Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

czwartek, 22 lipca 2021

Pieniądze papieża. Proces w Watykanie.

 

 


 

Proces, który rozpocznie się 27 lipca 2021 r. w Watykanie, nie będzie tylko postępowaniem dotyczącym inwestycji finansowych Sekretariatu Stanu w Londynie. To „kapelusz”, pod którym kryje się szersze, międzynarodowe dochodzenie antykorupcyjne.  Już dziś jest nazywany „procesem stulecia”.

 

W stan oskarżenia postawiono 10 osób. Po raz pierwszy wśród nich znajduje się były kardynał, Giovanni Angelo Becciu, któremu zarzuca się przestępstwa sprzeniewierzenia, nadużycia urzędu oraz próbę zmylenia śledztwa. Na watykańskiej ławie oskarżonych, zasiądą postacie dużego kalibru, duchowni i świeccy pracownicy watykańskiego Sekretariatu Stanu, osoby z najwyższego szczebla w Urzędzie Informacji Finansowej, a także postacie z zewnątrz, które odegrały kluczową rolę w tej międzynarodowej aferze. Są nimi: były szef biura informacji i dokumentacji Sekretariatu Stanu oraz sekretarz byłego kardynała Angelo Becciu, prałat Mauro Carlino; manager i prawa ręka kard. Becciu, Fabrizio Tirabassi; były prezes UIF René Brülhart; dyrektor UIF Tommaso Di Ruzza; bankowiec i finansista Enrico Crasso; finansista i broker Raffaele Mincione; broker Gianluigi Torzi; adwokat Nicola Squillace oraz rzekoma analityczka wywiadu Cecilia Marogna. Zarzuty postawione przez watykańską prokuraturę czyli Biuro Promotora Sprawiedliwości, na którego czele stoi Gian Piero Milano, a jego zastępcą jest Alessandro Diddi – wahają się od nadużycia stanowiska, poprzez malwersację, korupcję, sprzeniewierzenie, oszustwa, wymuszenia, po pranie brudnych pieniędzy oraz własnego kapitału. Wachlarz przestępstw, który sam mówi za siebie o randze przeprowadzonego dochodzenia i rozpoczynającego się procesu.

 

Białe kołnierzyki i koloratki

 

Kim są bohaterowie tej skomplikowanej historii, w której białe kołnierzyki mieszają się z koloratkami i gdzie purpura kardynalska robi za tło? O co w tym wszystkim chodzi?

O nieszczęsnym zakupie budynku przy Sloane Avenue 60 w Londynie, światowe media piszą już od dwóch lat. Cała sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Jej protagonistą jest Angelo Becciu, kardynał zdymisjonowany przez Franciszka we wrześniu 2020 r., który jako prałat przez lata pełnił bardzo delikatną i odpowiedzialną funkcję substytuta do spraw ogólnych w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej. Na stanowisko to mianował go jeszcze Benedykt XVI w 2011 r., jako „wybrańca” kard. Tarcisio Bertone, który w okresie poprzedniego pontyfikatu de facto zarządzał Watykanem jako Sekretarz Stanu. Prawą ręką Becciu był prałat Alberto Perlasca, znany jako kierownik watykańskiego „sejfu” i dziś uważany przez niektóre włoskie media za świadka koronnego, który jako pierwszy zdecydował się współpracować z prokuraturą watykańską, wyjawiając cały mechanizm niejasnych inwestycji finansowych, za czym przemawiałby fakt, że jego nazwisko nie pojawia się wśród oskarżonych. Perlasca stał na czele tak zwanego „trzeciego banku watykańskiego”, całkowicie autonomicznego od IOR – Instytutu Dzieł Religijnych, finansowego serca Watykanu i od APSA – Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej, odpowiedzialnej za sprawy ekonomiczne. Ta watykańska „poduszka finansowa” została utworzona już w latach 70-tych ubiegłego wieku, za pontyfikatu Pawła VI i składały się na nią głównie pieniądze pochodzące ze Świętopietrza oraz z podatków jakie Włosi dobrowolnie przekazują na Kościół. Na przykład, z tego właśnie funduszu przekazano 250 mln dolarów, jako dobrowolną kontrybucję dla ofiar bankructwa Banku Ambrosiano, szacowanego na 1,2 mld. dolarów i mającego miejsce w czasach Jana Pawła II, gdy na czele IOR stał kard. Paul Marcinkus. Watykan jest teokratyczną monarchią elekcyjną, absolutystyczną i o charakterze patrymonialnym. Wszystko więc jest własnością papieża. „Trzeci bank” to jednak pieniądze należące tylko do Ojca Świętego, które podarowali mu wierni na działalność charytatywną.

