osobę, która śmiertelnie zbladła i pisnęła ze strachu, gdy się sobie przedstawiliśmy, a potem błagała, żebym nikomu nie mówiła, że chodzi ze mną na jogę...

Wróćmy jednak do zmian. Dziś to, o czym musiałam pisać kiedyś pod pseudonimem (skandale watykańskie, malwersacje finansowe, pedofilia klerykalna, homofobia, homoseksualizm księży, poniżanie kobiet, pranie brudnych pieniędzy w banku watykańskim, skandale seksualne za Murami, brak reform, bezkrytyczne i głupie wypowiedzi duchownych na różnych szczeblach - jak np. ta o trzęsieniu ziemi, które jest karą za związki partnerskie), wreszcie podają media głównego nurtu w Polsce.

Papież Franciszek jest długo wyczekiwanym, dobrym, postępowym i światłym władcą Kościoła, więc nie bardzo wiadomo co o nim pisać. Lewica światowa zrobiła z niego swojego idola, ale i przywódcę. Prawica czeka już na jego następcę. Jakakolwiek krytyka Bergoglia jest więc nie na miejscu, a zresztą najlepiej uprawiają ją katoliccy integraliści, posuwając się niejednokrotnie do rzeczy, których ja o głowie Kościoła katolickiego i przywódcy państwa nigdy nie ośmieliłabym się ani powiedzieć, ani nawet pomyśleć jako ateistka.

W rezultacie o Watykanie i papieżu pisze się mniej. Zainteresowanie "watykanistyką" w Polsce (ale także w innych krajach) spadło. Informacje z pierwszej ręki można uzyskać śledząc bezpośrednio kanały Franciszka w mediach społecznościowych. Jego kontrowersyjne wypowiedzi przedrukowuje się jako informacje agencyjne lub cytując inne zagraniczne media - z dwudniowym lub trzydniowym opóźnieniem, jak już będzie wiadomo co i na pewno papież powiedział, i na ile to jest sprzeczne z naukami toruńskiego czy łagiewnickiego Kościoła.

Okazało się też, że Polska nie jest już bijącym sercem katolicyzmu, lecz leży na dalekich peryferiach Kościoła Powszechnego, który obrał nowy kierunek - oświeconej otwartości. Z byłej ojczyzny Karola Wielkiego coraz bardziej czuć brzydki zapach  obskurantyzmu, integralizmu i mrocznego średniowiecza. Nie to, żebym się bała deportacji, jako ateistka... Madagaskar mi nie straszny.
No ale cóż - "watykanistyka" to poważna sprawa. O historii współczesnej i przemianach Kościoła katolickiego oraz o tym, co dzieje się za watykańskimi Murami nie da się pisać raz na jakiś czas, z doskoku. Trzeba śledzić każdego dnia to, co dzieje się w Watykanie, aby mieć zawsze wszystkie informacje, poparte faktami. To nie hobby, to zawód. Jeżeli już dłużej z przyczyn ekonomicznych nie da się go wykonywać, lepiej zająć się gotowaniem i szydełkowaniem...

Myślę zresztą, że to dobrze, iż ja, ateistka i "największa polska grzesznica" przestanę wreszcie pisać o palących problemach współczesnego Kościoła. Przez 20 lat odwaliłam kawał dobrej roboty za polską średnią klasę katolicką, która całkowicie zaniedbała swoje katolickie obowiązki. Niestety w Polsce katolicy widzą z jednej strony kler a z drugiej ateistów - dwie strony konfliktu, które ze sobą walczą. Polscy katolicy - a zwłaszcza katoliccy intelektualiści stanęli  bezczynnie i wygodnie pośrodku, i zapomnieli zupełnie o tym, że to Wy wierni, a nie my (ateiści) "jesteście Kościołem".  Macie narodowy kościół, którego jesteście odbiciem i nie dziwcie się, że Jezus Chrystus został intronizowany na Króla Polski. Ja się temu nie dziwię...

Agnieszka Zakrzewicz z Zielonego Przylądka

czwartek, 6 października 2016

164. Polskie kobiety niech podziękują Franciszkowi...


"Życie musi być zawsze przyjęte i chronione - zarówno przyjęte, jak i chronione - od poczęcia aż do naturalnej śmierci, i wszyscy jesteśmy powołani, aby je szanować i troszczyć się o nie. Z drugiej strony do zadań państwa, Kościoła i społeczeństwa należy towarzyszenie i konkretna pomoc wszystkim, którzy znajdują się w sytuacji poważnej trudności, aby dziecko nigdy nie było postrzegane jako ciężar, lecz jako dar, a osoby najsłabsze i najuboższe nigdy nie były pozostawiane samym sobie."

Papież Franciszek - przemówienie na Wawelu, podczas Światowych Dni Młodzieży
(Źródło: G.W)

Polskie kobiety niech podziękują Franciszkowi...

Niektóre osoby zapytały mnie dlaczego nie skomentowałam pielgrzymki Franciszka do Polski? Nie skomentowałam na blogu W cieniu San Pietro, ponieważ komentarz ten byłby wtedy przedwczesny - ale nie różniłby się od tego, co napiszę tu teraz.
Skomentowałam wizytę Bergoglia w Polsce we włoskim RadioRadicale, zwracając właśnie uwagę na słowa papieża o ochronie życia. Zwróciłam się również w komentarzach na FB do kilku moich znajomych, którzy zbyt entuzjastycznie twierdzili, że wizyta Franciszka jest poparciem dla polskiej demokracji i opozycji - pisząc, iż „nie chciałabym, aby cenę nieuzasadnionego entuzjazmu liberałów i lewicy zapłaciły polskie kobiety”...
Jedyną osobą, która zauważyła, że papież w zasadzie nie powiedział nic o demokracji i nic, co byłoby szczególnie ważne dla polskiej opozycji, była Eliza Michalik. Zarzucano jej wtedy, że straciła okazję by milczeć...
No cóż - upłynęło kilka miesięcy od wizyty papieża i mieliśmy "Czarny Poniedziałek".

Bergoglio przegrał z Kirchner

Co kryje się za słowami papieża Franciszka wypowiedzianymi podczas ŚDM w Krakowie? Bardzo wiele rzeczy. Mnie przyszła od razu na myśl historia 14-latki z argentyńskiej Salty, która pod koniec 2013 r., obiegła świat. Dziewczynka została zgwałcona przez ojca na oczach matki. Kiedy ta stanęła w obronie dziecka - mężczyzna pobił obie. Gdy trafiły do szpitala okazało się, że nieletnia jest w ciąży w wyniku kazirodztwa. Jej matka postanowiła odwołać się do decyzji Sądu Najwyższego z 2012 r., na mocy której bardzo restrykcyjne argentyńskie prawo antyaborcyjne ulegało liberalizacji i zezwalało na to, by kobiety mogły usunąć ciążę niechcianą będącą wynikiem gwałtu. Niestety w przypadku nieletniej decydował o tym sąd, który skazał ją na urodzenie dziecka i oddanie go do adopcji. Rozpoczęła się batalia prawna trwająca ponad miesiąc - w tym czasie dziewczynka była przetrzymywana w szpitalu i ze stresu schudła  8 kg. W końcu adwokatka Monica Menini wywalczyła dla niej prawo do usunięcia niechcianej ciąży.
Po wizycie Franciszka w Polsce pomyślałam jedno... "Teraz Polki spróbuje się skazać na takie piekło..."

