Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

poniedziałek, 21 marca 2011

33. Rozmowa z Massimo Albertin, mężem Soile Tuulikki Lautsi

Agnieszka Zakrzewicz: Jak wasza rodzina odebrała ten wyrok?


Massimo Albertin: Jesteśmy bardzo rozczarowani – nie da się tego ukryć. Trudno było wyobrazić sobie taką całkowitą zmianę opinii sędziów. Pierwszy wyrok w strasburgu mówił jasno, że eksponowanie symboli religijnych narusza wolność sumienia i wyznania oraz prawo rodziców do wychowania dzieci według swoich przekonań, zagwarantowane Europejską Konwencją Praw Człowieka. Teraz sędziowie stwierdzili, że nie narusza, gdyż nie ma indoktrynacji.

Jest to nieprawda. My zwróciliśmy się do sądu, gdyż nasze dzieci uczęszczające do tej szkoły były właśnie indoktrynowane. To nieprawda, że we włoskich szkołach mogą też wisieć inne symbole religijne, że świętuje się ramadan i że są lekcje religii na których naucza się Koranu czy studiuje Torę. Włochy są krajem katolickim, w którym nadal dyskryminuje się ateistów i innowierców. Myślę teraz, że nasz adwokat powinien bardziej stawiać nacisk na te sprawy.


A.Z: Jeżeli wczytamy się w wyrok Wielkiej Izby, to wydaje się on zrównoważony. "Efektom wyeksponowania krzyża" nie należy nadawać aż tak dużej rangi, gdyż obecność ta "nie jest związana z obowiązkowym nauczaniem chrześcijaństwa". Trybunał pozostawił państwom decyzje w tej sprawie.


M.A.: Niestety coraz częściej Europejski Trybunał Praw Człowieka w strasburgu staje po stronie państw członkowskich, a nie obywateli, którzy się odwołują do tej najwyższej instancji przeciwko własnym państwom. Jeżeli taka będzie tendencja, trudno będzie dochodzić sprawiedliwości, zwłaszcza w sprawach związanych z religią. Ten wyrok byłby zrównoważony, gdyby wszystkie kraje w Europie były laickie. Teraz będziemy mieli kraje, w których do eksponowania krzyża nie będzie się przywiązywać dużej wagi – tak, jak zresztą było to przed wyrokiem – oraz kraje, w których krzyż będzie eksponowany w sposób emfatyczny. Tak będzie we Włoszech. Proszę tylko zwrócić uwagę, że wyrok nie autoryzuje zawieszania nowych krzyży lecz tylko dotyczy ewentualnego usunięcia ich.


A.Z.: Burmistrz z Ligi Północnej z sąsiedniego miasteczka Cittadella, w 2009 roku radził burmistrzowi waszego miasteczka, aby rodzinie Albertin-Lautsi odebrano rezydencję w Abano Terme i groził, że na murach u siebie zawiesi listy gończe z pana twarzą i napisem “Wanted”. Czy spotkały was jakieś nieprzyjemności również teraz, po tym wyroku?


M.A.: Na razie nie. Może nam dadzą spokój skoro przegraliśmy… Niestety w 2009 roku, gdy wygraliśmy spotkało nas wiele nieprzyjemnych rzeczy: wymalowano nam krzyże czerwoną farbą na ogrodzeniu – był to widok dość makabryczny. Otrzymaliśmy listy anonimowe i pogróżki.


A.Z.: Nie żałujecie, że zaczęliście tę sprawę?