Od 2011 r., Becciu jako substytut w I sekcji Sekretariatu Stanu miał wpływ na to, jak inwestować papieskie pieniądze, aby je pomnożyć. Enrico Crasso, bankowiec i finansista, który najpierw był referentem Sekretariatu Stanu w Credit Suisse, a następnie stał się najbardziej zaufanym doradcą finansowym menedżerów w koloratkach, to druga najważniejsza postać w tej aferze. Przez dwadzieścia lat trzymał w ręku sejf Stolicy Apostolskiej, przekonał Becciu do lekkomyślnych i ryzykownych inwestycji, i jak wynika z przeprowadzonych dochodzeń, przekierował pieniądze papieża także w podejrzane ręce. To jemu Biuro Promotora Sprawiedliwości stawia najcięższe zarzuty: malwersacja, korupcja, wymuszenie, pranie brudnych pieniędzy i własnego kapitału, oszustwo, nadużycie stanowiska, fałszowanie aktów publicznych przez osobę prywatną i fałszowania aktów prywatnych. Becciu na początku swojej kariery dominusa papieskich pieniędzy, chciał zainwestować w angolską ropę, dzięki osobistym znajomościom, które zdobył jako nuncjusz Apostolski w Angoli i na Kubie. Biznes był jednak niepewny. Crasso odradził mu go i zaproponował coś innego. Poprzez jego spółki w Lugano, watykańskie pieniądze kierowano do funduszy spekulacyjnych w rajach podatkowych, a te - po przebyciu ogromnej drogi - wracały z powrotem do kas watykańskich. Operacje przynosiły jednak zbyt niskie profity.

 

Afera londyńska i nie tylko

 

Kiedy Bergoglio został papieżem, pozostawił Becciu na swoim miejscu, najprawdopodobniej nie zdając sobie sprawy z delikatności jego funkcji. Wtedy Crasso zaproponował prałatowi inwestycję londyńską w nieruchomość należącą dawniej do sklepów Harrods. Zapadała decyzja o zakupie 45% udziałów w luksemburskim funduszu Athena Global, którego pozostałe 55% należało do finansisty Raffaele Mincione. Z Credit Suisse w Lugano wysłano 200 milionów dolarów na zakup budynku przy Sloane Avenue 60. Pieniądze, jak piłeczka pingpongowa odbijały się pomiędzy różnymi spółkami w rajach podatkowych: Luksemburg, Jersey, Malta, Mauritius i częściowo skończyły na kontach włoskiego finansisty, rezydującego w Szwajcarii i prowadzącego biuro w Londynie.

W 2018 r., Franciszek nadał Becciu godność kardynalską i mianował go prefektem Kongregacji ds. Kanonizacyjnych. Może już wtedy czuł, że lepiej byłoby, gdyby duchowny z Sardynii zajmował się kandydatami na świętych, a nie papieskimi pieniędzmi. Na jego miejsce powołał wenezuelskiego prałata Edgara Peña Parra. Nowy substytut zorientował się, że watykańskie inwestycje w luksemburski fundusz Athena oraz w inne fundusze (Retelit, Banca Carige, Sorgente), przynoszą milionowe straty. Ponadto zaciągnięto hipotekę z wysokim oprocentowaniem na nieruchomość w Londynie, która jeszcze wtedy była zarejestrowana na spółkę offshore z Jersey i nie stanowiła nawet własności Watykanu. Lekkomyślna inwestycja Becciu okazała się czarną dziurą, która wysysała sejf Sekretariatu Stanu. Peña Parra opuścił fundusz Athena i pożegnał się z Mincione. Niestety Watykan wpadł z deszczu pod rynnę… Nowy substytut zlecił sfinalizowanie zakupu londyńskiej nieruchomości innemu włoskiemu finansiście, Gianluigiemu Torziemu. Torzi miał zostać jej zarządcą przez 5 lat. Za swoje usługi zażądał  30 mln euro i otrzymał tylko połowę. Broker okazał się osobą jeszcze mniej godną zaufania. W stosunku do Torziego, włoskie prokuratury już prowadziły dochodzenie w sprawie oszustwa i bankructwa. Nowy pośrednik miał jednak dość szerokie kontakty. We Włoszech reprezentowała go znana kancelaria mediolańska, adwokata Nicola Squillace, który też zasiądzie na watykańskiej ławie oskarżonych z zarzutami o oszustwo, sprzeniewierzenie, pranie brudnych pieniędzy i własnego kapitału.

Aby sfinansować operację londyńską, Sekretariat Stanu zwrócił się do watykańskiego banku IOR o „zaliczkę” w wysokości 150 mln. euro. W tych okolicznościach, zgodnie z nowymi normami wprowadzonymi przez Franciszka, rozpoczęto wewnętrzne dochodzenie i poinformowano papieża. Jednak już w tym samym czasie prokuratury w Rzymie i Mediolanie, oraz w Szwajcarii prowadziły dochodzenie dotyczące Enrico Crasso i łapówek dla wenezuelskich oligarchów, zapłaconych pieniędzmi Watykanu.

W sierpniu 2019 r., prałat Peña Parra został przeniesiony. Dwa miesiące później doszło do bezprecedensowego przeszukania żandarmerii watykańskiej w biurach Sekretariatu Stanu i Urzędu Informacji Finansowej. Następnie zostali odwołani ze stanowisk prałat Mauro Carlino (świeżo mianowany szef biura informacji i dokumentacji Sekretariatu Stanu, a wcześniej długoletni sekretarz kard. Becciu), Tommaso Di Ruzza (dyrektor UIF) oraz Fabrizio Tirabassi, protokolant z biura administracyjnego Sekretariatu Stanu. Tirabassi był jednym z najbardziej wpływowych świeckich pracowników najpotężniejszej dykasterii kurii rzymskiej, kierował i zarządzał inwestycjami finansowymi, które z czasem przekroczyły 600 mln euro. W czerwcu 2020 r., zajęto szwajcarskie konta należące do Enrico Crasso, przez które tranzytowały pieniądze watykańskie, a do Watykanu wezwano na przesłuchanie pośrednika Gianluigiego Torzi i aresztowano go na kilka dni. Miesiąc później dokonano przeszukania w pokoju jednego z rzymskich hoteli, w którym zatrzymał się Raffaele Mincione, demiurg „afery londyńskiej”. Później, jak grom z jasnego nieba, spadła dymisja kard. Angela Becciu.

Na liście nazwisk oskarżonych w procesie watykańskim najbardziej zaskakują te byłego prezesa i dyrektora Urzędu Informacji Finansowej. UIF został powołany w 2010 r. przez Benedykta XVI, aby zagwarantować pełną transparencję i wiarygodność watykańskiego systemu finansowego, i walczyć z procederem „prania brudnych pieniędzy”. René Brüelhart stał na jego czele od 2012 do 2019 r. Przystojny adwokat szwajcarski był nazywany „watykańskim 007”.  Biuro Promotora Sprawiedliwości zarzuca mu przestępstwo nadużycia stanowiska. Byłemu dyrektorowi UIF, Tommasowi Di Ruzza, postawiono zarzuty defraudacji, nadużycia stanowiska oraz naruszenia tajemnicy zawodowej.

 

Dama kardynała i rodzina na swoim

 

Wśród oskarżonych jest jedna kobieta – 39-letnia Cecilia Marogna, sardyńska menadżerka, która podaje się za rzekomą ekspertkę od stosunków międzynarodowych i analityka wywiadu. Już przyległy do niej dwa pseudonimy: „dama kardynała” i  „Lady Watykan”. Marogna jest oskarżona o malwersacje pieniędzy watykańskich. Włoska Gwardia Finansowa, wykonując międzynarodowy nakaz Interpolu, aresztowała ją w Mediolanie w październiku 2020 r. i przekazała w ręce Watykanu. Kobieta otrzymała rzekomo 500 tys. euro z Sekretariatu Stanu i miała list polecający od kard. Becciu.  Pieniądze miały być przeznaczone na tajne operacje związane z porwaniami terrorystycznymi duchownych oraz na akcje charytatywne. Przeszły przez konta jej spółek założonych w Lubianie, nie pozostawiając śladu i częściowo zostały wydane na luksusowe torebki, buty i inne przedmioty. Marogna tłumaczyła się, że były to prezenty dla żon dyplomatów i dyktatorów, aby chronić nuncjatury.

Kobieta zaprzeczyła, jakoby łączyła ją relacja intymna z Becciu. Cała historia przypomina sprawę Franceski Immacolaty Chaouqui, która zasiadła na watykańskiej ławie oskarżonych, w procesie Vatileaks 2, wraz z prałatem Lucio Angelo Vallejo Balda (jej kochankiem), jego współpracownikiem Nicola Maio oraz dziennikarzami Gianluigim Nuzzi i Emiliano Fittipaldim.

Ponadto, nad byłym kardynałem wiszą inne zarzuty, będące bezpośrednią przyczyną jego zdymisjonowania i postawione mu przez tygodnik „L’Espresso”. Wysokiej rangi duchowny miał faworyzować finansowo trzech swoich barci, przekierowując je do ich spółdzielni lub firm watykańskie pieniądze.

Z przecieków do włoskiej prasy wynika również, że Becciu próbował zmylić śledztwo. Wywierał presję na prałata Alberto Perlasca, terroryzował go psychologicznie i pouczał, co ma mówić na przesłuchaniach. Były kardynał tę samą presję wywierał na wielu członków kurii, a nawet był w stanie „pokierować” niektórymi mediami watykańskimi, z którymi łączyły go stosunki ze względu na zajmowane wcześniej stanowisko. Becciu był przekonany, że nigdy nie dojdzie do procesu…

 

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

 

 

 

 

wtorek, 20 kwietnia 2021


„Ten Kościół budzi we mnie strach. Powinien mieć ramiona zawsze otwarte, wychodzić naprzeciw, pamiętać, że dla Jezusa prawda to nie doktryna, lecz dobro, które trzeba czynić. Dlaczego Kościół nie może błogosławić par homoseksualnych? Jeżeli dwie osoby żyją razem, czynią dobrze i się kochają, dlaczego nie można ich błogosławić? Błogosławi się domy, zwierzęta, przedmioty, ale dwie osoby, które się szczerze kochają – nie!” – tak mówił 75-letni ojciec Alberto Maggi, brat zakonny serwita, pisarz katolicki i biblista w wywiadzie udzielonym Paolo Rodariemu, watykaniście dziennika La Repubblica.

 

Błogosławią karabiny, a nie chcą pobłogosławić ludzkiej miłości

 

Czy Kościół ma władzę udzielania błogosławieństwa związkom osób tej samej płci?” – stanowisko Kongregacji Nauki Wiary wydane 15 marca 2021 roku, jako tzw. Responsum ad dubium wywołało bardzo gorące reakcje w świecie katolickim, począwszy od interwencji w stylu refleksji teologicznej po prawdziwe deklaracje wojny w stosunku do Watykanu. Zwłaszcza w krajach niemieckojęzycznych, gdzie już od pewnego czasu w Kościele „świętuje się miłość gejowską”, dokument wywołał oburzenie.

„Nie spodobała mi się ta deklaracja Kongregacji Nauki Wiary. Z prostego powodu: wiadomość, która dotarła do mediów na całym świecie, brzmiała „nie”. „Nie” dla błogosławieństwa. I to jest coś, co rani wielu ludzi” – te słowa krytyki wyraził austriacki hierarcha wielkiego kalibru, kard. Christoph Schönborn, arcybiskup Wiednia i teolog, w rozmowie z Der Sonntag, organem archidiecezji austriackiej.  

Cytowany przez ADISTA – włoską, katolicką agencję informacyjną – biskup Anwersy, Johan Bonny, był bardziej bezpośredni: „Wstydzę się swojego Kościoła, jak powiedział pewien ksiądz. A przede wszystkim czuję wstyd intelektualny i moralny. Chcę przeprosić wszystkich, dla których ta odpowiedź jest bolesna i niezrozumiała”.

„Czy oni zdają sobie sprawę, że to, co robią, to wykorzystywanie błogosławieństwa Bożego spowodowane instynktem samozachowawczym?” – skomentował Matthias Sellmann, teolog pastoralny, członek Zgromadzenia Drogi Synodalnej i jeden z 212 profesorów-sygnatariuszy listu sprzeciwiającego się oświadczeniu watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary.

Także jeden z najbardziej znanych biblistów i teologów brazylijskich ojciec Marcello Barros, wyraził swoją krytykę: „Wszelka miłość jest sama w sobie święta i nie potrzebuje błogosławieństwa księdza lub proboszcza, aby się legitymizować. Funkcją małżeństwa kościelnego nie jest „błogosławienie” miłości, która już sama w sobie jest święta, ale uczynienie tego związku publicznym znakiem i świadectwem miłości Boga do ludzkości” – stwierdził ojciec Barros.

 

Nie błogosławię palm i gałązek oliwnych

 

Oprócz wypowiedzi ojca Alberto Maggi, we Włoszech największym echem odbił się przedświąteczny protest ks. Giulio Mignani, proboszcza Bonassola z okolic La Spezia.

„Jeśli nie mogę błogosławić par tej samej płci, nie błogosławię też palm i gałązek oliwnych” - stwierdził ks. Giulio w Niedzielę Palmową i nie poświęcił symboli chrześcijańskich przyniesionych do kościoła przez wiernych. Zrobił to w ramach protestu przeciwko dokumentowi zakazującemu błogosławienia związków homoseksualnych. Nikt z jego parafian nie był zaskoczony. Don Giulio, który wielokrotnie opowiadał się po stronie tęczowych rodzin, wyjaśnił swój gest podczas homilii na mszy.

W wywiadach udzielonych włoskim mediom proboszcz stwierdził, że opinia wydana przez Kongregację Nauki Wiary, która w rzeczywistości staje się formalnym zakazem, jest absurdalna. „W Kościele błogosławi się wszystko, czasami niestety nawet broń, ale nie można pobłogosławić prawdziwej i szczerej miłości dwojga ludzi, ponieważ są homoseksualistami. Ale jeszcze bardziej niepokoi fakt, że ich miłość nadal nazywana jest „grzechem”. Dodał również, że po Responsum ad dubium przegranymi nie będą osoby LGBT, które z łatwością mogą się obejść bez błogosławieństwa Kościoła, ponieważ w między czasie Bóg ich już pobłogosławił. Po Responsum ad dubium przegranym będzie Kościół.

Gest i wypowiedzi księdza z miasteczka koło La Spezia obiegły media włoskie. Jego słynne słowa dotarły do Kongregacji Nauki Wiary. Wierni bili brawa na mszy, ale kilka dni później don Giulio, który już w przeszłości wypowiadał się na gorące tematy, takie jak eutanazja, wyrażając nieortodoksyjne opinie, dostał naganę z Kurii. Zawiadamiano go z bólem, że niewykonanie rytuału liturgicznego i powiązanie tego z osobistym protestem w stosunku do stanowiska, na którego publikację Ojciec Święty wyraził zgodę, jest niewłaściwe i zostanie ocenione w odpowiednich urzędach, zgodnie z obowiązującym prawem kanonicznym.

Wszyscy mieszkańcy Bonassola, wraz z burmistrzem miasteczka, stanęli w obronie swojego proboszcza i postawili nawet barykadę w postaci internetowej petycji ogólnokrajowej change.org, która ruszyła 31 marca. W kilka dni zebrano blisko 10 tys. podpisów, które mają zostać wysłane do papieża Franciszka. Pięć tysięcy podpisów przesłano już wraz z listem poleconym do Kurii, od której oczekuje się odpowiedzi na temat losów księdza.

 

Włoscy katolicy nie akceptują decyzji Świętego Oficjum

 

To nie był protest odosobniony. „Wydaje nam się, że Responsum pokazuje brak akceptacji i nieuznawanie, że miłość między dwoma homoseksualistami jest możliwa; co jest naprawdę obraźliwe dla wielu ludzi” – skomentował don Cosimo Scordato, profesor na Wydziale Teologii uniwersytetu sycylijskiego i rektor kościoła San Francesco Saverio w Palermo.

Pierluigi Consorti, docent prawa z uniwersytetu w Pisie przeanalizował Responsum ad dubium watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, która wydała negatywną odpowiedź na zapytanie „Czy Kościół ma władzę udzielania błogosławieństwa związkom osób tej samej płci?”, z punktu widzenia prawnego, a nie doktrynalnego. Według niego, Kodeks Prawa Kanonicznego – na podstawie aktów Soboru Watykańskiego II – stwierdza, że Stolica Apostolska „może ustanawiać nowe sakramentalia lub autentycznie interpretować te, które już zostały przyjęte, jak również je znieść lub zmienić”. Krótko mówiąc, ma niezbędną moc – odpowiedź na postawione pytanie jest zwyczajnie błędna.

Najbardziej dramatycznym ze wszystkich komentarzy był list matki homoseksualnego dziecka, Dei Santonico, opublikowany przez ADISTA. Pisała w nim: „Drodzy, chciałabym dotrzeć do każdego z was, siostry i bracia, którzy w Kościele katolickim lub na jego obrzeżach podążacie drogą wiary lub czując się wykluczeni, zboczyliście z niej. Chcę być świadkiem bolesnego krzyku, który dociera ze świata, do którego czuję, że należę, jako matka homoseksualnego syna, krzyku homoseksualnych i transpłciowych chrześcijan oraz ich rodziców, po deklaracji Kongregacji Nauki Wiary z 15 marca (…) Zaledwie kilka miesięcy temu na audiencji papież przywitał nas, rodziców dzieci LGBT. Widziałam łzy radości w oczach niektórych rodziców. Szczęśliwych, że po latach zagubienia, bólu i wstydu poczuli się mile widziani przez papieża. Jednak żadne z nich nigdy nie zaakceptuje przyjęcia, które wymaga od ich synów i córek okaleczenia własnych pragnień w stosunku do normalnego życia emocjonalnego, radości z budowania relacji i przyszłości z ukochaną osobą. Pewnego dnia użyłam powiedzenia: „Jeśli istnieje piekło homoseksualistów, to chcę tam iść”. Potem usłyszałem, że również inne matki rezerwują sobie tam miejsce. Piekło nie jest straszne tym, którzy są gotowi poświęcić swoje życie, nawet życie pozagrobowe, dla miłości. W obliczu mocy miłości każda doktryna blednie. Kto jej się sprzeciwia, przegrywa. Niech wie o tym Kongregacja Nauki Wiary. Moje rozmyślania kieruję do tych, którzy nie przeżywają tego doświadczenia jako rodzice osób LGBT, którzy idą razem z innymi, lecz do tych, którzy przeżywają to wszystko w samotności, w rozpaczy, nie mogąc sobie z tym poradzić i ukrywając się. Kieruję do tych, na których ramiona, Kongregacja Nauki Wiary swoimi słowami położyła nieznośny ciężar, głaz, który ich miażdży. Swojego bólu nie mogą nawet wykrzyczeć, pozostanie zduszony w ich gardle” (…)

 

Czy papież aprobuje?

 

„Wraz z krytyką obskurantyzmu, zawartego w dokumencie Stolicy Apostolskiej, datowanego na 22 lutego, w święto Katedry św. Piotra, a opublikowanego 15 marca i podpisanego przez Prefekta kongregacji kard. Luisa Ladaria Ferrera i Sekretarza abp. Giacomo Morandiego, próbuje się zrozumieć, czy aprobata papieża Franciszka - o której wyraźnie wspomina się w samym Responsum - jest bardziej formalna niż faktyczna, skoro w Anioł Pański, w niedzielę 21 marca papież zdawał się dystansować od treści dokumentu” – podkreśliła włoska agencja katolicka ADISTA.

Wątpliwości rozwiewa Lucetta Scaraffia, profesorka historii na rzymskim Uniwersytecie La Sapienza i była dyrektorka watykańskiego magazynu kobiecego „Kobiety Kościół Świat”, w artykule dla dziennika La Stampa: „Jest bardzo prawdopodobne, że odpowiedź Kongregacji Nauki Wiary zaskoczyła wielu, ponieważ obraz postępowego papieża Franciszka przyzwyczaił wszystkich, wielbicieli i przeciwników, do jego często nieoczekiwanych otwarć. A także dlatego, że kilka miesięcy temu Bergoglio powiedział zobowiązująco, że nawet homoseksualiści „mają prawo do rodziny”, co interpretowano jako znaczącą akceptację rodzin homoseksualnych.” Jej zdaniem papież posunął się zbyt daleko, być może nie zdając sobie sprawy, że „mieć prawo do rodziny” oznacza także uznanie prawa do „rodzicielstwa”, a także posiadania dzieci w inny, niż naturalny sposób. Bardzo trudno pomyśleć, że jego otwarcie sięga aż tak daleko, ale użyte sformułowanie wydaje się niejednoznaczne. Gdyby otwarcie było całkowite, byłoby to sprzeczne z bioetyczną moralnością Kościoła.

 

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu



Pielgrzymka papieża Franciszka do Iraku to milowy krok na drodze dialogu międzyreligijnego

Korespondencja z Rzymu


Salam, salam, salam, Allah maakum (Pokój, pokój, pokój, Bóg jest z wami) – tymi słowami Franciszek zakończył nabożeństwo w języku arabskim na stadionie w Irbilu, w irackim Kurdystanie.

Tak chrześcijański papież wyrzekł się symbolicznie motta krucjat Deus vult (łac. Bóg [tak] chce). Trzy dni apostolskiej wizyty (5-8 marca 2021 r.) w kraju Bliskiego Wschodu, który w ostatnich latach został całkowicie zdewastowany przez wojnę i terror ISIS, były przesłaniem pokoju i braterstwa.

Reflektory na Irak

Ta pielgrzymka Franciszka już zapisała się w historii. Inna niż wszystkie dotychczasowe podróże papieskie. Pierwsza w epoce COVID-19. Niebezpieczna i wymagająca nadzwyczajnych środków ostrożności oraz imponującej ochrony. Wizyta głowy Kościoła katolickiego w Iraku była ważna z wielu powodów, zarówno politycznych, jak i religijnych, ale przede wszystkim zwróciła przez moment reflektory mediów na ten kraj, niemogący od dziesięcioleci zaznać pokoju, targany wojnami, konfliktami religijno-etnicznymi i terroryzmem. Rzuciła światło na dramatyczną i wciąż gorącą sytuację na Bliskim Wschodzie.

Franciszek został powitany na lotnisku w Bagdadzie przez premiera Iraku Mustafę al-Kadhimiego, pełniącego tę funkcję od niespełna roku. Oficjalna ceremonia odbyła się w Pałacu Prezydenckim, z udziałem prezydenta Barhama Saliha wywodzącego się z Patriotycznej Unii Kurdystanu oraz przedstawicieli władz i społeczeństwa obywatelskiego, do których papież wygłosił pierwsze przemówienie, mówiąc o konieczności zapewnienia demokratycznego udziału w państwie wszystkim grupom politycznym, społecznym i religijnym oraz zagwarantowania podstawowych praw wszystkim obywatelom. W Bagdadzie odbył też spotkanie z duchowieństwem w katolickiej katedrze obrządku syryjskiego Matki Bożej Zbawienia, gdzie w 2010 r. dżihadyści dokonali zamachu terrorystycznego, w którym zginęło 58 osób, a 80 zostało rannych.

Historyczne spotkanie

An-Nadżaf, święte miasto szyitów. Położone nad Eufratem, 144 km na południe od Bagdadu. Tu znajduje się Złoty Meczet z grobem kalifa Alego Ibn Abi Taliba, kuzyna i zięcia Mahometa, zmarłego w 661 r., oraz proroków Adama i Noego. W islamie szyickim jest uznawane za jedno z najświętszych miejsc, zaraz po Mekce i Medynie. Ali to pierwszy prorok szyicki, najważniejszy po Mahomecie. Co roku miliony pielgrzymów przybywają tu na Aszurę, największe szyickie święto, w pielgrzymce żałobnej. Kobiety odziane w czarne czadory zanoszą się płaczem. Nieopodal meczetu znajduje się Dolina Pokoju (Wadi al-Salam), największy muzułmański cmentarz, z 2 mln grobów.

W latach 1964-1978 w Nadżafie żył ajatollah Ruhollah Chomejni, który po rewolucji islamskiej został przywódcą Iranu. W marcu 1991 r., po wojnie w Zatoce Perskiej, w Nadżafie i Karbali wybuchło powstanie szyitów krwawo stłumione przez Saddama Husajna. Od tamtego momentu wąsaty dyktator zawsze obstawiał święte miasto wojskiem i wysyłał swoich szpiegów z sunnickiej partii Baas. Tu w sierpniu 2003 r. miał miejsce krwawy zamach Al-Kaidy, w którym zginął ajatollah Al-Hakim.

Dopiero w tym kontekście można zrozumieć, dlaczego wizyta papieża w Nadżafie ma wymiar historyczny. Głowa Kościoła katolickiego udała się osobiście do jednego z największych autorytetów islamu szyickiego. Franciszek zrobił milowy krok na drodze dialogu międzyreligijnego, spotykając się z umiarkowanym i poważanym ajatollahem Alim al-Sistanim. Spotkanie w małym pokoiku, trwające ponad godzinę, uwieczniły flesze i kamery. Na pewno nie wzbudziło to entuzjazmu teokratycznego reżimu z Teheranu. Tak jak nie spodobał się w Kairze, Ankarze i Rijadzie Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia, podpisany w 2019 r. w Abu Zabi przez Franciszka i wielkiego imama Ahmada al-Tayyeba, przywódcę islamu sunnickiego. Dokument ten głosił m.in.: „Historia pokazuje, że ekstremizm religijny, ekstremizm narodowy, a także nietolerancja wytworzyły na świecie, czy to na Wschodzie, czy też na Zachodzie, to, co można by nazwać oznakami III wojny światowej w kawałkach”. Bergoglio kolejny raz jako pierwszy wyciągnął rękę do muzułmanów, co nie podoba się również tej części katolików, zarówno hierarchów, jak i wiernych, która wcale nie chce zakończyć świętych wojen, będących tysiącletnią tradycją chrześcijańsko-muzułmańską.

Po raz pierwszy w historii papież, zamiast namawiać wiernych na krucjaty i finansować je z własnej kieszeni, promuje model demokratycznego i pokojowego współistnienia, oparty na wolności wyznania i równouprawnieniu wszystkich grup etnicznych, społecznych i religijnych w obrębie państwa oraz równości gwarantowanej konstytucyjnie. Traktuje muzułmanów jak braci. Taka nowość budzi opory.

Śladami Abrahama i dżihadystów

Kurz, piasek, silny wiatr unoszący białe papieskie szaty to widok, który uderzył podczas międzyreligijnego nabożeństwa w starożytnym chaldejskim mieście Ur, odprawionego w drugim dniu wizyty, 6 marca, po spotkaniu z Alim al-Sistanim w Nadżafie. Czytano fragmenty Biblii i Koranu, śpiewano pieśni po arabsku i aramejsku, modlono się w wielu językach. To było jedno z najbardziej sugestywnych spotkań ekumenicznych w historii ludzkości.

W Ur, pomiędzy rzekami Tygrys i Eufrat, w pobliżu Zatoki Perskiej, narodził się Abraham, ojciec trzech religii monoteistycznych i pierwszy z hebrajskich patriarchów, żyjący 2 tys. lat przed Chrystusem. I tu rozmawiał z Bogiem, który nakazał mu porzucić ojczyznę i udać się do biblijnej Ziemi Obiecanej. Kamienne ruiny sprzed ponad 6 tys. lat odrestaurowano w 1999 r. i wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO przy okazji planowanej pielgrzymki Jana Pawła II do Iraku. Sprzeciwili się jej najpierw Saddam Husajn, a później dyplomacja Stanów Zjednoczonych. Nad antycznym miastem Ur górował niegdyś ziggurat, czasami utożsamiany z mityczną Wieżą Babel.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 13/2021, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

 https://www.tygodnikprzeglad.pl/ziemia-ktora-moze-zaznac-pokoju/

 

 

Fot. IWP/Backgrid/East News