Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

piątek, 14 lutego 2014

123. Notatki osobiste Karola Wojtyły - książka czy relikwia?

 
„Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować.
Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę
rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad
tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią
wyrozumiałą współpracę i pomoc. Wszystkie zaś inne podziękowania
zostawiam w sercu przed Bogiem Samym, bo trudno je tu wyrazić”
(Jan Paweł II, Testament, 6.03.1979).


Kiedy dzieło: Karol Wojtyła - Jan Paweł II "Jestem bardzo w rękach Bożych. Notatki osobiste 1962-2003" skończyło na moim biurku, przysłane pocztą lotniczą w dniu moich 42 urodzin - niektórzy pomyśleli, że to ironia losu lub cierpki żart.
Dzień wcześniej zadzwonił do mnie włoski dziennik "La Repubblica" prosząc, abym to właśnie ja przeczytała tę książkę i ją oceniła. Potraktowałam sprawę bardzo poważnie. Pisałam o papieżu Polaku przez ponad 18 lat, więc poczułam, że na dwa i pół miesiąca przed Jego kanonizacją powinnam zrobić coś dla Niego, skoro tak dziwnym zbiegiem okoliczności to mnie przypadło osądzić operację wydawniczą przeprowadzoną przez kard. Dziwisza wbrew testamentowi Jana Pawła II. Zamiast świętować - pomimo, że jestem ateistką postanowiłam wybrać się na rekolekcje z papieżem i przeczytałam dzieło od deski do deski - całe 634 strony.

Czym są "Notatki osobiste" Karola Wojtyły?

Książka wydana przez znane i cenione krakowskie wydawnictwo "Znak" jest przede wszystkim ładnym przedmiotem. Zawiera całą zawartość dwóch kalendarzy z 1962 i 1985 roku, w których Karol Wojtyła skrupulatnie prowadził swoje osobiste zapiski z rekolekcji odbywających się w najważniejszych momentach jego życia duszpasterskiego: rocznica święceń kapłańskich, pierwszy wyjazd do Rzymu, otrzymanie sakry biskupiej, nominacja kardynalska, pierwsza sesja Soboru Watykańskiego II oraz coroczne rekolekcje w Watykanie w okresie wielkanocnym, gdy już został papieżem. Wojyła datował strony kalendarzy według własnych potrzeb, wprowadzając własny system kodyfikacji -   np. skróty, słowa po łacinie lub po włosku, podkreślenia zwrotów i koncepcji jego zdaniem najważniejszych, plan dnia wyznaczony przez modlitwy, liturgię i konferencje (Laudes, Meditatio ante Sacrum, Sacrum, Gratiarum actio, Lectio S. Scripturae, Meditatio, Via crucis, Vesperae, Adoratio, Rosarium, Lectio spiritualis, Meditatio, Matutinum anticipatum, Matutinum antycypowane, Lectio S. Scripturae, Rosarium). Dla wzbogacenia wydania, w książce wydanej przez "Znak" - jako ilustracje - zostały przedrukowane niektóre strony kalendarzy. Dwa kalendarze - w swojej formie oryginalnej zostały opublikowane już przez diecezję Mediolanu, więc to już druga edycja Notatek osobistych, wydanych wbrew woli papieża.
Jak napisał Andrzej Horubała w tygodniku Do Rzeczy: Dwie trzecie książki reklamowanej jako „dziennik duszy” Jana Pawła II to notatki z rekolekcji watykańskich: cudze sformułowania, cudze aforyzmy".
To prawda - Notatki osobiste to nic więcej niż zapiski, które nie mają innego celu, jak tylko służyć własnej pamięci. Te robione przez Wojtyłę nie były jednak chaotyczne i wykonywane w sposób przypadkowy. Dobry grafolog może nam wiele powiedzieć o osobowości papieża, który wkrótce stanie się świętym. Wystarczy jednak spojrzeć uważnie na strony kalendarzy, aby zrozumieć, że mamy do czynienia z osobą zdyscyplinowaną, systematyczną i bardzo dbającą o szczegóły, posiadającą ogromną zdolność syntezy i która ma szczególny związek z swoimi zapiskami - bardzo intymny i rygorystyczny.
Interesujące jest czytać na marginesie notatek papieża jego inne uwagi w postaci nazwisk, które jednak nie są związane z cytatami: Dostojewski, Kołakowski, Hemingway, Manzoni, Heidegger, Tołstoj, Sartre, Bonhoeffe, Św. Tomasz, Jan Bosco, Matka Teresa, Marks, Gołubiew, ale także Hitler - oprócz mniej lub bardziej znanych nazwisk kardynałów i prałatów, którzy prowadzili konferencje w czasie rekolekcji w Watykanie. Te "cudze sformułowania" czy fragmenty jakiś cytatów, przeplatają się z własnymi refleksjami Jana Pawła II, jego prywatnymi i fragmentarycznymi uwagami, pytaniami skierowanymi do siebie samego - tworząc w ten sposób specyficzny metajęzyk, ujawniający "nagi", podświadomy przepływ myśli, który staje się duchową medytacją.
Ma rację kardynała Dziwisz, pisząc na swoje usprawiedliwienie: "Nie spaliłem notatek Jana Pawła II, gdyż są one kluczem do zrozumienia jego duchowości, czyli tego, co jest najbardziej wewnętrzne w człowieku: jego relacji do Boga, do drugiego człowieka i do siebie"
Czytając uważnie Notatki osobiste rzeczywiście można "zajrzeć" do głowy autora i w jego serce, by poznać strukturę myśli teologicznej Wojtyły i jego mistycyzm. Jest to operacja bardzo intymna - pogwałcenie - nie tylko woli papieża wyrażonej przez niego jasno w testamencie: "Notatki osobiste spalić", ale i autonomii twórcy. Wojtyła oprócz tego, że przez 27 lat był głową Kościoła katolickiego, pisał wiersze, sztuki, wydawał książki - miał więc pełną świadomość tego, co jest dziełem skończonym i może ujrzeć światło dzienne, a co po prostu należy wyrzucić lub spalić. I jeżeli napisał "spalić" to znaczy, że nie chciał, aby takie osoby jak ja - i kolejne po mnie - analizowały jego "nagi", podświadomy strumień myśli, rozbierając go słowo, po słowie, na czynniki pierwsze  – tak jak zrobiłam to w artykule dla włoskiego dziennika „La Repubblica”.
Czytanie czyichś notatek osobistych w brew jego woli uważam, za czyn niegodny. Czytanie tych Jana Pawła II - za świętokradztwo. Gdyby mi tego nie zlecono, nigdy bym sama nie wzięła ich do ręki.

Co notatki osobiste mówią o Wojtyle?

Rozczarują się wszyscy ci, którzy mieli nadzieję, że w kalendarzach Jana Pawła II można znaleźć jakiekolwiek informacje lub wskazówki, które pomogą rozwiązać wielkie tajemnice historii lub staną się okazją do plotek... Nie ma tam nic takiego. Zapiski Karola Wojtyły dotyczą wyłącznie jego wiary i jego relacji z Bogiem.
W książce wydanej przez "Znak" na pewno zaskakuje fakt, że Wojtyła od początku do końca czuł się kapłanem na każdym etapie swojej kariery eklezjastycznej: jako ksiądz, biskup, arcybiskup, kardynał i papież. Wieczysty "pasterz owiec", który prowadzi swoje stado i podąża za nim to temat dziś niezwykle aktualny, za pontyfikatu papieża Franciszka, który chce, aby wszyscy księża wyruszyli na "peryferie" i aby czuć było od nich zapach owiec.
"Kapłan musi znajdować się poza tym co dzieli – musi być człowiekiem, który łączy. To jest wielkie i trudne zadanie, które domaga się współpracy z łaską." (p.227) - pisał Wojtyła już w 1980 roku i jego słowa dziś mają szczególny wydźwięk w sytuacji, w jakiej znajduje się polski kościół.
Notatki osobiste papieża Polaka - które jak stwierdził kard. Dziwisz - stały się ważnym elementem w procesie kanonizacyjnym - pomagają zrozumieć lepiej wybór Franciszka by kanonizować jednocześnie, w dniu 27 kwietnia 2014 roku - zarówno Jana Pawła II, jak i Jana XXIII. Pomagają też odkryć ponownie znaczenie Soboru Watykańskiego II .
Właśnie Sobór Watykański II i jego główne tematy: większy udział świeckich w Kościele, kolegialność, celibat, komunia dla tych, którzy nie mogą jej otrzymać, ekumenizm - to częste motywy zapisków Wojtyły. Niektóre jego adnotacje na ten temat wręcz zaskakują. Interesujące są też uwagi na temat "kościoła ubogich". Trudno jednak zrozumieć dlaczego to otwarcie soborowe Jana Pawła II nie przyniosło owoców w postaci konkretnych reform.

W latach dziewięćdziesiątych, po upadku komunizmu, co było dla papieża Polaka nieuniknioną konsekwencją działania Ducha Świętego, zmienia się tematyka papieskich notatek. Można dostrzec pewne zainteresowanie islamem (s. 322-1985 ) jako religią monoteistyczną pełną duchowości, zdolną przeciwstawić się nowemu współczesnemu złu jakim jest: ateizm, relatywizm, sekularyzm, wyrzeczenie się prawdy Bożej. Niektóre adnotacje ujawniają obawę o przyszłość człowiek, który jest w niebezpieczeństwie z powodu nowych odkryć naukowych i odchyleń moralnych: seks, genetyka, "przestrzeń" (s. 325 -1985 ). Wojtyła dzieli ludzi na tych, którzy wierzą w Chrystusa martwego (niewierzących) i na tych, którzy wierzą w Zmartwychwstałego (wierzących). Według niego naczelnym wrogiem Kościoła stają się nowe ateizmy, a wśród nich także feminizm: "w tej całkowitej dyspozycyjności Marya “spełnia siebie”! To odpowiedź na współczesne ateizmy: Feminizmo (?) skutek przeczenia Martyrologii w protestantyzmie (?) Konsekwencje w eklezjologii: Kościół nie jest produktem struktur i planów ludzkich, ma on głęboko wpisaną w siebie tajemnicę Maryjną: dojrzewanie w duchu “dyspozycyjności”: otwarcia się na działanie Boże!” - pisał papież Polak II już w 1983 roku (s. 288).
Maryja - Matka Kościoła, którą Jan Paweł II wielbił w ikonie Częstochowskiej, i której zawierzył się całkowicie: Totus Tuus ego sum, o Maria, et omnia mea Tua sunt, jest jednym z najczęściej powracających tematów w jego "pamiętniku duszy". Ale Maryja Wojtyły jest podmiotem abstrakcyjnym, dalekim od bycia i poczucia roli kobiety w dzisiejszym świecie. Milcząca, posłuszna, poddana, upokorzona i akceptująca każde upokorzenie jest raczej przedmiotem niż osobą, posiadającą godność ludzką. Ta wizja kobiecości, a raczej jej całkowity brak i kompletne jej niezrozumienie, wyjaśnia podłoże konfliktu pomiędzy papieżem a feminizmem i jego decyzję, aby potwierdzić w liście apostolskim Ordinatio sacerdotalis w 1994, stanowisko przyjęte już przez papież Paweł VI i zamknąć kobietom ostatecznie drogę do kapłaństwa, otwartą przez Sobór Watykański II. Czytając Notatki osobiste Karola Wojtyły rozumie się wreszcie skąd wykiełkowała współczesna wojna polskiego Kościoła z feminizmem i genderyzmem, ideologie które w głowie niektórych zastąpiły komunizm.

Drobny i energiczny charakter pisania, który na stronie kalendarzy zapisywanych przez Wojtyłę tworzył schematy, wraz z upływem lat słabnie, pokazując, że ręka papieża zaczyna drżeć. W dniu 22 lutego 1999 roku, Jan Paweł II umieszcza notatkę: "Konferencje są bogate w treść. Trudno wszystko zanotować. Ufam, że pełny tekst się ukaże". Od 2001 roku, papież zaczął mieć trudności z pisaniem równo w linijkach i jego notatki zawierają tylko porządek rekolekcji. Ostatnie zdanie w kalendarzu to: "Jonasz, czyli obawa przed głoszeniem miłości Bożej", zostało zapisane już z wyraźnym wysiłkiem 15 marca 2003 roku. Jest to symboliczny moment, w którym, mimo wielkiej wytrwałości i odwagi, choroba łamie siły intelektualne Jana Pawła II i nie pozwala mu być już dłużej kronikarzem wszystkich rekolekcji w Watykanie.

Książka czy relikwia?

Trudno się zgodzić z wydawnictwem "Znak", że jest to książka, którą każdy powinien przeczytać, bo jej czytanie wymaga pewnego przygotowania intelektualnego, kulturowego i duchowego, powyżej przeciętnej. Ze względu na sposób robienia notatek - w języku polskim, włoskim i łacińskim (choć są tłumaczenia), nie jest to dzieło, które można czytać płynnie, trudno przez nie przebrnąć i w końcu staje się ono nudne.
Jednak ze względu na ładne wydanie i przedruk kilku kartek pamiętników - pozycja ta jest nie tyle książką, co relikwią, którą można kupić. Trudno się więc oprzeć pytaniu czy celem tej operacji wydawniczej nie jest przypadkiem munus a manu?

Na pytanie w ilu egzemplarzach została wydana, na jaki cel idą pieniądze z jej sprzedaży i czy kard. Dziwisz ma z tego royality w jakiejś formie, wydawnictwo odpowiedziało, że nie jest ich zwyczajem udzielać informacji o nakładzie, ani tych dotyczących tajemnicy umów handlowych.
Zapewniło, że​​ książka została wydrukowana w dostatecznie dużej liczbie egzemplarzy, aby zaspokoić zainteresowanie czytelników, i że dochody, zgodnie z wolą kardynała, zostaną przekazane na budowę Centrum Jana Pawła II "Nie lękajcie się" w krakowskich Łagiewnikach.

W Polsce decyzja kardynała Dziwisza o nie wykonaniu woli papieża spotkała się z wielką konsternacją i dezaprobatą wśród wielu ludzi. Większość Polaków uważa, że osobisty sekretarz Jana Pawła II zrobił źle publikując zawartość prywatnych kalendarzy, niezależnie od zainteresowania jakie mogą wzbudzić zawarte w nich zapiski i niewątpliwej wartości pamiątkowej.
Na Facebooku od samego początku krążyła pewna ilustracja, która mnie osobiście nie spodobała się. Teraz jednak, po przeczytaniu Notatek osobistych, zdecydowałam się umieścić ją pod tym artykułem. Każdy z Was ma prawo do włsnego, osobistego zdania w tej sprawie…

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu





czwartek, 6 lutego 2014

122. Dlaczego Kościół tak długo tolerował i ukrywał pedofilię?


Ilekroć przechodzę przez most Św. Anioła w Rzymie i plac przed Zamkiem o tej samej nazwie, by zbliżyć się na pogranicze Via Della Conciliazione - czyli do miejsca, z którego najlepiej widać w perspektywie Bazylikę Św. Piotra i gdzie, przy okazji wielkich uroczystości kościelnych, rozkłada się cyrk medialny - rozmyślam nad tym, dlaczego Kościół tak długo tolerował i ukrywał pedofilię? Sceny, którą zaraz opiszę, nie mogę wymazać z mojej głowy. Ilekroć tamtędy prowadzi moja droga - ja tę scenę po prostu widzę... jest jak gwóźdź wbity w mój mózg, w moje oczy..., które wolałabym zamknąć, niż otworzyć.

11 września 1599 roku tu - na tym właśnie placu, pod Zamkiem Św. Anioła, została stracona Beatrice Cenci, jej starszy brat Giaccomo oraz ich macocha Lukrecja Petroni. Byli winni okrutnego ojcobójstwa-mężobójstwa. 22-letnia Beatricę oraz starszą Lukrecję zgładzono przez ścięcie głowy. Giaccomowi, kat papieski najpierw zmiażdżył pałką kości, a potem poćwiartował go żywcem na kawałki. Wyrok wydany przez papieża Klemensa VIII był w poczuciu rzymskiego ludu tak niesprawiedliwy, że doszło do rozruchów. Aby zapewnić przykładny przebieg egzekucji, z garnizonu zostały wyprowadzone wojska papieskie i otoczyły miejsce kaźni. W wyniku tumultu i przepychanek zmarło kilka osób i kilka - zepchniętych do Tybru - utopiło się. Najsłynniejszy opis tej krwawej egzekucji pochodzi z pamiętników "Memorie romanzate di Giambattista Bugatti", Mastro Titta - kata Państwa Papieskiego (1796 al 1864), będących prawdopodobnie powieścią napisaną przez anonimowego autora w XIX wieku na podstawie wzmianek historycznych.

Historię Beatrice Cenci - która z biegiem wieków stała się rzymską heroiną ludową – uważałam za krwawy epizod włoskiej czarnej kroniki, aż do momentu gdy nie zainteresowałam się bliżej postacią jej ojca Francesca Cenci - okrutnego, gwałtownego i wpływowego arystokraty, znanego w całym Rzymie. Zaintrygował mnie fakt, że był on sądzony i skazany wielokrotnie na wysoką grzywnę pieniężną za "colpe nefandissime" (najcięższe przewinienia), a w szczególności za "sodomię" – co doprowadziło go do ruiny. Francesco Cenci – gorliwy katolik i ojciec rodziny - wykorzystywał młodocianych chłopców, ale także i dziewczęta, których zwłoki czasami znajdowano w Tybrze. Z jego rąk zginęła córka Lukrecji Petroni. Podejrzewa się też, że zgwałcił - lub przynajmniej próbował - także swoją córkę Beatrice, gdy ta była nieletnia. Choć sodomia była karalna w tamtych czasach nawet śmiercią, żeby tej kary uniknąć wystarczyło być bogatym i odkupić swoje grzechy płacąc Kościołowi. To z powodu nadużyć odpustowych, które miały miejsce w historii Kościoła doszło w końcu do schizmy Marcina Lutera i reformacji.

Dopiero po latach uświadomiłam sobie, że Francesco Cenci był odrażającym, seryjnym pedofilem, ale Kościół przymykał na to oczy, bo wykorzystywanie seksualne nieletnich przez wieki było tolerowane - także przez społeczeństwo. Sam papież Klemens VIII wstawił się za nim, ale skazał jego dzieci na śmierć.

"Colpe nefandissime" Kościoła

Ponad czterysta lat później - 31 października 2010 roku, właśnie nieopodal miejsca, w którym stracono Beatricę Cenci, odbyła się pierwsza  manifestacja ofiar księży pedofilów, które do Rzymu zjechały się z 13 krajów. Spotkanie pt. „Dzień reformowania“ zorganizowali założyciele stowarzyszenia Survivor's Voice (Głos Ocalałych) - Bernie McDaid i Gary Bergeron – ofiary gwałtów księży z diecezji w Bostonie. Uczestniczyli w nim także byli uczniowie Instytutu Kościelnego dla Głuchoniemych im. Antonio Provolo w Weronie – ofiary największego skandalu pedofilii we Włoszech. Był obecny Francesco Zanardi z Savony, który rozpoczął głodówkę przeciwko biskupowi Vittorio Lupi, chroniącemu księży pedofilów. Była też Sue Cox z Wielkiej Brytanii.

Wszyscy oni opowiedzieli mi później swoje historie opublikowane w mojej książce „Głosy spoza chóru”. W każdym z tych przypadków Kościół ukrywał księży pedofilów, przenosząc ich z parafii do parafii i pozwalając im na to, by molestowali i gwałcili dziesiątki kolejnych dzieci. Ksiądz Joseph E. Birmingham, który wielokrotnie zgwałcił Berniego McDaida, w ciągu 22 lat swojej posługi kapłańskiej wykorzystał co najmniej pięćdziesięciu nieletnich. Kiedy jego skłonności wreszcie odkryto i został wezwany do diecezji – przeprosił. Później był przenoszony do kolejnych parafii, zaliczając ich łącznie siedem.

Największą perfidią Kościoła w ukrywaniu przestępstw pedofilii było jednak przenoszenie seryjnych pedofilów nie z parafii do parafii, lecz do zakładów zamkniętych dla dzieci upośledzonych. Te dzieci nie wracały do domów – więc rodzice nie mogli zorientować się, że coś jest z nimi nie tak. Te dzieci często nawet nie słyszały i nie mówiły – nie mogły więc nikomu opowiedzieć co robił z nimi ksiądz. Głuchoniemych z włoskiego Instytutu im. Antonio Provolo gwałcono nawet pod ołtarzem w kościele w Weronie. Dziś ludzie ci są w wieku emerytalnym, a księża, którzy popełnili nadużycia seksualne są nadal kapłanami i mieszkają dalej w tym samym budynku przy szkole, gdzie molestowali swoje ofiary.

Kilkadziesiąt ofiar przestępstw seksualnych, które miały miejsce w zaciszu zakrystii i konfesjonałów przyjechało do Rzymu w październiku 2010 roku z dwóch powodów: pokazać, że powstaje międzynarodowa organizacja, która domaga się aby Watykan przestał wreszcie tuszować i umniejszać popełnione zbrodnie oraz skłonić ONZ, aby uznał popełnianie pedofilii i systematyczne ukrywanie tego przestępstwa za zbrodnię przeciwko ludzkości.

ONZ wreszcie potępia

Od tamtego wydarzenia minęły ponad trzy lata. Ofiary co prawda nie doczekały się, aby Organizacja Narodów Zjednoczonych uznała pedofilię za zbrodnię przeciwko ludzkości – co automatycznie doprowadziłoby do zniesienia jej przedawnienia i dało możliwość ścigania wszystkich przestępstw, a więc umożliwiło otwarcie tysięcy procesów przeciwko Kościołowi. 
Doczekały się jednak miażdżącego raportu o pedofilii klerykalnej (ogłoszonego 5 lutego 2014 roku przez Komitet ONZ do spraw Praw Dziecka), który wyrokuje wreszcie: „postawa i linia postępowania Watykanu umożliwiły wykorzystanie kilkudziesięciu tysięcy dzieci przez księży pedofilów” i domaga się natychmiastowego usunięcia z szeregów Kościoła wszystkich duchownych dopuszczających się nadużyć seksualnych na nieletnich, udostępnienia archiwów i dokumentów dotyczących przypadków pedofilii i ich tuszowania oraz postawienia winnych przed świeckim wymiarem sprawiedliwości. ONZ skrytykował także politykę Watykanu opierającą się na "zmowie milczenia" i fakt, że w Kościele obyczajem jest przenoszenie księży pedofilów z parafii do parafii, a czasem nawet za granicę i że praktyka ta trwa nadal. Komitet ONZ oświadczył, iż jest "poważnie zaniepokojony" tym, że Watykan nie zdawał sobie sprawy z powagi i zasięgu tych przestępstw oraz nie przyjął na czas niezbędnych zasad postępowania, by uporać się z tym problemem i chronić dzieci.

Przy okazji Organizacja Narodów Zjednoczonych skrytykowała też podejście Watykanu do homoseksualizmu, antykoncepcji i aborcji – co wywołało opozycję ze strony Stolicy Apostolskiej, która uznała to za ingerencję w nauki Kościoła i wolność religijną.

Do wydania ONZ-towskiego raportu doszło w wyniku przesłuchania przedstawicieli Watykanu w sprawie nadużyć seksualnych na nieletnich, mającego miejsce w styczniu 2014 roku w Genewie. Uczestniczyły w nim także organizacje reprezentujące ofiary molestowania seksualnego, w tym - po raz pierwszy z Polski - założyciele polskiej fundacji „Nie lękajcie się”.
Stolica Apostolska po raz pierwszy w historii wysłała swoją pięcioosobową delegację, pod przewodnictwem abp. Silvano Tomasiego, aby zeznawać dobrowolnie przed Komisją Praw Dziecka ONZ.
W styczniu, przed przesłuchaniem, abp. Tomasi mówił o linii papieża Franciszka i tłumaczył, że Watykan opracowuje procedury, które mają wyeliminować takie nadużycia, współpracuje z wymiarem sprawiedliwości poszczególnych państw, angażuje się w słuchanie ofiar i ich rodzin, tworzy wytyczne, które pozwolą lokalnym kościołom współpracować z lokalnym wymiarem sprawiedliwości, by zapobiegać dalszej przemocy.
Po wydaniu lutowego raportu zapewnił, że Stolica Apostolska skrupulatnie przeanalizuje zarzuty skierowane pod jej adresem.

Gender znowu atakuje mózg

Ilekroć mówię o nadużyciach seksualnych na nieletnich, zawsze powtarzam, że Kościół rzymskokatolicki nie jest jedynym miejscem, w którym wydarzyły się złe rzeczy. Aż 60–70 procent przypadków pedofilii ma miejsce w rodzinach, a do licznych aktów przemocy seksualnej dochodzi też w internatach, domach dziecka, więzieniach dla nieletnich. Jest również prawdą, że mniej księży niż ojców dopuszcza się przestępstw pedofilii. Wielu uczciwych duchownych przestrzegających celibatu pomaga dzieciom, a niektórzy księża zostali oskarżeni fałszywie i bezpodstawnie.
Jak jednak mówi Marco Politi - „Fakt, że także w instytucjach Kościoła katolickiego dochodzi do przestępstw seksualnych, wymaga szczególnego napiętnowania, gdyż Kościół katolicki przepowiada systematycznie czystość, nakazuje swoim kapłanom żyć w celibacie i zawsze proponuje siebie jako gwaranta moralności”.

Od wybuchu skandalu pedofilii klerykalnej minęło już ponad 20 lat – tyle potrzeba było czasu, aby pod wpływem presji medialnej i naciskiem opinii publicznej Kościół zaczął zmieniać swoją politykę oraz odwieczne obyczaje tolerowania i tuszowania seksualnego wykorzystywania dzieci – tak w swoim łonie, jak i w społeczeństwie. Zostały podjęte już ważne kroki, ale to nie wystarczy. Kościół musi zmienić całkowicie swoją mentalność i musi ją zmienić całe społeczeństwo – aby zrozumieć, że na pierwszym miejscu trzeba chronić dzieci i dbać o dobro ofiar, a nie o instytucję i jej status quo…

Potrzeba było aż 20 lat, aby ONZ wydał dokument ujawniający trochę prawdy…
U nas w Polsce nadal się tego nie rozumie i zawsze znajdą się jacyś „świętsi od samego papieża”, jak na przykład senator Solidarnej Polski Kazimierz Jaworski, który napisał w swoim oświadczeniu skierowanym do WP.PL: “Watykan już dawno zwracał uwagę, iż agendy ONZ są rozsadnikiem najgorszej gangreny moralnej, niszczenia rodziny, demoralizowania dzieci i młodzieży, pod sztandarami gender. ONZ programowo propaguje ideologię gender. To ideologia gender jest przyczyną rozprzężenia moralnego, które jest prawdziwym powodem nadużyć seksualnych, również w stosunku do dzieci.”, oznajmiając, że jego partia złoży niezwłocznie projekty uchwał potępiających antykościelne działania ONZ.

Zawsze powtarzam, że pedofilia klerykalna to tylko czubek lodowej góry. Gdy stopnieje ukaże "colpe nefandissime" całego społeczeństwa. Aż 60-70% nadużyć seksualnych na dzieciach ma miejsce w rodzinach – i dopuszczają się ich przykładni ojcowie, tacy jak Francesco Cenci…


Agnieszka Zarzewicz

Rzym, luty 2014 r.

środa, 5 lutego 2014

121. Co to k.... jest ten gender?

Postanowiłam nie pisać o dżenderyzmie, dżenderyzacji i moim starym przyjacielu Dżenderze, bo dla mnie to odgrzewane flaki i uważam, że przyzwoity dziennikarz powinien dzisiaj zająć się znacznie poważniejszymi sprawami, jak na przykład: trudną i kruchą równowagą geopolityczną na świecie, związaną z sytuacją na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie; odradzającymi się ideologiami nazistowskimi i nieświadomym faszyzmem zalewającym Europę, zarówno Wschodnią jak i Zachodnią; zniszczeniem syryjskiego arsenału broni chemicznej i interesach, jakie chce mieć w tym włoska mafia; radykalizacją polityki przeradzającą się w przemoc; kryzysem gospodarczym, którego końca nie widać. 
Od tego wszystkiego w skali globalnej odciąga Was ten stary, stetryciały ekshibicjonista Dżender.
A w skali polskiej? Jak powiedziała wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka - "ideologia gender" to konstrukt, wylansowany przez Kościół po to, aby przykryć skandal pedofilii klerykalnej". I teraz ja - zamiast poświęcić tekst polskiemu stowarzyszeniu ofiar księży-pedofilów "Nie lękajcie się" będę musiała pisać o gender - czyli o seksie i ulubionym obiekcie prof. Pawłowskiej - a więc o przysłowiowej  "dupie Maryni"...
To jednak nie wszystko - "ideologia gender" jest też wygodnym narzędziem politycznym w rękach fundamentalistów katolickich, służącym do zastraszania mniej świadomych warstw społeczeństwa i do manipulacji nimi - bo jak czegoś nie znasz i nie rozumiesz, to się tego boisz.
Dżender zalewa całą Europę Wschodnią i jak twierdzi Kościół - nie tylko w Polsce, ale i na Ukrainie oraz na Słowacji - "jest to ideologia o korzeniach marksistowskich, gorsza od komunizmu", genderyzm "podważa wartość, funkcje i prawa rodziny, stwarzając zagrożenie dla tożsamości człowieka", "promuje zasady całkowicie sprzeczne z rzeczywistością i tradycyjnym pojmowaniem natury człowieka", a jego niebezpieczeństwo wynika "z głęboko destrukcyjnego charakteru zarówno wobec osoby, jak i relacji międzyludzkich, a więc całego życia społecznego".
No cóż - biedny, stary Dżender powinien podziękować Kościołowi za reklamę, bo inaczej polskie społeczeństwo nie zorientowałoby się nawet, że istnieje. Teraz wreszcie również polskie kobiety poznają "ideologię gender", a ponieważ nie są głupie - na pewno zrobią z niej właściwy użytek.
A patrząc na to, co w Polsce się dzieje wokół całej sprawy trzeba powiedzieć jedno - to nie Dżender-żender, to zwykła żenada...
Agnieszka Zakrzewicz, luty 2014
  przeczytaj cały artykuł

http://agnieszkazakrzewicz-obyczaje.blogspot.it/

niedziela, 2 lutego 2014

120. Święty błazen Franciszek i teatr polityki – rozmowa z Dario Fo

Ponad dwadzieścia lat temu Dario Fo napisał pewien utwór: "Lu Santu Jullare Francesco" (Święty błazen Franciszek). W ostatnich miesiącach, po śmierci swojej żony Franki Rame, włoski Noblista wrócił do pracy nad tym utworem i zdecydował się przygotować nowy spektakl. 4 lutego 2014 roku zostanie on przedstawiony oficjalnie papieżowi Franciszkowi.
Poniższa rozmowa z Fo została zrealizowana w grudniu 2013 roku na życzenie dużego polskiego tygodnika, który z niej zrezygnował – wywiad był zbyt krótki. Kazali mi dopytać Noblistę… a ja odmówiłam.
Tego wywiadu telefonicznego Fo udzielił mi w drodze wyjątku, gdyż z jego rodziną i współpracownikami łączą mnie od lat dobre stosunki. Poświęcił mi całe piętnaście minut odrywając się od pracy. W jego głosie wyczułam olbrzymią depresję i rozpacz po stracie ukochanej żony, z którą przeżył tyle lat (i z którą też swego czasu przeprowadziłam wywiad opublikowany w mojej książce „Papież i kobieta”). Jak miałam dopytać Noblistę? – czyli starszego, zmęczonego człowieka. To był już zupełnie inny Dario Fo, niż ten z którym rozmawiałam zaraz po tym, jak otrzymał Literacką Nagrodę Nobla w 1997 roku. Jak mi powiedział jego syn Jacobo (mając łzy w oczach), podczas naszej rozmowy kilka dni temu – ojciec, po śmierci Franki, zaledwie w ciągu kilku miesięcy prawie całkowicie stracił wzrok. Pracuje wraz ze swoimi asystentami w Mediolanie po blisko 18 godzin dziennie, prawie bez przerwy, nie chce rozmawiać z nikim i unika dziennikarzy. Wyraźnie bardzo się śpieszy…
Szkoda, że niektóre polskie media nie potrafiły docenić rangi tego krótkiego wywiadu…
Premiera "Lu Santu Jullare Francesco"  odbędzie się 10-12 lutego 2014 roku, w Teatrze Duse w Bolonii. Bez wątpienia będzie to wydarzenie rangi światowej.
-------------------------------------------------------------------------------

- Czym według Pana teatr różni się od życia?

- Teatr jest przedstawieniem, bardzo często świadomie zafałszowanej rzeczywistości, w którym istnieją elementy groteskowe i surrealistyczne. To rzeczywistość wymyślona. Życie w pewnym sensie jest prozą. Teatr jest jej przekładem na język absurdu, ironii, sarkazmu lub wielkiej tragedii.

- Od zawsze był Pan artystą zaangażowanym politycznie. Czym jest dla Pana polityka?

- Polityka przede wszystkim jest faktem kolektywnym i ma za zadanie budować i regulować zasady wspólnego życia, kolektywnego funkcjonowania. Polityka powinna tworzyć reguły demokratyczne, odpowiadać na zapotrzebowanie sprawiedliwości, likwidować hipokryzję, nierówności, organizować społeczeństwo, uchwalać potrzebne ustawy i wdrażać je w życie. Dla mnie to jest prawdziwa polityka.
Niestety takiej nie ma we Włoszech - mamy ustawy, mamy prawo, mamy nawet definitywne wyroki skazujące i od blisko dwudziestu lat robi się wszystko, aby ich nie wykonać.

- Osobiście nigdy nie był Pan politykiem, ale pana żona - Franca Rame, która zmarła w tym roku, w latach 2006 - 2008 była senatorką z ramienia partii Italia dei Valori, założonej przez Antonia di Pietro. Po dwóch latach złożyła mandat. Niedawno we Włoszech ukazała się jej książka "Ucieczka z Senatu". Co Franca Rame napisała w niej o polityce?

- Franca w tej książce zdecydowała się opowiedzieć o polityce od wewnątrz, z punktu widzenia kogoś, kto znajduje się w środku włoskiego Senatu i widzi na własne oczy, co tam się dzieje. Zresztą tej całej prawdy wcale nie próbuje się ukryć, zatuszować. My Włosi widzimy na co dzień olbrzymie przywileje, marnotrawstwo pieniędzy, korupcję, nadużycia władzy. "Ucieczka z Senatu" to jednak całkowita demaskacja tych mechanizmów, brutalne zdarcie maski. To temat, którego nadal się unika. Franca w tej swojej ostatniej książce miała odwagę podjąć go, krytykując politykę i władzę bardzo ostro, zajadle. Podniosła kurtynę i ukazała teatr polityki.

- Kiedy polityka staje się farsą?

- Prawie zawsze... Rzadko się zdarza, aby polityka, a raczej politycy dobrze zagrali do końca swoją rolę. Owszem - na początku wchodzą w rolę wielkich mężów stanu - później jednak wszystko staje się farsą. Nie może być inaczej, gdyż prawda o świecie polityki jest smutna. Politycy myślą o tym, aby realizować własne interesy, a nie działać w interesie obywateli, którzy ich wybrali.

- Zna Pan wiele gatunków teatralnych, do jakiego zakwalifikowałby Pan politykę?

- To trudne dać jednoznaczną odpowiedź. Dla wielu twórców takich jak ja, polityka jest czystą satyrą. Często politycy dostarczają nam już gotowych tekstów - wystarczy je powtórzyć, aby się śmiać. Z drugiej strony jest to naprawdę tragiczne. Jak każda komikotragedia, polityka uwypukla współistnienie składników kontrastowych: patosu, komizmu, retoryki, karykaturalności i potoczności.

- Przez ostatnie dwadzieścia lat w centrum sceny włoskiej polityki stał bohater, którego dowcipy i żarty, nie zawsze smaczne, przeszły do historii. Czy epoka Berlusconiego już się naprawdę skończyła?

- Berlusconi próbuje pozostać na swoim miejscu za wszelką cenę - depcząc prawo i starając się wszelkimi sposobami obejść wyrok sądu, jaki zapadł. To właśnie przykład polityki komikotragicznej.

- Na włoskiej scenie politycznej dziś ważną rolę odgrywa Beppe Grillo, komik z zawodu. Pan popiera go oficjalnie. Dlaczego?

- Bo jestem przekonany, że ruch obywatelski jaki zbudował Grillo to bardzo cenna i wartościowa rzecz dla Włoch, co zresztą pokazały rezultaty wyborcze. Grillo stworzył antypolitykę - w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Dlatego partie oficjalne próbują go zniszczyć, osłabić, wyszydzić i ośmieszyć gdyż on zagraża ich status quo. Maszyna władzy nie ma hamulców - najważniejsze jest dla niej zniszczyć to, czego się obawia - w tym przypadku Ruch 5 Gwiazd. Włoskie partie są ogarnięte nie tyle strachem, co już terrorem, przed tym fenomenem obywatelskim, który rośnie coraz bardziej.

- Ponad dwadzieścia lat temu napisał Pan pewien utwór: "Lu Santu Jullare Francesco" (Święty błazen Franciszek). Czy dzieło to nabrało aktualności w czasach papieża Franciszka?

- Tak, to prawda. Właśnie pracuję nad nową wersją tego spektaklu, który chcę wkrótce wystawić. Jestem w trakcie prób. Święty Franciszek z Asyżu, który jest bohaterem mojego utworu, nabiera dziś aktualności dzięki nowemu papieżowi, który nie tylko przybrał jego imię, ale wyraził też kilka opinii bliskich mu ideowo. Dlatego zdecydowałem się sięgnąć do tego tekstu z wielką radością i entuzjazmem. Myślę, że będzie to wydarzenie.

- W 1997 został Pan uhonorowany Literacką Nagrodą Nobla, ze szczególną motywacją: "Kontynuując tradycję błaznów średniowiecznych, wyśmiewa władzę i daje godność uciśnionym". Kim są współcześni uciśnieni?

- Bezrobotni. Wystarczy popatrzeć na to, co dzieje się we Włoszech i w innych krajach Europy. Armia bezrobotnych wciąż rośnie. Rośnie młode, bezrobotne pokolenie. Praca jest dziś priorytetem dla wszystkich. Polityka musi wreszcie zająć się prawdziwymi problemami ludzi i przestać myśleć tylko o sobie, pilnować własnych interesów.

- Żyjemy w epoce powszechnej dominacji Internetu. Ruch 5 Gwiazd jest tworem internetowym. Komunikujemy się przy pomocy portali społecznościowych, spędzamy godziny na Facebooku i Twitterze. Czy Internet szkodzi teatrowi i literaturze?

- Internet jest tylko narzędziem komunikacji. W wielu przypadkach ułatwia pracę, często to złodziej czasu. Nie może jednak zastąpić procesu kreatywnego jaki leży u podstaw dzieła literackiego czy teatralnego i tego, co ono daje odbiorcy.
© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2013

Laickie.pl - Relacja z rozmowy przeprowadzonej z przedstawicielami nowopowstałej Fundacji „Nie lękajcie się”, zajmującej się problemem pedofilii w Kościele katolickim, oraz Agnieszką Zakrzewicz i Ekkem Overbeekem, autorami znanych książek poświęconych tej tematyce. Rozmowa odbyła się w łódzkiej redakcji portalu opinii Liberte przy okazji spotkania autorskiego.


Relacja z rozmowy przeprowadzonej z przedstawicielami nowopowstałej Fundacji „Nie lękajcie się”, zajmującej się problemem pedofilii w Kościele katolickim, oraz Agnieszką Zakrzewicz i Ekkem Overbeekem, autorami znanych książek poświęconych tej tematyce. Rozmowa odbyła się w łódzkiej redakcji portalu opinii Liberte przy okazji spotkania autorskiego.



Laickie: W Polsce mówiło się przez długi czas, że nie ma ofiar, że nic się nie dzieje. Jak to się stało w ogóle, że te ofiary się ujawniły, że miały odwagę założyć fundację?

M.L.: Założenie fundacji było zwieńczeniem bardzo długiego procesu, który w moim przypadku trwał trzydzieści lat. Z Ekkem, wtedy jeszcze anonimowo, spotkałem się po raz pierwszy przy okazji pisania przez niego książki. Odczuwałem obawę przed jakimkolwiek ujawnieniem i bardzo duże poczucie winy. Później kontaktowaliśmy się przez internet. Pierwsze spotkanie założycieli fundacji miało miejsce w marcu 2010. Podczas nagrywania materiału dla telewizji holenderskiej.

Laickie: Dlaczego zajęliście się problemem pedofilii właśnie w Kościele?

A.Z.: Jak podkreślają osoby, z którymi przeprowadziłam wywiad do mojej książki „Głoy spoza chóru”, Kościół katolicki absolutnie nie jest jedynym miejscem, gdzie dzieją się złe rzeczy. Większość przypadków pedofilii ma miejsce w rodzinach, w więzieniach, w internatach czy domach wychowawczych. Skala zjawiska przemocy wobec nieletnich jest bardzo duża. Mówiąc o problemie pedofilii w Kościele katolickim warto przytoczyć to, co powiedział watykanista Marco Politi: „Skoro Kościół katolicki przedstawia siebie jako gwaranta moralności, to fakt, że w instytucjach Kościoła dochodziło i nadal dochodzi do seksualnych nadużyć wymaga szczególnego napiętnowania.” Z tego też powodu jest szczególnie ważne, abyśmy od instytucji, która w kwestiach związanych z moralnością pretenduje do miana wyroczni, wymagali, aby swą postawą sama dawała przykład.

E.O.: W Holandii dzisiaj sytuacja jest już dużo bardziej zaawansowana. Kościół od razu zareagował, gdy tylko pierwsze przypadki pedofilii w jego szeregach zostały ujawnione w mediach. Oburzenie opinii publicznej oraz polityków, zmusiło Kościół do współpracy przy rozwiązaniu problemu. W Polsce coś drgnęło w ubiegłym roku. Został powołany przedstawiciel Kościoła, który zajmuje się tematem. To gest w kierunku publiczności, aby pokazać, że coś się robi. Jeden człowiek jednak nie jest w stanie wdrażać programu prewencyjnego i równocześnie wyjaśniać co naprawdę działo się w tej sprawie w polskim Kościele przez dziesięciolecia. Kościół chętnie rozmawia o prewencji, o przyszłości, bo tam nie ma ofiar, bo przyszłość to czysta karta. Przeszłość najchętniej przemilczałby, bo tam są ofiary, tam jest problem, który dla wielu ludzi trwa po dziś dzień.

Laickie: Po co się zrzeszać? Czy nie lepiej prowadzić sprawy tego typu na własną rękę?

M.L.: Nasz indywidualny głos nigdzie się nie liczył, nie słuchano nas. Zrzeszając się – z jednej strony stajemy się podmiotem, z którym trzeba się liczyć. Z drugiej – każdy z nas otrzymuje wsparcie od pozostałych. Świadomość, że nie jest się samemu, że jest ktoś, kto nas doskonale rozumie, bo sam był w podobnej sytuacji, bardzo pomaga.

M.M.: Słyszymy ze strony wielu hierarchów kościelnych, żeby to zostawić bo to są pojedyncze przypadki. Dla nas jest najważniejsze, że jesteśmy słyszalni. Jeśli byłbym tu sam bez wsparcia osób z fundacji, byłoby dużo trudniej, a tak mamy większe możliwości samej nawet tylko rozmowy, większą możliwość dotarcia do mediów. Łatwiej nam też rozmawiać z kurią.

M.L.: Początkowo myśleliśmy o założeniu stowarzyszenia, jednak w związku z faktem, że ofiarom tak ciężkich przestępstw jest bardzo trudno odważyć się na publiczne opowiedzenie o traumie i ujawnienie swoich danych (a jest to wymagane przy rejestracji stowarzyszenia) – zdecydowaliśmy, żeby nowo powstałe zrzeszenie zostało jednak zarejestrowane jako fundacja. Stało się to w październiku 2013.

Laickie: Jaka jest skala problemu w Polsce?

A.Z.: Trzy miesiące działania Fundacji to zbyt krótki okres, aby wyrokować o dokładnych liczbach. W tej chwili większość osób, które się zgłaszają do Fundacji to osoby, które mieszkają na Zachodzie, a więc osoby z inną mentalnością – takie, które wiedzą, że przyszedł czas aby mówić o problemie i domagać się sprawiedliwości. Osoby, które tutaj w Polsce zostały pokrzywdzone zgłaszają się jednostkowo. Z racji przekroju wiekowego i społecznościowego należy domniemywać, że skala tego problemu w Polsce jeszcze się nie ujawniła. Jednak prawdopodobnie jest ona podobna jak w innych krajach, a możliwe, że większa.

Laickie: Czy uważacie, że należy się domagać zadośćuczynienia?

A.Z.: Należy domagać się odszkodowania od Kościoła i od innych sprawców, ponieważ rana związana z molestowaniem seksualnym pozostaje w ofierze na całe życie. Osoby takie potrzebują wieloletniej terapii, która jest kosztowna. Tego typu doświadczenia prowadzą do problemów alkoholowych, do problemów z narkotykami, do problemów z własną seksualnością.

Laickie: Z czego, waszym zdaniem wynika fakt, że tak trudno się w Polsce porusza te kwestie? Dlaczego społeczność milczy? Dlaczego milczą ofiary?

E.O.: Kiedy się mówi o problemach w Kościele budzi się lęk, ponieważ Kościół nadal jest ważnym składnikiem tożsamości dla wielu Polaków.

M.L.: W momencie kiedy dotykasz Kościoła, dotykasz danego człowieka związanego blisko z tą instytucją. Kościół ma duży wpływ na codzienność zarówno ofiar jak i ich otoczenia. Pokrzywdzeni częstą żyją w tym środowisku i w momencie kiedy zgłaszają fakt molestowania większość otoczenia zaczyna ich atakować. Rzadko się zdarza aby ludzie stanęli po stronie ofiar. Tym ludziom zawala się świat. Bezpieczny, idealny, taki jaki pokazuje Kościół. Wolą nie wiedzieć, nie dopuszczać do siebie wiedzy o niewygodnych, strasznych faktach nawet mimo prawomocnych wyroków zasądzanych przez sąd.

Laickie: Jak reaguje najbliższe otoczenie? Jak zareagowało w Waszych przypadkach? Czy było trudno powiedzieć o tej sprawie publicznie?

M.L.: O takich sprawach jest bardzo trudno mówić. Każdy z nas potrzebował czasu, aby się na to odważyć. Spodziewaliśmy się bardzo złych reakcji. Zwłaszcza bliskich nam osób. Ludzie różnie to odbierali, często na początku wycofywali się lub nie wierzyli. Jednak okazało się, że później, kiedy już minął czas niezbędny do oswojenia się z sytuacją, zebrania informacji o problemie – dawali nam duże wsparcie. Ta pomoc ze strony bliskich jest dla nas nieoceniona.

Laickie: Na czym polega działalność Fundacji?

M.L.: Prowadzimy stronę internetową (http://nielekajciesie.org.pl/). Działa od dwóch miesięcy, więc to dopiero początki, jednak już zgłosiło się kilkadziesiąt osób z całego świata. Udzielamy też pomocy prawnej. Organizujemy się, staramy się wypracować dobre schematy działania .

Laickie: Czy otrzymujecie wsparcie? Od kogo?


M.L.: Dostaliśmy duże wsparcie od organizacji zajmujących się podobnym problemem w innych krajach. Temat w Polsce jest bardzo świeży, jednak już pomaga nam wiele osób. Dzwonią szczególnie starsze osoby które życzą nam powodzenia, piszą o tym, że chronimy potencjalne ofiary. Dają nadzieję i pokazują sens naszej pracy.

Laickie: Co chcielibyście zmienić w podejściu mediów i osób publicznych do tematu?

A.Z: W Polsce pedofilia jest z jednej strony używana do walki z Kościołem, a z drugiej strony, kościelnej, używana jako tarcza. W prasie pokazuje się czasem ten problem w sposób sensacyjny, koncentrując się na szokujących szczegółach, a jednocześnie zapominając o ofiarach. O wrażliwości wobec osób pokrzywdzonych, co powinno być najważniejsze. Wtedy pedofilia przestanie być piętnem ofiar, które nie są niczemu winne.

M.L.: Chcielibyśmy zbudować przestrzeń do dyskusji o problemie. Chcemy zaprosić do takiej dyskusji osoby publiczne, specjalistów. Prawników i psychologów. Chcemy rozmawiać z politykami, ale nie z konkretną partią. Chcemy zaprosić wszystkich od prawa do lewa. Problem jest tak zróżnicowany, że tylko szeroka współpraca może przynieść oczekiwane efekty.

Laickie: Co po kolei powinien zrobić człowiek, aby dochodzić swoich praw? Co jest pierwszym krokiem?

M.L.: Pierwszym krokiem powinno być zgłoszenie się do nas, gdzie nasz prawnik oceni sytuację i zaproponuje tok postępowania od strony prawnej. My staramy się udzielić pomocy psychologicznej i codziennego wsparcia. Na pewno istotnym elementem jest przekazanie oficjalnej informacji o fakcie molestowania do kurii, co potem to już bardzo złożony temat i jest wiele uwarunkowań np. społecznych itp. Nie ma dwóch identycznych spraw.

Laickie: Jakiej pomocy potrzebujecie w działalności fundacji? Kogo zapraszacie do współpracy?

M.L.: Potrzebna jest pomoc prawna, psychologiczna, merytoryczna dotycząca pozyskiwania funduszy na działalność fundacji. Poszukujemy ośrodków, które zgodziłyby się prowadzić terapię stacjonarną dla ofiar. Będziemy zwracać się z prośbą o spotkanie ze znanymi psychologami, prawnikami. Czekamy na wszystkich ludzi otwartych na pomoc w różnym zakresie. Mamy problem z pozyskiwaniem darczyńców. Czasem sama nazwa fundacji i nasz zakres działalności sprawia, że osoby podchodzą do tematu bardzo ostrożnie. Jesteśmy na początku drogi i zdajemy sobie sprawę jaka ta droga jest kręta, lecz warto to robić, dla uchronienia przed tym koszmarem choćby jednego dziecka.





Rozmówcy:
- (A.Z.) – Agnieszka Zakrzewicz – korespondentka z Rzymu, członkini stowarzyszenia dziennikarzy zagranicznych, autorka wielu książek, a w tym książki „Głosy spoza chóru”, w której poruszyła temat pedofilii na świecie,
- (E.O.) – Ekke Overbeek – autor książki: „Lękajcie się”,
- (M.L., M.M.) – współzałożyciele Fundacji „Nie lękajcie się” – Marek Lisiński, Marek Mielewczyk.


Miejsca do odwiedzenia:

Strona Fundacji „Nie lękajcie się”
O książce „Głosy spoza chóru” Agnieszki Zakrzewicz
O książce „Lękajcie się” Ekkego Overbeeka
Strona Liberte