Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

piątek, 29 marca 2013

92. Magdi Cristiano Allam krytykuje Kościół






Magdi Cristiano Allam krytykuje Kościół: za bardzo kochacie islam

Piątek, 29 marca 2013, źródło:WP.PLWP.PL
 
fot.AFP / Christophe Simon 
Cały świat poruszył bezprecedensowy gest papieża Franciszka, który podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek w zakładzie karnym Casal del Marmo na peryferiach Rzymu umył nogi 12 osobom. W ich gronie po raz pierwszy znalazły się dwie dziewczyny - w tym muzułmanka serbskiego pochodzenia urodzona we Włoszech. Zaledwie trzy dni wcześniej włoski dziennikarz i europarlamentarzysta pochodzenia egipskiego Magdi Cristiano Allam opublikował na łamach włoskiej gazety "Il Giornale" artykuł, w którym oznajmił, że opuszcza Kościół katolicki z powodu jego słabości w stosunku do islamu.

Allam, który wcześniej zajmował prestiżowe stanowisko wicenaczelnego dziennika "Corriere della Sera", a od 2009 roku jest posłem do Parlamentu Europejskiego z ramienia Unii na rzecz Centrum, przeszedł na katolicyzm i został ochrzczony przez papieża Benedykta XVI w Wielkanoc 2008 roku. 

Apostazja Magdi Allama

 
Jako publicysta zajmował się tematami związanymi z imigracją, a także stosunkami między muzułmanami i światem zachodnim. Jest znany ze swojej ostrej krytyki w stosunku do ekstremizmu islamskiego. Jego książki i artykuły niejednokrotnie wywołały polemikę i procesy sądowe, ale także przyniosły mu prestiżowe nagrody jak Dan David Prize. Założył też partię polityczną pod nazwą Protagoniści na rzecz Chrześcijańskiej Europy (Protagonisti per l'Europa Cristiana).

Publiczna i nagłośniona przez media całego świata apostazja Magdi Allama, po której przyjął imię Cristiano, spotkała się z krytyką organizacji muzułmańskich. - Szanuję wybór Allama, ale jeżeli jego wiara jest żarliwa i szczera chrzest powinien przyjąć z rąk zwykłego księdza w normalnym kościele, a nie od samego papieża w Bazylice Świętego Piotra - powiedział wtedy Yahya Sergio Yahe Pallavicini - wiceprezes włoskiej wspólnoty islamskiej CO.RE.IS. 

Papalatria jest dogmatem czy aberracją?

- Wierzę w Chrystusa, ale już nie w Kościół. Moje nawrócenie na katolicyzm, które nastąpiło za sprawą Benedykta XVI w noc poprzedzającą Wielkanoc 22 marca 2008 roku, uważam za zakończone wraz z końcem jego pontyfikatu - napisał Magdi Allam na łamach "Il Giornale" dodając, że jest to decyzja przynosząca mu cierpienie i wie, że spotka się ona z goryczą oraz krytyką wielu przyjaciół katolików.

Szerokim echem odbiły się jego słowa wyjaśniające, że powodem przyśpieszenia jego decyzji o odejściu z Kościoła katolickiego jest "papalatria" (kult papieża) - przejawiająca się w euforii, z jaką został przyjęty papież Franciszek oraz w nadmiarze populistycznej retoryki prowadzącej do natychmiastowej archiwizacji Benedykta XVI, o którym już zapomniano.

- Kościół jest narażony fizjologicznie na zło, rozumiane jako pogwałcenie moralności publicznej, gdyż narzuca zachowania będące w konflikcie z ludzką naturą jak celibat księży, powstrzymywanie się od współżycia seksualnego przed małżeństwem, nierozwiązywalność związku małżeńskiego, dodając do tego pokusę, jaką stanowią pieniądze - napisał Magdi Cristiano Allam zarzucając Kościołowi relatywizm, z którym sam walczy. 

Islam podporządkuje sobie Europę

- To, co najbardziej oddaliło mnie od Kościoła jest uznanie islamu za prawdziwą religię, Allaha za prawdziwego Boga, Mahometa za proroka i Koranu za święty, a meczetów za miejsca kultu. To prawdziwe samobójcze szaleństwo, że Jan Paweł II posunął się do pocałowania Koranu 14 maja 1999 roku, że Benedykt XVI położył rękę na Koranie modląc się w kierunku Mekki w Błękitnym Meczecie w Stambule 30 października 2006 roku, podczas gdy Franciszek rozpoczął swój pontyfikat wychwalając muzułmanów "adorujących jedynego Boga, żywego i miłosiernego" - tak Allam tłumaczył przyczyny swojej kolejnej apostazji.

Europarlamentarzysta dodał również, że choć szanuje muzułmanów jest przekonany, że islam jest ideologią przemocy, która przez wieki prowadziła do konfliktów wewnętrznych i zewnętrznych. Stwierdził, że jest coraz bardziej przekonany do tego, że islam podporządkuje sobie Europę, tak jak to miało miejsce już w średniowieczu, jeżeli nie potępi ona Koranu, jako księgi szerzącej nienawiść, przemoc i śmierć nie muzułmanom, nie uzna szariatu za zbrodnię przeciwko ludzkości, gdyż podważa on świętość życia, równouprawnienie kobiet i mężczyzn, wolność religijną oraz nie zakaże powstawania meczetów na swoim terytorium. 

Allam to "performer"

 
Próbowaliśmy skontaktować się z Magdi Allamem aby zadać mu kilka pytań, nie chciał jednak skomentować swojej decyzji i artykułu, który nie został niezauważony przez Watykan.

Natomiast pewien znany włoski watykanista powiedział nam anonimowo: - Magdi Allam zawsze potrafił doskonale wyczuć odpowiedni moment i dokonywać "performansów", które zwrócą uwagę światowej opinii publicznej. Papież Franciszek zaskakuje wszystkich swoimi czynami i zyskuje przez nie olbrzymią popularność. Wnosi do Watykanu nawyki prawdziwego pasterza, który prowadzi życie w normalnej parafii. Watykan nie jest jednak przygotowany na kontakt z rzeczywistością i to powoduje pewną dezorientację. Bezprecedensowy gest papieża Franciszka w zakładzie karnym Casal del Marmo wzbudził pewne opory nie tylko dlatego, że tej Mszy Wieczerzy Pańskiej nie można było transmitować w telewizji, gdyż prawo włoskie zabrania pokazywać osoby niepełnoletnie. Artykuł Allama to pierwszy znak, że w Watykanie panuje nie tylko euforia. 

Z Rzymu dla WP.PL Agnieszka Zakrzewicz

91. Argentyna i cena milczenia - "Głosy spoza chóru" nowa książka Agnieszki Zakrzewicz



Już w kwietniu 2013 nowa książka Agnieszki Zakrzewicz wydana przez Czarną Owcę.

 "Głosy spoza chóru" to zbiór rozmów poświęconych najnowszej historii Kościoła i zadedykowanych ofiarom milczenia. Homoseksualizm i pedofilia, afery finansowe banku watykańskiego, Vatileaks, przyczyny dymisji Josepha Ratzingera, epoka postwojtyłowa, pięćdziesięciolecie Soboru Watykańskiego II, Ameryka Łacińska, a w szczególności Argentyna i rola Kościoła w ukrywaniu zbrodni junty wojskowej w latach 1976-1983. Na te tematy wypowiadają się znani watykaniści, dziennikarze, pisarze, historycy, filozofowie, prawnicy, a przede wszystkim ofiary lub ich bliscy (Carmelo Abbate, Anonim, A.W. Richard Sipe, Rossend Domènech, Paddy Agnew, Bernie McDaid, Sue Cox, Francesco Zanardi, Stowarzyszenie Niesłyszących „Antonio Provolo“, Roberto Mirabile, Nino Marazzita,
Sandro Magister, John L. Allen Jr., Giacomo Galeazzi,
Giovanni Avena, Giovanni Franzoni, Vittorio Bellavite,
Maurizio Campisi, Julio Algañaraz, María Josefina Cerutti,
Marco Politi, Gianluigi Nuzzi, Paolo Flores d’Arcais, Ignazio Ingrao, Claudio Rendina).

Kiedy Agnieszka Zakrzewicz przeprowadzała te rozmowy, nie wiedziała jeszcze ani o abdykacji Benedykta XVI, ani o wyborze kardynała Jorge Maria Bergoglia na papieża, jej książka "przepowiada" jednak właśnie te fakty. To autorka "Głosów spoza chóru" wytypowała trafnie właściwego "papabile".




Ta historia wyszła na jaw już dawno temu. Trudno zrozumieć, jak kardynał Bergoglio mógł być brany pod uwagę jako kandydat na papieża.

Agnieszka Zakrzewicz: Janowi Pawłowi II zarzuca się, że przemilczał nie tylko grzechy Marciala Maciela Degollado i cały skandal pedofilii, ale także wszystko to, co działo się w Ameryce Łacińskiej z ofiarami dyktatur wojskowych, i że zamiast potępić zbrodnie, ściskał ręce dyktatorów – Augusta Pinocheta, Jorge Rafaela Videli i innych. Te zarzuty są słuszne? 

Julio Algañaraz: Dziś o milczenie w sprawie łamania praw człowieka w Ameryce Łacińskiej oskarża się głównie Jana Pawła II, zapominając, że większość zamachów wojskowych miała miejsce za pontyfikatu Pawła VI, który też nigdy nie powiedział ani słowa. Pio Laghi wspominał, że kiedy donoszono Montiniemu o przewrotach militarnych, ten mówił: „Zajmijcie jakieś stanowisko”. „To ty powinieneś zająć stanowisko, w końcu jesteś papieżem” – słyszał w odpowiedzi, mimo to nadal milczał. Zamach w Chile miał miejsce w 1973, w Argentynie w 1976 roku. Pontyfikat Karola Wojtyły rozpoczął się w 1978 roku. Pinochet działał spokojnie przez pięć lat rządów Pawła VI.

Gdyby Paweł VI i oczywiście później Jan Paweł II opowiedzieli się przeciwko przewrotom wojskowym w Ameryce Łacińskiej, uratowaliby życie setek tysięcy ofiar.

Jak Kościół zachował się wobec tego, że w niewyjaśnionych okolicznościach znikało tyle osób? Ginęli także księża, zakonnicy i biskupi podejrzewani o sympatie lewicowe. Kościół też na to nie reagował? 

W Argentynie osoby zaczęły znikać w 1976 roku. Na początku zdesperowani bliscy – wśród nich ja jako wuj młodej dziewczyny – przychodzili do kościołów. Liczyli, że z pomocą księży uda im się dowiedzieć, co się dzieje z desaparecidos.

Niedługo po przewrocie wydarzyła się rzecz groźna. W odwecie za atak na siedzibę policji specjalnej wojskowi dokonali masakry w kościele Świętego Patryka w dzielnicy Belgrano w Buenos Aires. Zamordowali trzech księży i dwóch seminarzystów. Ofiary to: Alfredo Leaden, Alfredo Kelly, Pedro Duffau, Salvador Barbeito, Emilio Barletti. Masakra miała miejsce czwartego lipca 1976 roku. Ofiarami byli członkowie zakonu ojców pallotynów, uważani za postępowych, a nawet za marksistów. To była egzekucja przeprowadzona pod osłoną nocy przez pięcioosobowe komando. W 1986 roku argentyński dziennikarz Eduardo Kimel opublikował książkę La masacre de San Patricio (Masakra u Świętego Patryka), w której twierdzi, że zbrodnia została dokonana przez oficerów i żołnierzy (Perníasa, Aristegui, Cubala, Vallejosa) z przyzwoleniem władz wojskowych oraz Kościoła.

Po masakrze w kościele Świętego Patryka hierarchia argentyńska wyraziła zdziwienie i odprawiła nabożeństwo za dusze zmarłych, w którym uczestniczyli także zabójcy. Krąży anegdota, że Pio Laghi udzielił im nawet komunii.

Kościół w Argentynie zareagował bardzo ulegle, Watykan natomiast nie powiedział ani słowa.

To było przyzwalające milczenie, bo Kościół argentyński był wtedy bardzo silny i wpływowy i gdyby zareagował na masakrę, nie dałby wojskowym wolnej ręki.

Zostało zamordowanych także dwóch biskupów. Jednym z nich był Enrique Angelelli, arcybiskup La Rioja. Wystąpił on w obronie dwóch zaginionych księży, był więc niewygodny. Czwartego sierpnia 1976 roku, gdy jechał samochodem wraz z księdzem Arturem Pinto, jego auto fiat 125 – któremu drogę zajechała ciężarówka wojskowa – uległ wypadkowi. Dopiero po latach odkryto prawdę, że Angelelli i Pinto zostali zabici. Miałem okazję rozmawiać w Rzymie z kardynałem Raulem Franciskiem Primatestą, arcybiskupem Cordoby. Zapytałem go podczas konferencji prasowej, czy Angelelli został zabity? Odpowiedział mi: „Nie mów takich rzeczy, to był wypadek”.

Musiało upłynąć dużo czasu, zanim można było powtórnie zbadać zwłoki i zebrać zeznania świadków. Dziś oficjalne wiadomo, że biskup został zamordowany.

Rok później, jedenastego lipca 1977, także inny biskup, Carlos Horacio Ponce de León, zginął w wypadku samochodowym, którego okoliczności nie do końca są jasne. Przyczyną było również zderzenie z samochodem wojskowym. Biskup wiózł dokumentację osób zaginionych w jego diecezji. Podczas „brudnej wojny” zginęło co najmniej dwudziestu niewygodnych księży, na co hierarchia w gruncie rzeczy nie zareagowała.

Kardynał Jorge Mario Bergoglio, arcybiskup Buenos Aires, przewodniczący Konferencji Episkopatu Argentyny – a także kardynał, który na konklawe po śmierci Jana Pawła II otrzymał bardzo wiele głosów i nadal jest uznawany za jednego z papabilich – swego czasu był oskarżany o to, że zdradził dwóch swoich zakonników, jezuitów Orlanda Yorio i Francisca Jalicsa, którzy zostali porwani i torturowani. Co mówi się o tym w Argentynie? 

Kiedy wybuchł ten skandal, Bergoglio był prowincjałem jezuitów. Obaj porwani zakonnicy pracowali z biednymi w jednej ze wspólnot podstawowych w dzielnicy Bajo Flores w Buenos Aires. Byli podejrzewani o sympatyzowanie z teologią wyzwolenia. Przeszkadzali wojskowym, których zdaniem prowadzili działalność rewolucyjną i podburzali ludzi.

Bergoglio zawsze twierdził, że to nieprawda.

W rzeczywistości są świadkowie i dokumenty, które mówią, że to właśnie on doniósł na nich reżimowi wojskowemu.

Oddziały specjalne uprowadziły dwóch zakonników, nie zabiły ich jednak, gdyż podobno sam Bergoglio się temu przeciwstawił, bojąc się konsekwencji.

Cała historia wyszła na jaw już dawno temu i w związku z tym trudno zrozumieć jak kardynał Bergoglio mógł być brany pod uwagę jako kandydat na papieża i otrzymać tyle głosów. Jezuici całkowicie się od niego odwrócili.

Odwiedziłem kiedyś zakon jezuitów w Rzymie i podczas luźnej rozmowy z przełożonym zapytałem, ilu mają kardynałów. Wymienił wielu, dodając jednak, że jezuici są zakonnikami i nie ubiegają się o honory, to papież ich nominuje. Powiedziałem wtedy, że my, Argentyńczycy, mamy kardynała Bergoglio, który jest jezuitą, i zapytałem, czy często gości w ich klasztorze. Przełożony zakonu popatrzył na mnie lodowatym wzrokiem i odparł tylko, że kardynał Bergoglio nigdy nie chodzi tymi korytarzami. To mówi wszystko.

Orlando Yorio i Francisco Jalics zostali w końcu zwolnieni i otrzymali zgodę na opuszczenie Argentyny. Yorio już nie żyje, Jalics natomiast w 1995 roku wydał książkę Ejercicios de meditación (Ćwiczenia medytacyjne), w której opowiedział wszystko.

Jorge Mario Bergoglio został natomiast nominowany arcybiskupem Buenos Aires i prymasem Argentyny – po śmierci kardynała Antonia Quarracino i z jego namaszczeniem.

W 1979 roku, gdy w ESMA – Szkole Mechanicznej Marynarki Wojennej – zamienionej w centralę tortur i nielegalne więzienie, miała się odbyć inspekcja Międzynarodowej Komisji Praw Człowieka, wszyscy więźniowie zostali przewiezieni na należącą do Kościoła wyspę El Silencio (Cisza), gdzie często odpoczywał kardynał Aramburu. Horacio Verbitsky napisał o tym książkę, w której stwierdził, że „był to jedyny obóz koncentracyjny na terenie kościelnym”. 

To prawda. Wyspa El silencio należała do Kościoła i zostali na nią przewiezieni więźniowie z EsMA, podczas gdy w budynku szkoły odnowiono wszystko, a na miejscu sal tortur zbudowano łazienki, aby ukryć przed Międzynarodową Komisją Praw Człowieka to, co tam się działo. Episkopat w tym dopomógł. W książce Horacia Verbitsky‘ego, która ukazała się w 2005 roku, są świadectwa ofiar, które przeżyły.

W maju 2012 roku Verbitsky udzielił ciekawego wywiadu argentyńskiemu dziennikowi „Tiempo”, w którym powiedział, że jednak nie był to jedyny obóz koncentracyjny na terenach kościelnych, ale na razie nie chce zdradzać szczegółów. Dodał też, że pisząc swoją książkę, myślał, że Kościół ograniczył się do milczenia, i tytuł, który jej nadał – El Silencio (Cisza) – był tego metaforą.

Teraz twierdzi, że Kościół odpowiada za współudział. 

Czy księża uczestniczyli także w torturach? 

Tego nie stwierdzono. Wielu księży natomiast udzielało rozgrzeszenia i komunii osobom skazanym na loty śmierci, przed wstrzyknięciem im zastrzyku usypiającego. Kościół dawał im w ten sposób wsparcie i starał się, aby umierali po ludzku i nie cierpieli. Wygląda na to, że metoda zabijania „wywrotowców” została zaakceptowana przez hierarchię kościelną i uznana za chrześcijańską. Kapelani rozgrzeszali zabójców wykonujących rozkazy, używając metafor biblijnych, jak „puryfikacja” czy „oddzielanie ziarna od plew”. Pewien kapelan, którego nazwiska nie chcę wymieniać, wyznał mi szczerze, z rozbrajającą naiwnością: „W wielu przypadkach mogliśmy ich nawet wyspowiadać, udzielaliśmy im komunii. Umierali po chrześcijańsku” .

Christian von Wernich, kapelan Policji Prowincji Buenos Aires, przyznał się do uczestnictwa w torturach. W 2007 roku sąd argentyński skazał go na dożywocie za uprowadzenie czterdziestu dwóch osób, z których siedem zostało zabitych, a reszta była torturowana.

(…)

Teraz, gdy po trzydziestu latach udało się wreszcie doprowadzić do skazania osób odpowiedzialnych za zbrodnie reżimu wojskowego, rozpoczęła się w Argentynie również dyskusja na temat współodpowiedzialności Kościoła. To bardzo bolesny, ale i bardzo żywy temat w Pana kraju. Jakie stanowisko zajmuje obecnie Kościół? 

We wrześniu 2012 roku grupa wpływowych osób – intelektualistów, dyplomatów, przedstawicieli organizacji zajmujących się prawami człowieka, a także duchownych wielu kongregacji – której przewodził były ambasador Hernán Patiño Mayer, wystąpiła do Konferencji Episkopatu Argentyny z prośbą o wyjaśnienie roli Kościoła w okresie dyktatury. Powodem były wypowiedzi Jorge Rafaela Videli opublikowane w książce Disposición final, w których były dyktator oskarżył otwarcie argentyńską hierarchię kościelną, mówiąc, że łamanie praw człowieka odbywało się za jej przyzwoleniem.

W odpowiedzi – w listopadzie 2012 roku – Kościół argentyński ogłosił, że w celu dotarcia do prawdy przeprowadzi dochodzenie dotyczące relacji jego przedstawicieli z reżimem wojskowym, zaprzeczył jednak „jakimkolwiek formom kolaboracji między władzami kościelnymi a ówczesnym reżimem wojskowym”.

Krąży anegdota, według której kardynał Antonio Quarracino, gdy odwiedził generała Videlę podczas jego pierwszego pobytu w więzieniu, usłyszał od niego: „Jestem tutaj, bo robiłem to, co mi kazaliście”. Czy anegdota mówi prawdę, czy nie, faktem jest, że Kościół pobłogosławił juntę wojskową i rozgrzeszył jej zbrodnie. Niestety, w Ameryce Łacińskiej historia zawsze się powtarza: religia służy usprawiedliwieniu przemocy – tak było od czasów konkwistadorów, którzy koniecznością ewangelizacji niewiernych tłumaczyli wymordowanie 80 procent rdzennej ludności.

Przynajmniej Kościół już dziś nie mówi, że nie ma archiwum.

Kiedy zginęła moja bratanica, siostra chodziła co tydzień do kościoła, zanosząc różne dokumenty na temat jej życia. Kościół zbierał wszystko. Jeśli dokumentów dotyczących desaparecidos nie ma w archiwach diecezjalnych, są w archiwum nuncjatury, jeśli nie ma ich tam, to gdzie powinny być? W Watykanie. Wiemy, że Kościół niczego nie wyrzuca, gromadzi wszystko.

Fragment książki Agnieszki Zakrzewicz „Głosy spoza chóru", która ukaże się w kwietniu 2013 roku nakładem wydawnictwa Czarna Owca. W publikowanym fragmencie pominięto przypisy.  


Julio Algañaraz – jest korespondentem zagranicznym argentyńskiego dziennika „Clarín” we Włoszech i w Watykanie oraz członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Zagranicznych we Włoszech. Mieszka i pracuje w Rzymie. Pisze o polityce, kulturze oraz Kościele. Wykładał dziennikarstwo w Buenos Aires. Wraz z żoną Cristiną Mihurą od lat zajmuje się problemem desaparecidos w Ameryce Łacińskiej. 

90. Sprawdziły się przewidywania realistów: Watykan wybrał kompromis.

 Zobacz wywiad:

Zakrzewicz: Okres reform w Kościele możemy uznać za zamknięty

http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/swiat/20130314/zakrzewicz-okres-reform-w-kosciele-mozemy-uznac-za-zamkniety

 Rozmowa Jakuba Majmurka, 14.03.2013

Kardynał nie był wymieniany wśród faworytów. Co zadecydowało o jego wyborze? Jakie kościelne frakcje go poparły?

To nieprawda, że kardynał Bergoglio nie był wymieniany wśród faworytów, niektórzy doświadczeni watykaniści wspominali o nim kilka razy. Po prostu polskie media są zbyt powierzchowne w analizie i interpretacji tego, co się dzieje za Spiżową Bramą, i mało uważne. Kto zna dialektykę watykańską, potrafił odczytać odpowiednie znaki. Jorge Maria Bergoglio jest „rezerwowym” papieżem od 2005 roku. Na konklawe po śmierci Jana Pawła II to on, zaraz po Ratzingerze, zdobył najwięcej głosów. Podobno wtedy kardynał Angelo Sodano był przeciwny jego kandydaturze i poparł wybór na papieża ówczesnego dziekana kolegium kardynalskiego. Tym razem było odwrotnie – to właśnie Sodano był „sponsorem” Bergoglia. Nie zapominajmy, że Sodano zna bardzo dobrze Amerykę Łacińską, gdyż był nuncjuszem w Chile podczas reżimu Pinocheta i to on prowadził zabiegi dyplomatyczne w jego obronie, gdy dyktator został zatrzymany w Wielkiej Brytanii.

Przed wyborem nowego papieża kolegium kardynalskie podzieliło się na „reformatorów” i na „partię rzymską” związaną z Kurią. W pierwszym obozie znaleźli się kardynałowie zagraniczni przybyli do Rzymu, bardzo zaniepokojeni tym, co dzieje się wewnątrz Watykanu, i chcący reform w duchu Ratzingerowej „przejrzystości”. Ich faworytem był kardynał Angelo Scola. W „partii rzymskiej” zjednoczyli się natomiast kardynałowie Tarcisio Bertone (sekretarz stanu za Benedykta XVI) i Angelo Sodano (sekretarz stanu za Jana Pawła II), którzy do tej pory byli wielkimi wrogami walczącymi o zdobycie przewagi w Kurii Rzymskiej. Ich faworytem był kardynał brazylijski Odilo Pedro Scherer, związany z bankiem watykańskim IOR. Czwartym prawdziwym papabilim był kanadyjski kardynał Marc Ouellet. Kiedy już po drugim głosowaniu okazało się, że nie ma jednego mocnego kandydata i że ani Scola, ani Ouellet nie są w stanie zebrać wystarczającego poparcia, wybrano kompromis – czyli Bergoglia

To na niego wskazał Sodano, który z racji wieku nie brał już udziału w konklawe, podczas mszy Pro Eligendo Pontefice, mówiąc, że „potrzeba papieża, który będzie głosił Ewangelię i będzie miłosierny”. O Bergoglio nie mówiło się tak głośno jako o papabilim, gdyż wszyscy myśleli, że tym razem w Kościele nastąpią wreszcie wielkie zmiany, że zostanie wybrany papież, który będzie prawdziwym reformatorem i poprowadzi Kościół w XXI wiek. Klimat przed tym konklawe był naprawdę pełen entuzjazmu, powiało duchem odnowy, jaki towarzyszył Soborowi Watykańskiemu II. Tymczasem sprawdziły się przewidywania realistów. Wielu włoskich watykanistów twierdziło przed konklawe, że w zaistniałej sytuacji zostanie wybrany trzeci kandydat, który pogodzi interesy „reformatorów” i „partii rzymskiej”.

89. Chciałabym się pomylić... ale mam wrażenie, że papieżem zostanie Argentyńczyk, kard. Bergoglio.

 13 marca 2013 napisałam na Facebooku:


Chciałabym się pomylić... ale mam wrażenie, że papieżem zostanie Argentyńczyk, kard. Bergoglio. To na niego wskazał kard. Sodano mówiąc, że potrzeba pasterza a nie menadżera. W ten sposób pod pozorem potrzeby ewangelizacji, a w zasadzie nawrócenia katolików Ameryki Południowej, którzy odeszli do innych kościołów, w duchu kontynuacji dzieła Jana Pawła II, walkę o tron papieski wygra najbardziej konserwatywne skrzydło Kościoła. Bergoglio będzie jeździł po świecie i zostawi Kurię w spokoju...
Istnieje słynne włoskie powiedzenie “Tutto deve cambiare perché nulla cambi……” (Wszystko musi się zmienić, aby nic się nie zmieniło) z książki Il gattopardo Giuseppe Tomasi di Lampedusa. Wielu włoskich watykanistów twierdziło przed konklawe, że w zaistniałej sytuacji - gdy kolegium kardynalskie podzieliło się na "reformatorów" i na "partię rzymską" związaną z Kurią - zostanie wybrany trzeci kandydat, który pogodzi interesy jednego i drugiego skrzydła. Tego właśnie należy się spodziewać, że w Watykanie nastąpią zmiany tylko po to, by zachować status quo.



Po "trafieniu" Bergoglia niektórzy prosili mnie o numery w Totolotka, a "Super Express" chciał napisać artykuł o tym, że Polka przepowiedziała następcę Benedykta XVI - na szczęście jednak się rozmyślili.

No cóż, wytypowanie nowego papieża tym razem było łatwe, jeżeli z uwagą śledzi się to, co dzieje się w cieniu San Pietro...

Agnieszka Zakrzewicz