Historia ustaw antyaborcyjnych w Argentynie jest jeszcze bardziej skomplikowana niż ta w Polsce. Dopiero w 2015 r., w tym kraju został wprowadzony „protokół legalnego przerywania ciąży”, który gwarantuje kobiecie prawo do aborcji w przypadku zagrożenia jej życia lub w przypadku gwałtu -argentyńskie ministerstwo zdrowia pracowało nad nim od 2007 r. Choć ustawa ta jest jeszcze bardziej restrykcyjna niż "polski kompromis aborcyjny" z 1993 r. - dla argentyńskich kobiet jest ona olbrzymim zwycięstwem i jest zwłaszcza wygraną prezydent Cristiny Fernández de Kirchner, a porażką argentyńskiego Kościoła i osobistą porażką kardynała Jorge Maria Bergoglia, będącego w latach 2005–2011 przewodniczącym Konferencji Episkopatu Argentyny. Niektórzy Argentyńczycy twierdzą, że Bergoglio jej tego nigdy nie wybaczył...
Praktycznie do 2012 r. (czyli do cytowanego powyżej wyroku Argentyńskiego Sądu Najwyższego, gwarantującego prawo do aborcji niekaralnej w przypadku gwałtu) aborcja w Argentynie była zakazana - z wyjątkiem okresu Rewolucji Argentyńskiej w latach 1968-73. Po zamachu stanu prawicowej junty wojskowej w 1976 r. ustawa antyaborcyjna została znowu zaostrzona. Niestety trudno zapomnieć o torturach i gwałtach na kobietach w argentyńskich obozach, a także o tym, iż junta wojskowa odebrała tysiące dzieci desaparecidos i przekazała je członkom oraz zwolennikom reżimu. W społeczeństwie patriarchalnym i maskulinistycznym, którym jest społeczeństwo argentyńskie, zwłaszcza na głębokiej prowincji, kazirodztwo to akceptowana norma społeczna. Aborcja jest natomiast największą zbrodnią. Już w 1984 r. w Argentynie weszła w życie ustawa (zgodna z Konwencją Praw Człowieka Ameryki Łacińskiej), według której życie ludzkie jest chronione od jego poczęcia do śmierci.
Pomimo całkowitego zakazu aborcji w Argentynie wykonywano setki tysięcy nielegalnych zabiegów, a śmierć na skutek poronienia był najczęstszym rodzajem przyczyn zgonów wśród kobiet. W marcu 2015 r., argentyński minister zdrowia Daniel Gollan, który podpisał „protokół legalnego przerywania ciąży” przyznał, że w Argentynie dokonywano co roku 500 tys. nielegalnych aborcji. Krystyna Kirchner popierając ten projekt mówiła, że nie jest za aborcją, lecz zależy jej na ochronie życia kobiet i przyszedł czas na to, aby Argentyna przedyskutowała ten problem poważnie. Obecny „argentyński kompromis aborcyjny” zezwala na niekaralne usunięcie ciąży w przypadku zagrożenia życia, zdrowia fizycznego lub psychicznego matki lub gwałtu – jest więc bardziej rygorystyczny, niż polski.
Warto prześledzić dokładniej historię argentyńskich batalii prawnych pomiędzy adwokatami katolickimi i „kirchnerystami” (także tych dotyczących aborcji chemicznej), aby zrozumieć co w najbliższym czasie czeka Polskę.

W Argentynie się nie udało, spróbujemy w Polsce...

Historia ustaw antyaborcyjnych w Polsce jest równie zawiła – zwłaszcza, gdy próbuje się ją przedstawić zachodniej opinii publicznej. W dużym skrócie można to ująć następująco. Już w 1932 r. Polska miała jedną z najbardziej liberalnych i postępowych ustaw antyaborcyjnych w Europie i na świecie – dzięki zaangażowaniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Ireny Krzywickiej. Dopuszczała ona niekaralne przerywanie ciąży z powodu ścisłych wskazań medycznych oraz 
gdy ciąża zaistniała w wyniku zgwałcenia, kazirodztwa bądź współżycia z nieletnią poniżej lat 15. Przestępstwo gwałtu musiało zostać potwierdzone zaświadczeniem prokuratorskim, a o przyzwoleniu na zabieg orzekało dwóch lekarzy.
W okresie II wojny światowej Polkom zezwolono na nieograniczone dokonywanie aborcji i była to forma nazistowskiej polityki rasowej oraz eugenicznej, polegającej na eliminacji ludzi słabszych rasowo. Komunistyczna ustawa z 1956 r. wprowadzała ponownie ochronę życia poczętego, pozostawiając trzy furtki: gdy za przerwaniem ciąży przemawiały wskazania lekarskie dotyczące zdrowia płodu lub kobiety ciężarnej; gdy zachodziło uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku przestępstwa; ze względu na trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej.
W 1993 r w Polsce wprowadzono Ustawę o planowaniu rodziny, która do dziś jest uważana za jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie i w świecie Zachodnim (jedynie trochę bardziej liberalna od tej argentyńskiej). Już dziś nie jest tajemnicą, że był to tak zwany „kompromis aborcyjny” pomiędzy polską lewicą postkomunistyczną (wtedy u władzy) a Episkopatem, za poparcie referendum integracyjnego  dotyczącego wejścia do Unii Europejskiej. W 2002 r,. do Parlamentu Europejskiego został wystosowany List Stu Kobiet domagający się w Polsce wolnej debaty na temat aborcji, która została zaniechana ze względu na kompromis aborcyjny. Arcybiskup Józef Życiński określił go jako „niepoważny protest”.
Pomimo licznych starań polskich środowisk kobiecych, aby w przyznaniu Polkom prawa do świadomego macierzyństwa, bezpiecznej niekaralnej aborcji i edukacji seksualnej dołączyć do reszty zachodniego świata, a nie do Ameryki Łacińskiej – do tej pory dyskusji o aborcji w Polsce na poważnie nie podjęto. Został odrzucony projekt ustawy „Ratujmy Kobiety”, a przeszedł projekt „Stop aborcji” przedłożony przez Ordo Iuris.

Ci, którzy myślą, że PiS przestraszył się Czarnego Protestu i reakcji polskich kobiet lub, że Krystyna Pawłowicz coś zrozumiała głosując za odrzuceniem projektu Ordo Iuris, chyba znowu oceniają sytuację zbyt entuzjastycznie. Całe zamieszanie wokół ustawy zakazującej całkowicie aborcji ma na celu wypracowanie nowego „kompromisu aborcyjnego” w Polsce na wzór argentyński, który będzie pięknym gestem pojednania pomiędzy aktualnym polskim rządem i polskim Kościołem, a głową Kościoła Powszechnego, która do tej pory w Polsce była kontestowana przez środowiska katolickie jako „papież lewicy”.
Wszystko, co w tej chwili dzieje się w Polsce, nie jest niczym innym jak odpowiedzią na apel Franciszka na Wawelu: „Życie musi być zawsze przyjęte i chronione - zarówno przyjęte, jak i chronione - od poczęcia aż do naturalnej śmierci, i wszyscy jesteśmy powołani, aby je szanować i troszczyć się o nie”. Można się więc spodziewać, że PiS zaproponuje swoją nową ustawę antyaborcyjną, której celem będzie zrobienie z Polski drugiej Argentyny w samym sercu Europy.


Czy polskie kobiety się obronią?

Jan Paweł II od początku swojego pontyfikatu określił siebie „papieżem życia” i wydał walkę tzw. „cywilizacji śmierci”. Walka ta znalazła najpodatniejszy grunt właśnie w Ameryce Łacińskiej i nie przez przypadek w Argentynie. Podczas pontyfikatu Franciszka można się spodziewać, że wojna Kościoła z aborcją nasili się jeszcze bardziej, przybierając wręcz charakter integralistyczny – gdyż Bergoglio będzie chciał przenieść model argentyński do Europy. Wojna ta właśnie się zaczęła – w Polsce…
Franciszek jest wspaniałym, charyzmatycznym liderem i znakomitym politykiem – więc będzie bardzo trudno go kontestować pod jakimkolwiek względem.
Co do „aborcji eugenicznej” z papieżem można się zgodzić, mając nawet laicki światopogląd. Życie musi być przyjęte w każdej formie – ale państwo, Kościół i społeczeństwo musi stworzyć warunki do tego, aby rodziny, w których przyjdą na świat dzieci chore, kalekie i upośledzone nie pozostawały same, aby osoby „inne” mogły się odnaleźć w społeczeństwie, znaleźć pracę, być akceptowane, poruszać się po mieście bez barier architektonicznych – a nie kończyć w instytutach dobroczynnych i kościelnych, gdzie – jak odkryliśmy w ostatnich czasach – były przez lata wykorzystywane seksualnie.
Z drugiej jednak strony – jako kobieta - z papieżem (ani z żadnym innym mężczyzną) nigdy się nie zgodzę, co do faktu, że życie poczęte wbrew woli - z gwałtu na nieletnich, na upośledzonych, z kazirodztwa i z każdej przemocy – ma absolutne pierwszeństwo nad zdrowiem fizycznym i psychicznym kobiety.
Być może są kobiety, które uważają inaczej – te, które brały udział w „białym proteście”. Być może dla nich, ich córka zgwałcona przez pijanego ojca, a ich męża, musi urodzić i oddać dziecko do adopcji lub sierocińca, bo życie jest święte…Ja jednak jestem „kirchnerystką” i postąpiłabym jak matka 14-latki z argentyńskiej Salty…
Tak jak Cristina Fernández de Kirchner nie jestem za aborcją, lecz za ochroną życia kobiet – tym razem w Polsce…

Kobiety i dziewuchy, od lat wiemy, że aborcja to także polityka, którą uprawia się na skórze kobiet… nie składajcie więc parasolek, bo jesteście w niebezpieczeństwie…

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu


poniedziałek, 12 września 2016

Tygodnik Faktycznie? To można czytać... Nowa nieklerykalna gazeta

Nad Łódką zdarzył się cud. No może nie należy porównywać go z Cudem nad Wisłą, ale cud to cud! W dobie kryzysu mediów drukowanych stworzyć lewicowy tygodnik ogólnopolski ukazujący się w 80 tys. egzemplarzy, zaczynając od zera, to prawdziwy cud. Do tego jeszcze ma to miejsce w Łodzi, a nie w Warszawie, więc cud nad rzeką Łódką można uznać za podwójny.




Jak to się stało? W lipcu tego roku część redakcji tygodnika „Fakty i Mity” po wewnętrznym dochodzeniu w słynnej sprawie Romana K., zdecydowała się odejść i założyć własną gazetę. Do sprawy nie będę tu wracać, orzekać będzie o niej sąd. Znalazł się inwestor – łódzki drukarz i wydawca książek Grzegorz Tamecki – który zaryzykował i postawił na lewicę. Tak oto powstał „Tygodnik Faktycznie”, na który wiele osób –  o odmiennych poglądach niż te obowiązujące – od dawna czekało. Postępowy, odważny, alternatywny wobec mediów mainstreamowych i establishmentu, na swój sposób rewolucyjny, idący pod prąd, kontestujący, emancypujący, laicki, demokratyczny, a przede wszystkim informujący o tym, co nadal przemilcza główny nurt.

Co można znaleźć w „Tygodniku Faktycznie”?

Z okładki 10 już numeru „TF” uśmiecha się Robert Biedroń, który uratował Słupsk i próbuje ratować Polskę. Gazeta ma dużą część informacyjną, a składają się na nią newsy, wywiady, reportaże, sprawy społeczne i felietony. Bardzo interesujący jest dział historyczny i strony światopoglądowe poświęcone debacie pomiędzy ateistami a ludźmi wierzącymi różnych opcji. Jest też strona dotycząca zdrowego żywienia i domowych sposobów na zachowanie zdrowia, która w przyszłości mogłaby się rozwinąć w coś poważniejszego i większego – na przykład w dział o bezpieczeństwie żywieniowym planety i ekorewolucji. W dziale sportowym – innym niż zwykle – można przeczytać artykuły o roli demokratycznej i prospołecznej kultury fizycznej (np. „Piłka kontra dyktatura”). Są oczywiście listy od czytelników i ostra satyra.
Zespół „TF” jest prężny i pracowity, ze świetną sekretarz redakcji Pauliną Arciszewską-Siek oraz niezastąpionym Adamem Ciochem w roli naczelnego. W gazecie pracuje kilku młodych dziennikarzy, min. Marcin Kos, Wiktoria Zimińska, Ariel Szenborn i Łukasz Piotrowicz. Wśród korespondentów są takie nazwiska jak: Kuba Puchan, Szymon Martys, Piotr Jastrzębski, Małgorzata Borkowska, Agnieszka Abemonti-Świrniak (Paryż) oraz Jarosław Pietrzak (Londyn). Publicyści historyczni to Paweł Petryka (historyk) oraz prof. Dariusz Łukasiewicz i dr Piotr Napierała (dział światopoglądowy).
W „Tygodniku Faktycznie” można przeczytać dobre felietony pióra prof. Jana Hartmana, Anny Grodzkiej, Piotra Ikonowicza, Piotra Szumlewicza, prof. Andrzeja Jaczewskiego i „Świat według Andrzeja Rodana” (przy tym można się nieźle ubawić). Marek Krak i Tomasz Kozłowski piszą na tematy światopoglądowe.
W tym towarzystwie, aż prosi się, by zaiskrzyło kilka innych lewicowych piór...

Do kogo jest skierowany „Tygodnik Faktycznie”?