M.A.: Teraz, po 9 latach czujemy tylko zmęczenie. Przegrana pogłębia je. Nie żałujemy jednak. Nasza sytuacja pokazuje, że ateiści są nadal dyskryminowani we Włoszech, a dyskryminacja ta wynika z indoktrynacji. Trudno zgodzić się, że krzyż jest „pasywny”. Równie dobrze można powiesić swastykę na ścianie w szkole lub młot i sierp – skoro symbole są pasywne. To jednak nie koniec “drogi krzyżowej“ – we Włoszech za miesiąc zapadnie wyrok w sprawie Luigiego Tosti – sędziego, który odmówił prowadzenia rozpraw w salach sądowych, gdzie jest zawieszony krzyż. Domagał się usunięcia go lub eksponowania menory – został zwolniony z pracy…


Rozmawiała Agnieszka Zakrzewicz

niedziela, 20 marca 2011

32. Droga krzyżowa Lautsi



















W 2002 roku, Massimo Albertin, mąż soile Tuulikki Lautsi, obywatelki włoskiej pochodzenia fińskiego, zamieszkałej w Abano Terme w prowincji Padwy, poprosił aby w szkole, do której uczęszczały jego niewierzące dzieci, zostły zdjęte krzyże. Dyrektor szkoły odmówił, a rodzina Albertin-Lautsi zwróciła się do sądu. Sąd w 2004 r., uznając, że postępowanie sądowenie jest nie uzasadnione, ale dotyczy kwestii konstytucjonalnych”, przerwał rozprawy i sprawę skierował do Trybunału konstytucyjnego. Trybunał Konstytucyjny w 2004 r. oświadczył, że nie jest ona w jego kompetencjach, gdyż krzyże w szkołach włoskich nie wiszą dlatego, że jest to zapisane w konstytucji, lecz dlatego, że w 1860 r. został wydany królewski dekret administracyjny, który nakazywał ich zawieszenie – nie zmieniony do tej pory. Po uzyskaniu niekorzystnych wyroków we Włoszech, rodzina z Abano Terme postanowiła zwrócić się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Tak rozpoczął się jeden z najbardziej głośnych i kontrowersyjnych procesów XXI wieku, który przeszedł do historii jako “Lautsi v. Italia” i zakończył się definitywnie 18 marca 2011 r. w strasburgu.


Lautsi v. Italia


W 2009 r. soile Lautsi wygrała proces – Trybunał w strasburgu w składzie siedmiu sędziów orzekł, że obecność krzyży narusza (zagwarantowane Europejską Konwencją Praw Człowieka) wolność sumienia i wyznania oraz prawo rodziców do wychowania dzieci według swoich przekonań. W uzasadnieniu można było przeczytać: "Państwo powinno powstrzymać się od narzucania, nawet w sposób pośredni, określonej wiary w miejscach, w których znajdują się osoby od niego zależne. (…) Obecność krzyża może powodować, że uczniowie odbierają edukację w środowisku szkolnym jako naznaczonym obecnością danej religii, co może być źródłem zaburzeń emocjonalnych w przypadku uczniów innych wyznań, lub ateistów." W wyroku wydanym w pierwszej instancji podkreślano, że “wolność od religijnego przymusu to nie tylko wolność od przymusu praktykowania religii, ale też wolność od religijnych symboli”.

Po uzyskaniu pozytywnego wyroku w strasburgu, rodzina Albertin-Lautsi stała się ofiarą wielokrotnych aktów przemocy – wyrażonych w słowach i czynach – na ich domu wymalowano czerwone krzyże, dostawali listy anonimowe zapraszające ich by opuścili miejscowość i kraj, a także pogróżki przemocy fizycznej.


Symbol pasywny


Rząd włoski odwołał się od wyroku do Wielkiej Izby Trybunału w Strasburgu. Przez wiele miesięcy w wielu krajach Europy trwała „walka o krzyże“ – zawieszano je tam, gdzie ich do tej pory nie było, nawoływano do ich obrony. Watykan wykonywał niestrudzoną pracę lobbingu próbując wpłynąć na rządy wszystkich katolickich krajów Rady Europy. Największą presję wywierał oczywiście na rząd włoski – gdzie sprawa krzyża stała się bardzo ważna w relacjach z premierem silvio Berlusconim i stanowi cenę rozgrzeszenia za bunga-bunga.

18 marca 2011 r. zapadł ostateczny wyrok w sprawie “Lautsi v. Italia”, całkowicie inny niż poprzedni. Zdaniem Grand Chambre, nie ma naruszenia Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, gdyż wiszące krzyże nie prowadzą do indoktrynacji religijnej. Sędziowie Wielkiej Izby uzasadnili wyrok: “w przypadku krzyży we włoskich szkołach indoktrynacji nie ma, krzyż jest bowiem symbolem "pasywnym". Jego obecność w szkołach nie jest powiązana z obowiązkiem nauczania religii chrześcijańskiej. Nie odnotowano też przypadków nakłaniania uczniów przez nauczycieli do praktyk religijnych. I nie ma zakazu, by w szkołach były symbole czy nauczanie innych religii, jeśli taka byłaby wola rodziców i uczniów. Nie są zakazane chusty islamskie, a w niektórych szkołach jest świętowany początek i koniec ramadanu.” Siedemnastu sędziów z Wielkiej Izby Trybunału w Strasburgu, przy dwóch głosach przeciwnych uznało, że to, czy krzyże mogą wisieć w państwowych szkołach należy do swobodnego uznania państw.


Wojny krzyżowe


Pierwszy rozpoczął Adel shmit – muzułmanin z Ofeny w prowincji Abruzzo, który zażądał usunięcia krzyża ze szkoły do jakiej chodziły jego dzieci lub zawieszenia obok 112 sury Koranu. Wygrał proces a Trybunał w Aquila nakazał usunąć krzyż, motywując wyrok: „W środowisku szkolnym, obecność krzyża wprowadza uczniów w błędne przekonanie, dotyczące wymiaru kulturalnego wiary, które prowadzi do podświadomej interpretacji, że to Państwo, w szkole publicznej, stawia kult katolicki w centrum Wszechświata i traktuje jako prawdę absolutną, bez żadnego respektu dla roli, jaką w historycznym procesie rozwoju ludzkości odegrały inne podmioty religijne i społeczne.” Rząd włoski jednak rozwiązał sprawę powołując się na Konkordat.

W 2005 r. sędzia Luigi Tosti odmówił prowadzenia rozpraw w sali sądowej z krzyżem, domagając się usunięcia go lub eksponowania symbolu menory. W efekcie został zwolniony z pracy. Wyrok w jego sprawie ma zapaść za miesiąc – będzie na pewno ważnym etapem włoskiej wojny krzyżowej. Tosti też ma zamiar procesować się w strasburgu, ucząc się jednak na błędach Lautsi.


Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu


31. Świętokupstwo - Dlaczego Watykan popiera Berlusconiego?

„Wolność oznacza możliwość wychowywania własnych dzieci, zgodnie z własną wolą – a to znaczy: nie być zmuszanym posyłać ich do szkoły państwowej, gdzie uczą nauczyciele mający idee odmienne od tych, jakie mają rodzice“ – powiedział premier Włoch – silvio Berlusconi 26 lutego 2011 r. na kongresie ruchu Chrześcijan-Reformatorów w Rzymie. Był bardzo bezpośredni w swoich zapewnieniach, skierowanych nie tyle do uczestników kongresu, co do Watykanu: „Dotąd, dokąd ja będę rządził, nie zostaną uznane związki cywilne i nie będzie adopcji dla rodzin jednoosobowych.” Dodał także – „Zaprosiłbym was wszystkich na bunga-bunga, ale byście się rozczarowali!“.


Trwał krótko rozwód pomiędzy silvio Berlusconim a hierarchią kościelną. Jak na prawdziwy mariaż przystało – wystarczyły objawy skruchy, obietnice i odpowiednie prezenty, aby grzechy zostały odpuszczone. Zresztą czemu się dziwić – Watykan zawsze popierał mniejszych lub większych dyktatorów, a oni zawsze zabiegali o jego względy. W tego typu związkach nie chodzi przecież o miłość, lecz tylko o interesy…

stolica Apostolska śledzi z uwagą i ogromnym zaniepokojeniem to, co się dzieje we Włoszech” – zaledwie kilka tygodni temu, kiedy wybuchł nowy skandal seksualny premiera - mówił sekretarz stanu kardynał Tarcisio Bertone. „Niech społeczeństwo włoskie i instytucje publiczne odnajdą swoją duszę!“ – apelował nawet sam papież Benedykt XVI. Interweniował też kardynał Angelo Bagnasco – przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch, dając do zrozumienia, że kredyt Berusconiego wyczerpał się. Watykański dziennik “Osservatore Romano” opublikował w całości komunikat prezydenta Republiki Włoskiej – Giorgia Napolitano, który wyrażał zażenowanie, zaistniałą sytuacją. Katolickie tygodniki „Avvenire“ i „Famiglia Cristiana” posunęły się znacznie dalej i oprócz artykułów krytycznych wobec premiera, dały głos także swoim katolickim czytelnikom, którzy byli zbulwersowani skandalami Berusconiego i domagali się jego dymisji,

Przez chwilę wydawało się, że Watykan i włoskie hierarchie kościelne naprawdę odwróciły się od grzesznego premiera i że przeniosą swoje poparcie polityczne na “trzeci biegun” – czyli nową koalicję centro-prawicową – umiarkowaną i katolicką. Trzeci biegun powstał we Włoszech zaledwie kilka miesięcy temu po odejściu Gianfranco Finiego z „Ludu Wolności“ i stworzeniu własnej partii “Przyszłość i Wolność dla Włoch“, która weszła w koalicję z „Unią na rzecz Centrum“ – partią Pier Ferdinando Casiniego oraz z “sojuszem dla Włoch“ Framcesco Rutelliego. To właśnie Pier Ferdinando Casini powinien być boskim pomazańcem, gdyż jest jedynym naturalnym spadkobiercom włoskiej Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej, która z błogosławieństwem Watykanu rządziła Włochami przez niemal pół wieku. Tak jednak nie jest… Ekskomunika w stosunku do Berlusconiego trwała krótko… Umberto Bossi – lider Ligi Północnej przypomniał, że papież powinien zająć się skandalami pedofilii w kościele, a ambasadorowie “Ludu Wolności“ użyli bardziej przekonujących argumentów – rząd włoski mógłby nie dotrzymać obietnic jakie złożył.


Nowe traktaty laterańskie


Traktaty laterańskie zostały zawarte 11 lutego 1929 roku. Ich nazwa pochodzi od miejsca, w którym podpisano umowy – Bazylika na Lateranie. Stolicę Apostolską reprezentował wówczas sekretarz stanu – kardynał Pietro Gasparri. W imieniu Włoch podpis składał premier Benito Mussolini. Dzięki traktatom państwo Watykan uzyskało swoją niezależność i niepodległość. Powierzchnię Watykanu określono na 44 ha (0,44 km²), a papieża uznano za osobę świętą. Mussolini, zdający sobie sprawę z władzy i autorytetu papieża Piusa XI, postanowił nawiązać z nim porozumienie, by przez jego przychylność, zwiększyć poparcie wśród społeczeństwa. Traktaty laterańskie składały się z trzech dokumentów: traktatu niepodległości, konkordatu i konwencji finansowej. Przewidywały zniesienie podatków i opłat celnych obowiązujących Watykan oraz odszkodowanie w wysokości blisko dwóch miliardów lirów, za szkody finansowe jakie poniósł papież po upadku Państwa Kościelnego. Państwo włoskie przyjęło kościelne normy dotyczące ślubów i rozwodów, i zwolniło księży od służby wojskowej. Katolicyzm został uznany za religię państwową, co znalazło odzwierciedlenie przede wszystkim w systemie szkolnictwa, gdyż wprowadzono religię do szkół.

W tym roku, 82 rocznica traktatów laterańskich, była obchodzona mniej hucznie, ale miała równie duży ciężar dla Włoch. Nie było wskazane, aby sekretarz stanu Watykanu afiszował się z grzesznym premierem Włoch, dlatego spotkanie odbyło się niemal w tajemnicy – 18 lutego 2011 r., w ambasadzie włoskiej przy stolicy Apostolskiej (Villa Borromeo) i poprzedzało uroczystości oficjalne z udziałem prezydenta, ministrów i kardynałów. Trwało krótko, bo kardynał Bertone był bardzo rzeczowy – poprosił silvia Berlusconiego, aby ustawa o testamencie biologicznym, która zabrania przerywania życia w stanie wegetatywnym (przypadek Eluany Englaro), została przegłosowana przez włoski parlament jak najszybciej; aby państwo włoskie, które dokonuje cięć finansowych w każdej dziedzinie – włącznie z kulturą i służbą zdrowia – przekazało olbrzymie dofinansowanie dla prywatnych szkół katolickich; aby natychmiast został rozwiązany spór pomiedzy Rzymskim Uniwersytetem Katolickim, Kliniką Gemelli i Regionem Lacjum dotyczący dofinansowań; aby we Włoszech single nie mogły adoptować dzieci, niezależnie od tego, że kilka dni wcześniej sąd kasacyjny ustalił, że jest to zgodne z włoskim prawem; aby Włochy przeciwstawiały się ustawie dotyczącej obecności symboli religijnych w miejscach publicznych, jaką chce wprowadzić Unia Europejska.


Interesy ponad wszystko


To nie było pierwsze spotkanie pomiędzy premierem Włoch i sekretarzem stanu stolicy Apostolskiej w ostatnim czasie. Zaledwie 10 grudnia 2010 r., w momencie największego kryzysu parlamentarnego, gdy wydawało się, że rząd Berlusconiego upadnie, w przepięknej rzymskiej Willi Boromeusza odbył się obiad, w którym uczestniczyła połowa włoskich ministrów (Letta, Bonaiuti, Frattini, Tremonti, Alfano, Bondi, Fazio, Fitto, Romani, Gelmini) i dziewięciu nowo nominowanych kardynałów włoskich. Silvio Berlusconi, znany ze swojej hojności, podarował każdemu kardynałowi drogocenny krzyż, aby nosił go na piersi, a w przemówieniu oficjalnym mówił o tym, że dzięki osobistej przyjaźni z Wladimirem Putinem, stara się, aby papież Benedykt XVI pojechał do Moskwy. Choć skandal seksualny, który zaprowadził szefa włoskiego rządu przed sąd za korzystanie z usług nieletniej prostytutki Ruby, jeszcze nie wybuchł – silvio B. miał już na sumieniu inne grzechy – aferę z prostytutkami, które przyjmował w swoich pałacach i willach oraz podejrzenie o relację seksualną z inną nieletnią - Letizią, która doprowadziła go do rozwodu z drugą żoną.

Kardynałowi Bertone, który przewodniczył delegacji watykańskiej wcale to nie przeszkadzało. Obiad odbył się w niezwykle przyjaznej atmosferze i choć Watykan oficjalnie nigdy nie wtrąca się do polityki włoskiej – przesłanie było jasne. Gdyby premier Berlusconi został zdymisjonowany przez parlament i miałyby odbyć się wybory – Watykan poprze go oficjalnie jako swojego kandydata. Pozornie spokojny Berlusconi już wtedy przygotowywał się do kampanii przedwyborczej – ofiarował watykańskiemu sekretarzowi stanu 60 milionów euro, pochodzących z podatku 8/1000 jaki płacą Włosi na cele religijne, przeznaczając fundusze na renowacje kościołów, zakonów, pałaców i inne potrzeby kościelne.

Trudno odmawiać takiemu sprzymierzeńcowi, nawet jeżeli grzeszy ciężko. Z drugiej strony Watykan nie bardzo ma w czym przebierać – nie postawi na włoską chadecję, bo Casini – katolik z krwi i kości, jest liderem zbyt słabym, nie poprze Finiego – bo to nie tylko rozwodnik żyjący w konkubinacie, ale i lider, który ma zamiar budować włoską prawicę europejską – czyli laicką. Z włoską lewicą na pewno się nie sprzymierzy, gdyż tu od jakiegoś czasu na pierwszych skrzypcach gra Nichi Vendola – gubernator gej z Apulii i choćby lewica wystawiła jako swoją kandydatkę Rosi Bindi – stu procentową katoliczkę, to i tak nie będzie można jej ufać. Rosy jest z tych katolików, którzy co niedzielę idą na mszę, ale nie mają nic przeciwko homoseksualizmowi… Jedynie Berlusconi jest gwarantem moralności watykańskiej.


Moralność to rzecz względna


„Jak było do przewidzenia, Berlusconi uregulował swoje zobowiązania wobec hierarchii katolickiej, w zamian za tolerancyjne przymknięcie oczu na nieustające łamanie zasad moralności publicznej i prywatnej. Kto miał nadzieję, że oburzenie manifestowane przez prasę katolicką, przez niektórych kardynałów, a przede wszystkim przez większość włoskich katolików w stosunku do prywatnych i publicznych zachowań Berlusconiego osłabi poparcie hierarchii, mylił się. Dwóch aktorów w tej grze – Berlusconi i hierarchia katolicka, są do siebie podobni, jeżeli chodzi o stopień cynizmu politycznego.“ – pisała Chiara saraceno w dzienniku “La Repubblica” (27.02. 2011), komentując wystąpienie włoskiego premiera na kongresie Chrześcijan-Reformatorów.

Moralność ma we Włoszech podwójne znaczenie, zwłaszcza ta katolicka. To nic, że premier jest postawiony przed sądem za korzystanie z usług nieletniej prostytutki – ważne, że propaguje jedyne słuszne wartości chrześcijańskie, takie jak rodzina heteroseksualna, nastawiona na prokreację.

Dlaczego hierarchie katolickie od lat preferują Berlusconiego i wybrały go na swojego uprzywilejowanego interlokutora, nawet gdy Włochami rządził Romano Prodi – katolicki profesor, który przestrzegał dosłownie każde z dziesięciu przykazań? W przeszłości przecież Kościół napiętnował otwarcie tych, którzy „wywołują publiczne zgorszenie” – zarówno rozwodników, jak i prostytutki.

Jak tłumaczył Antonnio Gibelli na łamach dziennika „Corriere della sera” (30.01.2011) - aby to zrozumieć trzeba się cofnąć w czasie i zastanowić nad specyfiką Włoch, przytłoczonych zawsze ciężarem Watykanu. Po zakończeniu wojny, przegranej przez Mussoliniego, który przywrócił suwerenność państwa kościelnego – hierarchie katolickie nie chciały interweniować bezpośrednio w politykę kraju. Manipulowały społeczeństwem włoskim kryjąc się za tarczą z krzyżem – symbolem włoskiej Demokracji Chrześcijańskiej, która od 1942 do 1994 roku wchodziła zawsze w skład koalicji rządzącej krajem. Nie było to trudne zadanie – biorąc pod uwagę widmo komunizmu, które nieustannie wisiało nad Włochami w okresie zimnej wojny. Dlatego tak długo udawało się opóźniać modernizację kraju, utrzymując restrykcyjną ustawę aborcyjną i zakaz rozwodów (ustawa o rozwodzie została przyjęta dopiero w 1970 r., a referendum dotyczące ustawy aborcyjnej odbyło się dopiero w 1981 r.). Po zniknięciu włoskiej chadecji zamieszanej w skandale korupcyjne pierwszej republiki – Watykan stracił zaufanego interlokutora i rozpoczął własną grę polityczną, schodząc na pakty ze wszystkimi, którzy objęli rządy. Berlusconi oferował najwięcej – o wiele więcej niż Prodi i rządził o wiele dłużej. Oto dlaczego hierarchie postawiły i nadal stawiają na Berluconiego, który w zamian za poparcie wyborcze dał Kościołowi olbrzymie przywileje ekonomiczne i oddał mu całkowitą kontrolę nad moralnością społeczną, oczywiście zgodną z kanonami wtykańskimi. Zniesienie podatku od nieruchomości kościelnych, dofinansowania dla prywatnych szkół katolickich, przywileje dla nauczycieli religii opłacanych przez państwo, pieniądze podatników na renowację budynków kościelnych, dofinansowania dla prywatnych szpitali katolickich, i ponad to – uniemożliwienie obywatelom włoskim zawieranie związków partnerskich; uniemożliwienie adopcji singlom; brak ustawy o dyskryminacji na tle seksualnym, która nie chroni homoseksualistów przed przemocą; brak ustawy o testamencie biologicznym, zezwalającej na świadomą eutanazję w stanie wegetatywnym; utrudnienie dostępu do środków antykoncepcyjnych oraz utrudnianie na wszelkie możliwe sposoby aborcji; poprzez ograniczenie dostępu do pigułki wczesnoporonnej i pigułki aborcyjnej RU 486; ograniczenie edukacji seksualnej; ograniczenie stosowania metody in vitro… - oto cena, jaką płaci włoskie społeczeństwo za poparcie Watykanu dla Berlusconiego.


Giełda odpustowa


Jak w czasach szymona Maga powraca świętokupstwo i otwiera się giełda odpustowa. “Kościół Ratzingera, Bertone i Bagnasca wraca do symonii i odbiera swoją należność, powróciliśmy do czasów, gdy sprzedawano odpuszczenie grzechów – czyli do średniowiecza“ – pisał Paolo Flores D’Arcais w ostatnim numerze magazynu “Micromega”.

„Istnieje możliwość aby nastawić rząd na realizację niepodważalnych celów katolickich: życie, rodzina, wolność w wyborze szkół prywatnych. Niemoralność rządzącego nie niszczy dobrobytu i wolności całego narodu, natomiast ataki na świętość życia i rodziny dewastują życie społeczne. Moralność polityka jest oceniana pozytywnie, jeżeli angażuje się on w czynienie wspólnego dobra – czyli gwarantowanie dobrobytu społeczeństwu i pełnej wolności Kościołowi katolickiemu.“ – mówił biskup Luigi Negri, jeden z najważniejszych eksponentów Konferencji Episkopatu Włoch, w wywiadzie dla Giacomo Galeazzi w dzienniku „La stampa”.

Wielki grzesznik silvio Berlusconi, który odkupił swoje winy płacąc sowicie – może nawet przyjmować komunię świętą. Jak tłumaczył arcybiskup Rino Fisichella – Berlusconi po swoim drugim rozwodzie powrócił na łono Koścoła. Jego pierwszy ślub był kościelny, a więc jedynie ważny – drugi natomiast stwarzał problemy bo był cywilny. Premier jako rozwodnik powtórnie ożeniony nie mógł uczestniczyć w sakramencie Eucharystii, zgodnie z naukami kościoła. Teraz jako rozwodnik, który korzysta z usuług prostytutek, także nieletnich – może przyjmować spokojnie “ciało Chrystusa” – wystarczy, że się wyspowiada…

“Jak to możliwe, że w XXI wieku, 75-letni mężczyzna, który płaci za seks młodym kobietom, które mogłyby być jego córkami, ma prawo dyktować mi moralność i ograniczać moją wolność osobistą oraz moje szczęście, zabraniając mi zawarcia związku partnerskiego z osobą którą kocham i adoptowania dzieci – tylko dlatego, że jestem gejem? Kto jest bardziej zdeprawowany – on, czy ja?” – pisał na forum internetowym pewien włoski obywatel…


Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu