Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

czwartek, 16 maja 2019

Franciszek na rozdrożu - wywiad z Marco Politim / Newsweek Polska


Franciszek wśród wilków - AGNIESZKA ZAKRZEWICZ dla Krytyki Politycznej




Od czasów soboru watykańskiego II nie był widoczny w Kościele tak jaskrawy podział na skrzydła postępowe i ultrakonserwatywne. Korespondencja Agnieszki Zakrzewicz z Rzymu.
Parafrazując Nanniego Morettiego, papież Franciszek jest dziś jednym z niewielu światowych liderów, który „mówi coś lewicowego”, a może raczej chrześcijańskiego… Mimo krytyki ze strony środowisk lewicowych czy racjonalistycznych trudno nie zauważyć, że Bergoglio naucza równości i braterstwa, broni ubogich i imigrantów, występuje przeciwko nierównościom społecznym i rasizmowi, modli się za muzułmanów, nie potępia homoseksualizmu, rozgrzesza kobiety, które dokonały aborcji, i chce znaleźć dla nich miejsce w Kościele, walczy z pedofilią, występuje przeciwko Kurii Rzymskiej etc.

CZYTAJ DALEJ:

https://krytykapolityczna.pl/swiat/franciszek-konserwatywna-opozycja-kosciol/


Mea culpa Kościoła za pedofilię - AGNIESZKA ZAKRZEWICZ dla Krytyki Politycznej




Niestety spotkanie zwołane przez Franciszka i zorganizowane przez starannie dobranych współpracowników nie ma umocowań prawnych do podejmowania konkretnych decyzji, gdyż nie jest synodem biskupów ani soborem.
„Panie Jezu Chryste, wyznajemy, że jesteśmy grzesznikami. Wyznajemy, że biskupi, prezbiterzy, diakoni i zakonnicy dopuścili się przemocy wobec nieletnich i młodych ludzi i że nie udało nam się ochronić tych, którzy najbardziej potrzebują naszej opieki. Wyznajemy, że chroniliśmy winnych i uciszyliśmy tych, którzy zostali zranieni. Wyznajemy, że nie poznaliśmy cierpienia wielu ofiar i nie udzielaliśmy im pomocy, kiedy tego potrzebowały. Wyznajemy, że często my, biskupi, nie sprostaliśmy naszym obowiązkom” – wyznał papież Franciszek wraz z biskupami.

CZYTAJ DALEJ: 

https://krytykapolityczna.pl/swiat/mea-culpa-kosciola/ 

Wreszcie pękł wrzód... - refleksja wokół filmu Sekielskiego


Wreszcie pękł wrzód... - refleksja wokół filmu Sekielskiego


Obejrzałam film Marka Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu” (a w zasadzie braci Sekielskich - Marka i Tomasza) i mogę powiedzieć o nim jedno – gdyby Polska była Ameryką, zostałby on nagrodzony statuetką Amerykańskiej Akademii i Wiedzy Filmowej za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny.
Film porusza do bólu, tak jak chciał reżyser. Przypomina mi „Siostry Magdalenki” Petera Mullana, „Przestępstwa seksualne i Watykan” Colma O’Gormana i oczywiście "Spotlight" Toma McCarthy’ego. Film Sekielskiego jest ich kontynuacją, bo opowiada kolejny kawałek historii globalnego skandalu nadużyć seksualnych w Kościele. I jeżeli spojrzymy na ten fenomen z właściwej perspektywy – „Tylko nie mów nikomu” jest tym samym, czym dla Irlandii, dla USA i praktycznie dla całego świata były właśnie te filmy. Momentem, w którym pękł wrzód i ropa się wylała…
Wysłuchałam już historii wielu ofiar i każda kolejna budzi we mnie głęboki smutek. W pewnym sensie są podobne, niezależnie od szerokości geograficznej – bo na tym polega właśnie globalny fenomen „skandalu pedofilii klerykalnej”. Każda jest jednak jednostkowa, bo kryje się za nią człowiek i jego cierpienie, ukrywane często przez większą część życia.

Co mnie zabolało w filmie Sekielskiego?

Zabolała mnie scena z księdzem Cybulą chodzącym o lasce, który w tak podeszłym wieku nie ma w sobie żadnej skruchy i mówi do swojej ofiary: “przecież ci się podobało, nie musiałem cię związywać”, i że całe molestowanie było czymś w rodzaju dowcipu, przy współudziale ofiary. Jest również święcie przekonany o tym, że nie było grzechu, bo nie było wytrysku.
Zabolał mnie ten popłoch na plebanii, kiedy ekipa dokumentalisty pyta o ks. Dariusza Olejniczaka, te krzyki proboszcza: „Jesteście hieny”. A przecież skazany za pedofilię Dariusz Olejniczak mimo zakazu kontaktu z nieletnimi, prowadził rekolekcje z udziałem dzieci i mówił do nich niewyobrażalne rzeczy „Kim chcielibyście zostać? Na pewno nie księdzem. Bo nas nie lubią, niektórzy to nawet chcieliby nas rozstrzelać”. Potrzeba było filmu Sekielskiego, aby taki człowiek przestał być wreszcie księdzem?
Zabolała mnie podobna scena, w której ksiądz – były pracownik Służby Więziennej broni oddanego pod jego opiekę innego skazanego księdza, mówiąc, że przecież odprawia mszę w jego prywatnej kaplicy, że wszyscy go tu znają, że wszyscy wiedzą co zrobił, że na mszę przychodzą tylko znajomi i pyta: “A wam nie szkoda całej niedzieli, żeby ścigać księdza?”
Zabolały mnie słowa mecenasa Artura Nowaka z fundacji Nie Lękajcie Się: „Nie spotkałem się z przypadkiem, aby taka osoba (ofiara) była poważnie potraktowana, aby zapytano jej czy potrzebuje jakiejś pomocy”.
Zabolała mnie historia Marka Milewczyka. Jego konfrontacja z ks. Andrzejem Srebrzyńskim, wizyta w Mszana, gdzie ksiądz ten przebywał prawie dwadzieścia lat i gdzie popełnił samobójstwo jeden z jego ministrantów. Zabolała mnie rozmowa pomiędzy ofiarą i oprawcą, w której ten, po latach, odpowiada jej butnie i bezkarnie: „przemyj uszy”.
Co mnie zabolało w filmie Sekielskieg? Bezkarność, pycha, obłuda, lekceważenie, prostactwo, buta, pogarda dla ofiar, którą pokazali przed kamerami członkowie polskiego Kościoła. Wszystko mnie zabolało w tym filmie, bo ten film boli. Musi boleć…

Wrzód nie pęka od razu

Marka Milewczyka poznałam w Łodzi, na spotkaniu „O problemie pedofilii w Kościele katolickim w Polsce i na świecie”, które wraz z Ekke Overbeekiem i fundacją Nie Lękajcie Się,  ze wsparciem Leszka Jażdżewskiego oraz innych osób z redakcji zorganizowaliśmy w siedzibie Liberté. Było to praktycznie pierwsze publiczne wystąpienie polskich ofiar. Marek Milewczyk powiedział mi wtedy: „Nie mogę się przywitać, bo ze strachu spociły mi się ręce”. „Nie martw się. Damy radę” – Ekke Overbeek poklepał go po ramieniu.
Z Ekkiem spotkaliśmy się pół roku wcześniej na debacie wokół naszych książek wydanych przez Czarną Owcę - „Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią” – Overbeeka i mojej – „Głosy spoza chóru. Rozmowy o Kościele, papieżach, homoseksualizmie, pedofilii i skandalach”, zorganizowanej z okazji Dni Świeckości w Krakowie pod tytułem „Kościół wątpliwy moralnie”. W obu przypadkach – jak to zwyczajowo bywa – wysłaliśmy komunikaty prasowe do wszystkich mediów i zaprosiliśmy dziennikarzy: „Jak to jest w Polsce z tym molestowaniem seksualnym przez księży?” – to pytanie zadaje sobie wiele osób. Śledząc doniesienia prasy, można odnieść wrażenie, że problem pedofilii klerykalnej dotyczy wielu krajów, ale nie Polski. Jak dotąd ojczyzna papieża Jana Pawła II wydawała się być krajem nieskazitelnym, tym lepszym miejscem, w którym pedofilia wśród duchownych nie miała miejsca. Czy tak jest naprawdę? Czy jesteśmy zieloną wyspą moralności, czy może raczej białą plamą na mapie wstydu, gdzie nie brakuje przemilczanych i skrzętnie ukrywanych ludzkich tragedii?”. Nikt nie przyszedł i nikt nie napisał słowa, bo sprawy nie było.

W grudniu 2014 r., zorganizowałam konferencję prasową fundacji Nie Lękajcie Się w Rzymie, w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Zagranicznych. Marek Lisiński spotkał się wtedy z dziennikarzami z międzynarodowych mediów i opowiedział o historiach polskich ofiar. Brał w niej udział również bardzo znany włoski adwokat Nino Marazzita, niosący od lat pomoc ofiarom pedofilii. Pomysł na założenie polskiej organizacji „ocalonych” przyszedł Lisińskiemu i Milewczykowi po uczestnictwie w Światowej Konferencji SNAP (Survivors Network of those Abused by Priests – Międzynarodowa Sieć Ofiar Molestowania przez Księży), w Irlandii w 2013 r. Łączył ich ważny cel: chęć uwolnienia się od lęku przed sprawcami i przed opinią publiczną, bo to ni oni skrzywdzili, lecz zostali skrzywdzeni.

Z członkami Survivor's Voice (Głos Ocalonych) spotkałam się w 2010 r., podczas pierwszego międzynarodowego protestu ofiar przed Watykanem. Wtedy to, po raz pierwszy wiele ofiar z całego świata spotkało się, rozmawiało ze sobą i zaczęło działać. Poznałam założyciela Głosu Ocalonych - Bernie MacDaida (pierwszą ofiarę nadużyć seksualnych w diecezji w Bostonie, z którą spotkał się papież Benedykt XVI), Sue Cox z Wielkiej Brytanii, Francesco Zanardiego z Włoch, a także Stowarzyszenie Niesłyszących “Antonio Provolo”, którego upośledzeni członkowie byli ofiarami straszliwych gwałtów w Weronie. Wszyscy opowiedzieli mi swoje wstrząsające historie w “Głosach spoza chóru”. Od 2010 r., przez kilka lat zajmowałam się problem nadużyć seksualnych w Kościele. Wraz z wieloma dziennikarzami z całego świata (wśród nich znani i cenieni watykaniści), śledziliśmy rozwój wypadków w Watykanie, protesty ofiar, wybuch skandali w różnych krajach świata, reakcje Stolicy Apostolskiej, która musiała w końcu zająć się problemem i spróbować go rozwiązać po wielu latach milczenia i ukrywania faktów.

Stowarzyszenie Niesłyszących “Antonio Provolo” zaprosiło mnie na swoją manifestację do Werony w 2012 r.. Widzieć tych głuchoniemych staruszków, którzy przez dziesięciolecia walczyli o swoje prawa i znać ich przerażające historie, było dla mnie ciężkim doświadczeniem. Był ze mną wtedy Maurizio Turco z Partii Radykalnej.
Kiedy zajęłam się sprawą Wesołowskiego i pojechałam na Santo Domingo, dziennikarka Nuria Piera, która ujawniła pedofilską aferę, powiedziała mi: “Przed panią było już trzech polskich dziennikarzy i każdy próbował udowodnić, że kłamię. Pani jedyna stawia rzetelnie pytania”. Niestety nikt w Polsce nie chciał kupić ode mnie tego reportażu. Pamiętam przy tej okazji rozmowę z pewną polską dziennikarką: „Gdyby to była prawda ja bym go wykastrowała”, ale sprawą Wesołowskiego się nie zajęła.

Z Markiem Lisińskim spotkaliśmy się ponownie w Rzymie, w październiku ub.r., na konferencji ECA (Ending Clergy Abuse), w której uczestniczyło już 15 stowarzyszeń ofiar nadużyć seksualnych z różnych krajów. Potem odbył się ich protest pod Watykanem. Jak zwykle był Maurizio Turco i kilku innych znajomych dziennikarzy z różnych stron świata. Marek miał wtedy smutną minę. „Tyle lat starań o to, aby prawda wyszła na jaw i nic się nie dzieje. Nie można przebić muru” - pomyślałam. Nikt nie spodziewał się, że zaledwie cztery miesiące później, w lutym b.r., Lisiński będzie pierwszą polską ofiarą, z którą spotka się papież Franciszek. Papież ucałował jego dłoń i był to piękny, symboliczny gest w stosunku do wszystkich polskich ofiar.

Film Tomasza Sekielskiego doprowadził do pęknięcia wrzodu, ale wrzód nie pęka od razu. Zanim do tego dojdzie, procesy zapalne toczą się w środku przez dłuży czas. Od 2013 roku członkowie fundacji Nie Lękajcie Się wykonali olbrzymią pracę oraz wykazali się niezwykłą odwagą i uporem w dochodzeniu prawa do godności polskich ofiar.


To sprawa nie tylko Kościoła, ale i społeczeństwa

„Robiąc ten film dokładnie widzicie jakie są opory ludzi z danej wsi, środowiska, miasteczka. To nie jest tak, że to jest jakiś dziwny fenomen związany z Watykanem, z Janem Pawłem II. Jest to po prostu pewnym zjawiskiem, że nie wierzy się, że wujek może być pedofilem… No jak to? Taki przyjemny wujek, zawsze przynosił słodycze!” – mówi w filmie Sekielskiego profesor Stanisław Obirek.

Ostatnia scena „Tylko nie mów nikomu” jest niezwykle wymowna. Dwóch bohaterów – Marek Milewczyk i mec. Artur Nowak jadą do Krakowa by spróbować spotkać się z kard. Dziwiszem. Czekają na niego, dzwoniąc kilkakrotnie do drzwi siedziby Metropolity Krakowskiego, jednak nikt nie odpowiada. W przerwie na obiad, kiedy siedzą w restauracji Nowak mówi do Milewczyka: “Wiesz chciałbym, żeby on tak po ludzku mi powiedział, patrząc prosto w oczy, czy nic nie wiedzieli co się dzieje na tym świecie, gazet nie czytali, nie przychodziły skargi do nich… czy może nie dochodziły i zostawały gdzieś po drodze. Powiem ci, że w tych polskich mediach, w normalnych mediach, to powinni stać u niego pod domem, dwadzieścia kamer… w normalnym kraju… i zadawać pytania”. Wieczorem, gdy ktoś wreszcie odpowiada, że kardynała nie ma i nie będzie, odchodzą z kwitkiem.

W sumie historia polskich ofiar i Polski nie różni się od innych krajów. Wybucha jakiś większy skandal, ale wszyscy go tuszują, bo nikt nie wierzy i nie chce wierzyć. Ofiary powoli zaczynają się ujawniać, ale trafiają na gumowy mur. Nikt nie interesuje się ich sprawami, nie są traktowani poważnie - ani przez otoczenie, ani przez Kościół, ani przez państwo. Dziennikarze unikają tematu, twierdząc, że jest mało interesujący, że nie ma dowodów. Tych, którzy sprawą się interesują oskarża się o atak na Kościół, o antyklerykalizm o działanie dla chęci zysku. Ofiar ujawnia się jednak coraz więcej. Powstaje wreszcie organizacja, która je zrzesza. Powoli przyłączają się do niej inni ludzie, prawnicy, działacze, politycy. Okazuje się, że skandali jest coraz więcej, że oprócz jednostkowych przypadków są również tzw. „przestępcy seryjni”, mający na sumieniu więcej ofiar i których przenosi się z parafii na parafię, ukrywa, często nie informując o tym, że mają zakaz pracy z dziećmi lub zostali już skazani. Działania te są tak oburzające i niebezpieczne, że powstaje w końcu mapa księży i miejsc. Wszystko zaczyna łączyć się w całość, wypływać, ujawniać, stawać tak oczywiste, że trudno temu zaprzeczać dłużej. Wtedy dzieje się coś, co wstrząsa opinią publiczną - tak jak filmy Mullana, O’Gormana, McCarthy’ego czy Sekielskiego. Oczywiście pierwszą reakcją jest: „to atak na Kościół i próba zniszczenia go”, „to tendencyjne i nieobiektywne”, „to byle co”...
Wrzód jednak pęka, ropa się wylewa i jest to dobroczynne dla całego organizmu - dla Kościoła, dla opinii publicznej, dla państwa, dla ofiar i nawet dla sprawców... Dopiero po tym, może nastąpić leczenie rany i uzdrowienie, ale to bardzo długi proces.
Jesteśmy w połowie drogi…

Agnieszka Zakrzewicz