Od dawna w polskim społeczeństwie uformowały się grupy odbiorców, z którymi nikt się nie liczy i uważa je za marginalne. To te procenty, których zabrakło lewicy (zarówno ZLEW-owi jak i Razem) by wejść do parlamentu. W przyszłości może się okazać, że to całkiem kusząca grupa docelowa, stanowiąca wyborczy elektorat i polityczne zaplecze.
„Tygodnik Faktycznie” mogą czytać ludzie o poglądach lewicowych w różnych odcieniach (od centrolewicowych po radykalne), środowiska społecznie postępowe (od socjalliberalnych po socjalistyczne), wolnomyśliciele, agnostycy, racjonaliści oraz ateiści. Jest to gazeta skupiająca wokół siebie polskich antyklerykałów i choć niektórym może wydawać się to dziwne,  są wśród nich nie tylko niewierzący, ale w dużej części katolicy krytyczni oraz antyklerykalni chrześcijanie, którym nie odpowiada klerykalizacja i upolitycznienie religii. „TF” jest otwarty dla środowisk LGBT, walczy o prawa kobiet, o prawa pracownicze. Daje głos środowiskom lokatorskim sprzeciwiającym się polskiemu barbarzyństwu mieszkaniowemu. Jest sprzymierzeńcem ekologii i nowej Zielonej Rewolucji. To tygodnik dla ludzi poszukujących światopoglądowo i chcących się rozwijać w różnych dziedzinach.
Kogo „Tygodnik Faktycznie” krytykuje i komu się nie spodoba? To Kościół klerykalny, PiS, nacjonaliści, establishment neoliberalny broniący interesów finansowych i gospodarczych elit, konserwatyści i wszelkiego rodzaju „konserwa”. No cóż – nie wszystkich i nie wszystko da się lubić. Parafrazując ministra Waszczykowskiego – „Tygodnik Faktycznie” to idealne medium dla cyklistów i wegetarian.

Wielki eksperyment dziennikarsko-wydawniczy

Podczas gdy wszystkie obecne media lewicowe – i te drukowane, i te elektroniczne – mają wysokie aspiracje intelektualne, „TF” wie o tym, że gazeta lewicowa ma społeczny obowiązek docierać również do tak zwanego ludu. Dziś to bardzo szerokie kręgi społeczne, głęboko rozczarowane polską partiokracją oraz nie mogące znaleźć ideologicznego i intelektualnego odnośnika w obecnym układzie polityczno-społecznym. Jest to więc wielki eksperyment dziennikarsko-wydawniczy, wymagający olbrzymiej ekwilibrystyki, czyli chodzenia po linie w rozkroku. Z jednej strony gazeta musi zachować pewną „formułę brukową” i starą matrycę stylistyczną będącą skrzyżowaniem „Faktów i Mitów”, „Nie” i „Faktu”, a przy tym wzbogacić ją na tyle poważną i interesującą treścią, jaką miała „Trybuna Ludu” (na której stawiano przecież wódkę i zagrychę, by podyskutować o polityce i historii), a z drugiej –  poszukiwać nowych kierunków. Jak do tej pory nie ma na polskim rynku medialnym takiego wzorca, więc „Tygodnik Faktycznie” staje się sam dla siebie wzorem i wzornicą. Ta gazeta cotygodniowa, ukazująca się drukiem w każdy czwartek i mająca swoje zaplecze w Internecie oraz coraz większe poparcie w mediach społecznościowych, dociera i na peryferie, i na prowincję, próbując przy tym zadowolić wybrednych inteligentów.
Już dziś „TF” ma czytelników wielkomiejskich, ale i olbrzymie zaplecze na polskiej prowincji, gdzie niejednokrotnie jest jedynym medium, w którym znajdują oparcie światopoglądowe i informacje praktyczne odizolowani ateiści, niewierzący, młodzi lewacy, rodziny dzieci niechodzących na religię, osoby LGBT, ofiary pedofilii, osoby walczące z dominacją Kościoła i PiS w małych społecznościach lokalnych. To się nazywa praca u podstaw. I jest to ciężka praca. Nie wystarczy tourne objazdowe Adriana Zandberga, z propozycjami społeczno-politycznymi trzeba tam docierać co tydzień.

Ostoja dla zagubionych owieczek lewicy

Tytułów lewicowych na polskim rynku medialnym jest wbrew pozorom stosunkowo dużo. Skupiają one wokół siebie swoich własnych fanów i coraz rzadziej potrafią przemówić do szerszego grona lewicowych wyborców – tych rozczarowanych SLD, Ruchem Palikota, ZLEW-em, sezonem ogórkowym lewicy, potrafiącej się tylko dzielić i realizować partykularne interesy najbliższego grona, a ostatnio także fejsbukową partią Razem, która zamiast działać razem, oferuje memy. Brakowało od dawna gazety, która mogłaby z jednej strony być lewicowym „tyglem” intelektualnym, a z drugiej – niezależną płaszczyzną dyskusji oraz porozumienia pomiędzy różnymi siłami i podmiotami lewicowymi, od starszej i młodszej centrolewicy, po dziewiczą lewicę rewolucyjną. Gdzieś w jednym miejscu podyskutować trzeba, przedstawić własne racje i pomysły w artykułach, felietonach czy wywiadach, no i poczytać, co myślą inni. Wydaje się, że „Tygodnik Faktycznie” taką płaszczyzną może się stać – otwartą w dodatku na znacznie szersze kręgi, bo antyklerykałowie katoliccy, ateiści, agnostycy i racjonaliści niekoniecznie są lewakami.
Prawdziwa gazeta jest czymś więcej niż narzędziem informacji – jest integratorem społeczno-kulturalnym, poprzez który mogą wyrażać się najlepsze siły intelektualne danego środowiska lub podobnych sobie grup społecznych. Tygiel to tygiel, służy do mieszania w nim...
W dodatku „TF” ma charakter opozycyjny w stosunku do obecnej władzy, a wiele zbłąkanych owieczek lewicy po niezbyt wyraźnych ruchach przywódców starych i nowych partii lewicowych, nie wiedziało, co ze sobą zrobić. Ci w  rezultacie wybrali KOD i postanowili nawet zmienić światopogląd z lewicowego na liberalny. Nie wszystkim jednak pasuje coraz większa identyfikacja polityczna KOD-u z PO i Nowoczesną. Nie wszyscy uważają, że ostatnia dekada rządów neoliberalnych była bez skazy i że jej ludzie powinni powrócić do władzy, by trwać przy niej wiecznie. Dla polskiego społeczeństwa wciąż trzeba szukać trzeciej drogi i nowych rozwiązań: laickich i postępowych, demokratycznych, prospołecznych, wolnościowych, równościowych, liberalnych społecznie, a nie tylko gospodarczo.
KOD nie był w stanie do tej pory stworzyć swojego niezależnego organu prasowego, a więc prawdziwego tygla. Tak jak Razem – pozostaje ruchem facebookowym, bazującym na lajkach i happeningach. Zbigniew Hołdys ma dużo racji, mówiąc, że „papier to papier”, bo jak się go dostaje do ręki, to się inaczej czyta. Czytanie i pisanie do „Tygodnika Faktycznie” i popieranie KOD-u nie wyklucza się zresztą, bo demokracji trzeba bronić razem, a nie tylko oddzielnie.

Tygodnik ogólnopolski, ale też łódzki

Choć „Tygodnik Faktycznie” jest redagowaną w Łodzi cotygodniową gazetą ogólnopolską i zajmującą się tematami ogólnokrajowymi, chce być obecny nad Łódką i stać się ważny dla tego miasta. W Łodzi ostatnio wiele się dzieje –  dokopano się tu nie tylko do podziemnego jeziora przy powstającym Dworcu Fabrycznym, co termin jego ukończenia coraz bardziej oddala. Pod Łodzią otwiera się wielka dziura, która może okazać się budżetową przepaścią. Jest więc na co patrzeć uważnie i o czym pisać.
Łódź była zawsze czerwona i rewolucyjna, więc dobrze, że po dekadach tłamszenia tego miasta przez kapitalizm i komunizm to właśnie tu odradzają się lewicowe siły intelektualne, widzące potrzebę budowania nowej lewicy demokratycznej, ale niekoniecznie na gruzach postkomunizmu.
Może to wszystkich zaskoczy, ale Łódź jest jednym z najbardziej antyklerykalnych miast Polski – nic więc dziwnego, że tutaj na gazetę o tym nastawieniu jest ogromne zapotrzebowanie i jest na nią popyt.
Miasto leżące nad Łódką oraz nad 18 innymi rzeczkami było i jest nadal awangardowe – tu rodziła się polska sztuka współczesna, tworzyło polskie kino, tu kształtowało się wielu ludzi sztuki czy kultury. W Łodzi przed wojną tworzył i działał Władysław Strzemiński wraz z Katarzyną Kobro oraz Grupa a.r. (artyści rewolucyjni). Tu w latach 80. działała prężnie opozycyjna kontrkultura. „TF” chce nie tylko do tego nawiązywać i o tym opowiadać, chce również śledzić twórczość łódzkich artystów i kuratorów na bieżąco, bo w tym mieście nadal rodzą się talenty.
Łódzki tygodnik ogólnopolski, który specjalizuje się w historii, będzie do historii Łodzi często wracał, by odkrywać i opowiadać na nowo to przeciekawe miasto, będące przed wojną tyglem narodów i tyglem kultury. Opisze zapomniane historie łódzkich socjalistów, rewolucjonistów, białe i czarne legendy PRL-u. Odkurzy też pamięć łódzkich poetów: Juliana Tuwima i Zbigniewa Jaskóły, bo przypomina się o nich wciąż zbyt mało. Prześledzi narodziny i tradycję dwóch swoich klubów sportowych: ŁKS-u i Widzewa, zakładanych także przez Żydów.
I tak – od mikro do makro – Łódź, dzięki „Tygodnikowi Faktycznie” stanie znowu w świetle ogólnopolskich reflektorów, bo Łódź jest kobietą, więc musi się wreszcie odsłonić i pokazać.

Adam Cioch – człowiek, na którego polska lewica czekała

Teolog z wykształcenia, który skończył studia na KUL-u, ale rozstał się z katolicyzmem i bronił na sekcji ewangelickiej ChAT (Chrześcijańska Akademia Teologiczna) w Warszawie, jest od lat jednym z lepszych polskich specjalistów od spraw Kościoła. Ma dobre, lekkie pióro, ale nie tylko. Przeszedł przez wszystkie szczeble redakcyjnej kariery dziennikarskiej. Długo sprawdzał się w roli zastępcy naczelnego, a teraz radzi sobie doskonale jako naczelny. Ma świetny, zgrany i dobrze zorganizowany zespół. W kontaktach jest osobą bardzo miłą, partnerską, budzącą zaufanie i sympatię. Nie zadziera nosa, nie snobuje się, nie patrzy na innych z góry i ma na tyle silne uszczelki, że można przypuszczać, iż woda sodowa nie uderzy mu do głowy. Jednym słowem – normalny, przyzwoity człowiek.
Cioch to ktoś, kto potrafi rozmawiać ze wszystkimi, a przy okazji uwieść „orleańskie dziewice” oraz „primadonny” lewicy, które do tej pory nie chciały pokazywać się obok siebie ani na zdjęciu, ani na jednej stronie tej samej gazety.
W sumie można zaryzykować i powiedzieć, że Cioch to człowiek, na którego polska lewica długo czekała. Jej nowe objawienie. Ktoś, kto wreszcie ma talent, by budować mosty, a nie burzyć i palić.
Choć nowy naczelny łódzkiego „Tygodnika Faktycznie” nie jest łodzianinem z urodzenia, jego przybrane miasto leży mu bardziej na sercu, niż niejednemu, który się tu urodził i je porzucił, by robić karierę nad Wisłą.
Miejmy nadzieję, że wreszcie na lewicy skończy się sezon ogórkowy i będzie co czytać...

Agnieszka Zakrzewicz





piątek, 15 lipca 2016

163. Krzysztof Charamsa. Pierwszy kamień




Pod koniec czerwca we Włoszech ukazała się książka Krzysztofa Charamsy "Pierwszy kamień. Ja, ksiądz gay i moja rebelia przeciwko hipokryzji Kościoła" (La prima pietra. Io, prete gay, e la mia ribelione all'ipocrisia della Chiesa", Rizzoli, Milano, giugno 2016). Pod bokiem papieża książka ta została przyjęta z dużym zainteresowaniem, stając się przyczynkiem do publicznej dyskusji o problemie homoseksualizmu w łonie tej olbrzymiej, męskiej instytucji, która sprawuje kontrolę moralną nad milionami ludzi.

Dwadzieścia lat temu moją "specjalizację watykańską" zaczęłam od wywiadu z francuskim księdzem Pascalem Janinem, który jako pierwszy wystąpił przed mediami włoskimi i światowymi, mówiąc otwarcie, że jest księdzem homoseksualistą. Rozmowę zamieściłam w mojej książce "Papież i kobieta".

Dziś, po raz kolejny moim dziennikarskim obowiązkiem jest dać głos na łamach mojego bloga "W cieniu San Pietro" tym, których głosu w Polsce nie chce się słyszeć. Donieść moim polskim czytelnikom o faktach, które w Polsce chce się przemilczeć, uczynić małymi i nieważnymi, zignorować, by spokojnie zamieść pod dywan.

"Zamiatanie pod dywan" - tak, to nasza specjalność, z której jesteśmy znani za granicą. Tak było w stosunku do problemu pedofilii w polskim Kościele. Tak jest teraz z tematami homoseksualizmu w Kościele oraz homofobii, o których głośno dyskutują zagraniczne media.

Książka Charamsy jest więc podwójnym aktem rebelii wobec hipokryzji - po pierwsze: hipokryzji Kościoła Powszechnego, po drugie wobec polskiej hipokryzji, zgodnie z której zasadami mainstreamowe media decydują same, co jest informacją ważną i interesującą dla polskiego społeczeństwa, a o czym Polacy niekoniecznie muszą wiedzieć.

Ciekawa jestem czy ta szczególna autobiografia Charamsy, ukaże się  w Polsce i będziecie mogli ją sami przeczytać - czy też będę musiała Wam ją opowiedzieć jak w przypadku "Sex and the Vatican".
Tymczasem daję Charamsie głos poprzez nasz krótki wywiad, aby mógł dołączyć do "głosów spoza chóru", na które zatyka się uszy.
 





 
Krzysztof Charamsa i Agnieszka Zakrzewicz rozmawiają o Kościele, homoseksualizmie, homofobii i hipokryzji...

- Czy  poruszył Pana bardzo zamach w Orlando? Jakie są Pana przemyślenia po tej tragedii?
- Chyba jeszcze bardziej niż sam nieludzki homofobiczny zamach poruszyły mnie nieludzkie homofobiczne reakcje polskiego społeczeństwa na ten zamach, począwszy od katolickiego rządu aż po internautów przy szerokim przyzwoleniu społecznym i kościelnym.

  - Dlaczego Pana zdaniem skrajny fanatyzm religijny, niezależnie od wyznania, przejawia się w nienawiści i przemocy przeciwko osobom homoseksualnym? Czy jest gdzieś napisane, że Bóg nienawidzi gejów?
- Bóg stworzył gejów i kocha ich tak samo jak większość heteroseksualną. Błędy mojego Kościoła dotyczące osób homoseksualnych są związane z niewłaściwymi intepretacjami paru tekstów biblijnych, które postrzegane są jako przciwne gejom, podczas gdy nie mają nic wspólnego z homoseksualnością. Fanatyzm religijny jest nieracjonalny, więc nie pozwala na rzeczową dyskusję nad interpretacją tekstów, natomiast musi zawsze sobie znaleźć wrogów do stygmatyzowania: Żydów, ateistów, kobiety, homoseksualistów, itd.

 - Wróćmy raz jeszcze do Pana słynnego coming out dokonanego w Rzymie. Wiele osób zarzucało Panu wtedy zwykłą rządzę medialnej sławy. Jakie były prawdziwe przyczyny publicznego ujawnienia Pana orientacji seksualnej i odejścia z Kościoła?
- Ja nie odszedłem z Kościoła... A co do racji publicznego coming outu zapraszam do lektury mojej książki La prima pietra. Io, prete gay, e la mia ribellione all’ipocrisia della Chiesa (Rizzoli, Mediolan 30 czerwca 2016). Natomiast z kłamstwami jakie wylano na mnie w Polsce nie warto nawet dyskutować.

  - W mojej książce "Głosy spoza chóru" opublikowałam rozmowy dotyczące homoseksualizmu i Kościoła. Jeden z moich rozmówców - były polski seminarzysta, który miał okazję studiować w Rzymie - powiedział mi, że jego zdaniem, ponad połowa księży jakich zna to homoseksualiści. Co Pan myśli o problemie homoseksualizmu w Kościele katolickim?
- Myślę, że Pani rozmówca nie jest daleki od prawdy. Myślę też, że czas najwyższy by to Kościół katolicki wziął na serio twórczą i konstruktywną obecność wierzących homoseksualistów i lesbijek w swoich strukturach. Nie istnieje “problem homoseksualizmu”, bo homoseksualność nie jest jakimś problemem, tylko zdrową i naturalną orientacją seksualną. Jest darem i zadaniem tak samo jak heteroseksualność.

  - Richard Sipe - amerykański profesor uznawany za specjalistę od spraw seksualności i zdrowia psychicznego księży - w wywiadzie, którego mi udzielił, twierdził, że głównym problemem nie jest celibat, lecz specyficzna struktura władzy hierarchicznej, patriarchalnej i maskilistycznej, która prowadzi do degeneracji - ukrywania przestępstw pedofilii, homofobii, tworzenia lobby homoseksualnych. Jakie jest Pana zdanie na ten temat? Celibat szkodzi czy nie?
- Zgadzam się w znacznej mierze z Sipe. To prawda, że problemem jest struktura opisanej powyżej władzy, ale prawdą jest też, że obowiązkowy celibat kleru łacińskiego jest właśnie wytworem i swoistym umocnieniem tego systemu władzy. Jest swego rodzaju nośnikiem dominacji maskilistycznej i patriarchalnej.

  - Po wybuchu skandalu pedofilii w Kościele katolickim, wielokrotnie próbowano łączyć pedofilię z homoseksualizmem i zrzucić winę na księży homoseksualistów. Zrobił to zarówno kardynał Bertone, jak i ks. Oko. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?
- To kłamstwo rozpowszechniane bezkarnie przez Kościół i panów przez Panią wspomnianych. W ten sposób manipuluje się opinią publiczną by podtrzymać wśród społeczeństw nienawiść do gejów jako grupy społecznej. To są zamierzone działania propagandy homofobicznej.

  - Przez wiele lat pracował Pan na wysokim stanowisku w Watykanie. Czy plotki dotyczące lobby gejowskiego za Murami i ogólnej rozwiązłości zagranicznych księży pracujących w Rzymie opisane w książce "Seks and the Vatican" Carmela Abbate, można potwierdzić?
- Nigdy nie spotkałem żadnego lobby w Watykanie, bo nie interesują mnie lobby. A “lobby gejowskie” w Watykanie po prostu nie istnieje, co potwierdzają ostatnie wypowiedzi Papieża Emeryta o 4 czy 5 kareriowiczach.

  - Czy Pana zdaniem w sprawie pedofilii Watykan i papież Franciszek zrobił już wystarczająco?
- Nie.

  - Odszedł Pan z Kościoła, ale pozostał nadal katolikiem. Jak odbiera Pan dziś Kościół, Watykan i aktualnego papieża?
- Ja nie odszedłem z Kościoła, pozostaję w Kościele i jestem księdzem katolickim. Suspenda oznacza zakaz wykonywania pracy kapłańskiej, ale jestem księdzem na całe życie i pozostaję wiernym Kościoła. “Odejściem z Kościoła” byłby akt apostazji, którego ja nie dokonałem.

- Papież Franciszek odbędzie na dniach pielgrzymkę do Polski na Światowe Dni Młodzieży. Co myśli Pan o nastawieniu polskich katolików do aktualnej głowy Kościoła?
- Myślę, że Polacy są poddani dyskretnej, ale bardzo efektywnej propagandzie anty-papieskiej (anty-franciszkowej) przez polski Kościół, jego hierarchię, kler i publicystów.

  - Działa Pan otwarcie na rzecz osób LGBT. W Rzymie wreszcie zalegalizowano związki partnerskie. W Londynie na ratuszu po raz pierwszy zawi
sła tęczowa flaga podczas Gay Pride. Tymczasem zdaje się, że - tak jak Iran i Rosja - również polskiemu rządowi podobałoby się karanie homoseksualistów... Co Pan czuje, jako osoba polskiego pochodzenia wobec takich nierówności?
- W takich momentach wstyd mi za mój naród.

 - Dlaczego na świecie jest wciąż tyle homofobii? I jak to zmieniać?
- Homofobię można pokonać tylko przez widzialność osób LGBTIQ, czyli wychodzenie z szafy. Radość i wyzwolenie jednego coming outu po drugim przyczynia się do pokonywania strachu i nienawiści do osób LGBTIQ. Taki był też sens mojego coming outu w sercu Kościoła katolickiego, dziś jednej z najbardziej homofobicznych wspólnot ludzkich. O tym też piszę w mojej książce, która jest swego rodzaju powieścią o egzystencji, wyzwoleniu i sensie życia. Jest wyznaniem i wezwaniem do dialogu i refleksji. Zapraszam do lektury, która pragnie stać się dialogiem z moimi czytelniczkami i czytelnikami (książka ukazała się po włosku, ale mam nadzieję, że jak najszybciej ukaże się polskie tłumaczenie).
Barcelona, 10/7/2016

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu



 

czwartek, 14 lipca 2016

162. Vatileaks 2 zakończył się. Skandale pozostały...


Dnia 7 lipca 2016 roku w Watykanie zakończył się proces Vatileaks 2. Trybunał Państwa Watykańskiego wydał dwa wyroki skazujące i uniewinnił trzy osoby. Dwaj włoscy dziennikarze – Gianluigi Nuzzi i EmilianoFittipaldi (autorzy książek o nowych finansowych skandalach watykańskich) zostali uniewinnieni, ponieważ sąd watykański stwierdził wobec nich swoją niekompetencję terytorialną. Uniewinniony został także informatyk Nicola Maio.

Dwoje "czarnych bohaterów" całego skandalu - hiszpański ksiądz Lucio Angel Vallejo Balda oraz jego włoska doradczyni Francesca Chaouqui, zostali skazani. Vallejo Balda na 18 miesięcy, a  Chaouqui na 10 miesięcy w zawieszeniu. Oboje byli pracownikami Prefektury Spraw Ekonomicznych, powołanymi z woli papieża Franciszka w ramach reform watykańskiego systemu ekonomicznego. Do końca trudno naprawdę zrozumieć co chcieli oni osiągnąć wynosząc poza Mury informacje wrażliwe i przekazując je włoskim dziennikarzom, i jakie interesy nimi kierowały. W trakcie trwania procesu wyszła na jaw również ich relacja prywatna i pikantne dialogi na WhatsApp.

Innego zakończenia nie można było się spodziewać, bo przyniosłoby szkodę Watykanowi. Jak tłumaczył rzecznik prasowy - ojciec Federico Lombardi: „Ten proces musiał zostać wytoczony, bo od trzech lat wwatykańskim kodeksie karnym istnieją przepisy dotyczące wycieku dokumentów”, które przez Motu Proprio wprowadził papież Franciszek.
Z drugiej jednak strony - choć to nie zostało powiedziane - skazanie dziennikarzy zaszkodziłoby wizerunkowi Bergoglia, któremu zarzucanoby krępowanie wolności słowa.
Wyroki skazujące też zostały wydane "w duchu sprawiedliwości i łagodności", praktycznie za zdradę Stolicy Apostolskiej i jej władcy.

W czasie prawie ośmiu miesięcy odbyło się 21 rozpraw, a efekt procesu jest jeden: cała uwaga mediów skupiła się na nim, puszczając prawdziwe afery watykańskie w zapomnienie.

W Watykanie bez zmian...

Jeżeli wybuchnie Vatileaks 3, praktycznie będziemy musieli pisać i słuchać o tym samym: malwersacje, nadużycia finansowe, pranie pieniędzy, niejasne interesy, podejrzane koneksje, chciwość i hipokryzja. Tylko ile można...

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu





Vatileaks 2

Konferencja z Gianluigim Nuzzim w Stowarzyszaniu Dziennikarzy Zagranicznych w Rzymie

160. W Kurii Rzymskiej bez zmian - Vatileaks 2 i pedofilia 

156. Vatileaks 2 – czy Watykan wytacza proces dziennikarzom?

155. Vatileaks 2. Znowu skandale w Watykanie

Vatileaks 1

75. Vatileaks? - czyli "Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI" Gianluigiego Nuzziego 

80. Vatileaks i proces papieskiego kamerdynera – rozmowa z watykanistą Sandro Magister* 

77. Kto chce ustrzelić Benedykta XVI

85.Dlaczego Benedykt XVI abdykował? – masoneria, Opus Dei i lobby homoseksualne w Watykanie

83. Abdykacja Benedykta XVI: jaka będzie przyszłość byłego papieża

131. Kardynałowie nie chcą być biedni

106. Dlaczego dyrektor i wicedyrektor banku watykańskiego IOR - Paolo Cipriani i Massimo Tulli - zrezygnowali ze stanowisk?

 

 

 


środa, 1 czerwca 2016

161. Papież Franciszek wychodzi z mody?

Nie mnie bronić papieża Franciszka - a jednak to zrobię. Jestem zdeklarowaną, lewicową ateistką. O Watykanie i Kościele piszę od 20 lat, choć z pasją, ale tylko zawodowo i nigdy na kolanach.
Nie byłam i nie będę fanką żadnego Ojca Świętego.

Franciszek to nie papież lewicy. Bergoglia uważam za konserwatystę i wyrachowanego polityka, który ma wielką charyzmę medialną. (To samo zresztą myślałam zawsze o Wojtyle). Sprecyzuję tylko, że dobry polityk musi być wyrachowany, gdyż inaczej nie mógłby być politykiem. Nigdy nie wpadłam w zachwyt nad "rewolucją Franciszka", której złudzeniu uległa większość lewicowych intelektualistów. Nie wierzę również w to, że podczas tego pontyfikatu zostaną dokonane jakiekolwiek znaczące zmiany dla historii Kościoła. Na końcu Bergoglio okaże się mniej rewolucyjny od Ratzingera, który rzeczywiście popchnął tę instytucję w XXI wiek. Jeżeli ktoś się spodziewa, że aktualny pontyfikat zmieni cokolwiek pod względem doktrynalnym lub w kwestii homoseksualizmu, kapłaństwa kobiet, celibatu, surowego karania przestępstw pedofilii lub przejrzystości finansowej i majątkowej Watykanu oraz poszczególnych diecezji - po prostu nie zna  Kościoła. Jeżeli ktokolwiek oczekuje lub obawia się, że Franciszek zmieni Kościół kształtując go według oczekiwań progresywnych chrześcijan i niewierzących - grzeszy naiwnością.

Jako lewicowa ateistka byłam pod wieloma względami nieufna i krytyczna w stosunku do papieża z Argentyny od samego początku. Nie muszę więc zmieniać zdania.

Papież, który podzielił katolików

Zdanie wobec Franciszka zmieniło jednak wielu katolików. Nawet wielu kardynałów... Według nieformalnego sondażu przeprowadzonego przez ciekawskich watykanistów - gdyby dziś miałoby odbyć się to samo konklawe, które w 2013 roku wybrało Bergoglia - połowa kardynałów, która oddała wówczas głos na niego, teraz zagłosowałaby przeciw. Oznacza to, że tak naprawdę z wyboru Franciszka po trzech latach pontyfikatu jest zadowolona tylko wąska grupa jego elektorów.
W Kurii Rzymskiej nie jest lepiej. Wydaje się, że tylko jedna trzecia watykańskich hierarchów popiera obecnego papieża, jedna trzecia jest mu przeciwna, a reszta woli zwyczajnie go przeczekać.

Choć Franciszek zaskarbił sobie przychylność światowej opinii publicznej i poprzez swoją charyzmę medialną uwiódł lewicę oraz niewierzących, choć to niewątpliwie papież ceniony i kochany przez większość - faktem jest, że Bergoglio bardzo podzielił katolików. Dziś największymi wrogami Ojca Świętego są nie antyklerykałowie, ateiści czy lewacy, lecz skrajna kato-nacjonalistyczna prawica.
Niewybredne ataki werbalne na jego słowa i gesty, obraza majestatu poprzez prymitywne epitety, która podlega bez wątpienia zarówno pod paragraf "obraza uczuć religijnych", jak i "obraza głowy obcego państwa", a także groźby karalne - są smutnym faktem.
Kto by pomyślał, że tuż przed pielgrzymką argentyńskiego papieża do Polski na Światowe Dni Młodzieży, w najbardziej katolickim kraju Europy, znajdą się "pseudo-katolicy", którzy głowie Kościoła będą na Facebooku życzyć śmierci i chcieć zakazać mu wjazdu do ojczyzny Jana Pawła II...

Jeżeli jednak mamy powiedzieć tu całą prawdę - nasz polski hejt codzienny, który nie oszczędza papieża, nie jest fenomen odosobnionym. Podobne ataki na głowę Kościoła mają miejsce także w innych krajach, gdzie panują nastroje nacjonalistyczne, rasistowskie i ksenofobiczne. Te same grupy społeczne, choć marginalne, które propagują mowę nienawiści w stosunku do migrantów, uchodźców i muzułmanów, atakują Franciszka.
Negatywne nastawienie do papieża nie jest też nowością. Choć pielgrzymki Jana Pawła II były naprawdę fenomenem masowym - papież Polak nie był lubiany w Ameryce Łacińskiej, a zwłaszcza w Argentynie. Powodem było to, że pokazał się razem z Pinochetem, a nie przyjął na audiencji Matek z Placu Majowego i nie objął swoją ochroną biskupa Oscara Romero.

W przeszłości sympatie i antypatie w stosunku do Karola Wojtyły miały podłoże geopolityczne i ideologiczne. Dziś, otwarta wrogość do Jorge Maria Bergoglia rozwija się wewnątrz świata katolickiego niczym zapalne ogniska, jak komórki raka - nowotwór Zła.
Wielu włoskich watykanistów widząc sytuację w Polsce twierdzi, że pielgrzymka Franciszka na SDM do Krakowa to duże ryzyko polityczne, bo papież może być nie tylko przyjęty bardzo chłodno, ale wręcz kontestowany. Kontestacje papieży nie są jednak nowością - już spotkało to Jana Pawła II w Chile.

Przesłanie pokoju

Jeżeli jednak obawy o to, że Franciszek dokona prawdziwej rewolucji w Kościele są nieuzasadnione - to dlaczego ten papież staje się największym wrogiem części katolików?
Przez 27 lat swojego pontyfikatu Jan Paweł II uczynił z Kościoła polityczny monolit, łącząc tożsamość katolicką z narodowo-prawicową w imię wielkiego ideału, jakim była walka z komunizmem i wyzwolenie Polski spod jego jarzma. Papież przybyły z Argentyny ma za sobą inną historię. Franciszek znowu otwiera Kościół i przesuwa jego ciężar z prawego skrzydła na środek, przywracając mu fizjonomię polityczną, którą miał tuż przed Soborem Watykańskim II. To jeden z powodów rodzących się napięć pomiędzy częścią świata katolickiego a aktualnym papieżem.
Bergoglio prowokuje poprzez swoje słowa i gesty do refleksji, nie tylko katolików, również niewierzących i wyznawców innych religii. Przede wszystkim jednak Franciszek chce otworzyć głowy i serca katolików na przesłanie miłości bliźniego i pokoju.

Po drugiej wojnie światowej Kościół zrozumiał wiele swoich błędów - Watykan więc chce, aby katolicyzm stał się bezwarunkowo religią pokoju. Pod tym względem na pewno dziś przewyższa islam. Można krytykować pontyfikat Jana Pawła II ze względu na wiele aspektów - ale trzeba również przyznać, że Wojtyła był wielkim światowym liderem pokoju. Jego pierwsze wystąpienie na forum ONZ-tu było skierowane przeciwko jakiejkolwiek przemocy zbrojnej - potępiał zarówno komunizm, jak i amerykański imperializm. Dopiero amerykańsko-watykańskie "Święte Przymierze" z Reaganem przeciwko "Imperium Zła" zmusiło go do przymknięcia oczu na to co dzieje się w Ameryce Łacińskiej - ceną była wolność jego ojczyzny i pokojowa tranzycja ustrojowa, bez rozlewu krwi. W 2003 roku Wojtyła był jednak jedynym światowym liderem, który potępił wojnę w Iraku i politykę Georga W. Busha. Stał się znowu orędownikiem pacyfizmu i ekumenizmu.

Papież Franciszek idzie tą samą drogą. Jego odważne słowa skierowane przeciwko handlarzom broni i ludzi, zajęcie jasnego stanowiska, że nie można zabijać w imię jakiejkolwiek religii i jakiegokolwiek Boga, nawoływanie by Europa otworzyła wreszcie oczy na tragedię, która dzieje się u jej wrót, a która jest konsekwencją wojen, nierówności ekonomicznych i społecznych oraz zmian klimatycznych - wywołuje ostrą krytykę papieża, a nawet nienawiść.
Bergoglio jest niewygodny, bo zagraża wielu interesom, szarpie sumienie świata. Jest sumieniem Europy, która zamyka oczy na Zagładę, tak jak zamknęła na Holokaust.

Papież na cenzurowanym

Jest jeszcze jeden aspekt całej sprawy. Po pierwszych zachwytach światowych mediów tym, że papież poleca Mizerykordynę i robi sobie selfie z wiernymi - dziś cyrk medialny nie krąży już wokół Bergoglia. O Franciszku pisze się zdecydowanie mniej niż o jego poprzednikach. Owszem jest obowiązkiem każdej gazety przytoczyć słowa papieża o tym, że chce Kościoła ubogich i tego, aby każda parafia przyjęła rodzinę uchodźców, o miłości bliźniego i braciach innej wiary. Gazety jednak coraz częściej cytują papieża tylko w ramach doniesień agencyjnych lub publikują artykuły redakcyjne, w których słowa głowy Kościoła konfrontują z pozycjami kościołów narodowych. Coraz rzadziej zamawia się materiały u zagranicznych korespondentów lub prosi o opinię watykanistów, gdyż byłyby to artykuły analityczne, omawiające wiele aspektów sprawy i poruszające gorące tematy, jakich niektóre media wolą ostatnio unikać, by nie zrażać sobie czytelników. Światowe media pisały niewiele o wielkim sukcesie pielgrzymki Bergoglia do Afryki otwierającej Rok Święty, gdzie papież modlił się na stadionie wraz z muzułmanami, ofiarami terroryzmu Booko Haram. Mało się mówi również o intencji głowy Kościoła katolickiego złożenia wizyty w największym meczecie Europy w Rzymie, co byłoby ekumeniczną kontynuacją wizyty Jana Pawła II w rzymskiej synagodze.
I tak oto nie tylko niepokorni watykaniści, ale również sam papież Franciszek jest na cenzurowanym...

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu