Państwo włoskie każdego roku daje Kościołowi blisko 1 miliard euro na pensje księży. W rzeczywistości na utrzymanie duszpasterzy pracujących na terenie Włoch idzie 361 milionów euro. Co się dzieje z pozostałą częścią pieniędzy przeznaczanych na ten szczytny cel? - pytają się Włosi w dobie kryzysu. Czy kaście kościelnej nie powodzi się równie dobrze, a może nawet i lepiej, niż włoskiej kaście politycznej?
We Włoszech jest 33,896 księży. W ubiegłym roku, z kas państwa włoskiego, a więc z kieszeni wszystkich włoskich podatników, dzięki mechanizmowi podatkowemu 8/1000, do kas Konferencji Episkopatu Włoch, wpłynęło 33,478 euro jako roczny dochód każdego księdza. Nieźle! To prawie 2,800 euro miesięcznie - czyli mniej więcej tyle, ile zarabia polski parlamentarzysta. Problem polega jednak na tym, że przeciętny włoski ksiądz zarabia zaledwie 10,541 euro rocznie - czyli mniej niż 1000 euro miesięcznie. Tak wyliczył Stefano Livadiotti - dziennikarz tygodnika "L'Espresso", znany ze swoich książek na temat kasty polityków i sędziów. W tym roku ukazał się jego nowy bestseller "I senza Dio" (w tłumaczeniu na język polski tytuł ma podwójne znaczenie - dosłowne "Bezbożnicy" i przenośne "Bezwzględni" - przyp. aut.), ujawniający finansowe sekrety hierarchów kościelnych.
W czyich kieszeniach kończą pieniądze - ponad 1/3 całej sumy - którą Włosi przeznaczają na utrzymanie ponad 30 tys. duszpasterzy? - zadaje sobie pytanie Livadiotti. "To może będzie brzmieć dość dobitnie, ale liczby są liczbami - na księżach lukrują ich przełożeni."
Zamienił stryjek siekierkę na kijek
Jednym z najlepszych interesów, jaki w ubiegłym wieku zrobił Watykan była renegocjacja Paktów Laterańskich z Państwem włoskim, zawartych przez Mussoliniego w 1929 r. Pakty Laterańskie nie respektowały równości wyznaniowej, uznając religię katolicką za jedyną państwową religię Włoch. W zamian za usunięcie niekonstytucjonalnej klauzuli, wprowadzono nauczanie religii do szkół (jako fakultatywne, a nie przymusowe), a pensje księży, które wypłacało państwo zamieniono na dofinansowanie na cele religijne i charytatywne - tzw. „8/1000”, czyli osiem tysięcznych wpływów z podatków obywateli przekazywane Konferencji Episkopatu Włoch. Teraz Włosi płacą zamiast 10 tys. euro, prawie 34 tys. euro rocznie na każdego księdza.
Renegocjację konkordatu podpisał w 1984 r., socjalistyczny premier Benito Craxi. Jak widać lewica u władzy zawsze robi dobrze Kościołowi... Pomysłodawcą poprawek konkordatowych był Giulio Tremonti - wtedy doradca Craxiego, a do niedawna minister finansów w rządzie Berlusconiego. Ze strony Watykanu podpis złożył sekretarz stanu kard. Agostino Casaroli.
W tym roku Konferencja Episkopatu Włoch otrzymała od Włochów 1 miliard 64 mln euro!!!
Berlusconi oddał nawet pieniądze państwowe
Choć tak naprawdę tylko ok 34% Włochów na deklaracji podatkowej oświadcza, że chce dać pieniądze na Kościół katolicki - dzięki perwersyjnemu mechanizmowi 8/1000 Episkopat zgarnia 87% całej puli. Jakby tego było mało - w 2009 r., były premier Silvio Berlusconi oddał biskupom jeszcze połowę tych pieniędzy (43.969.406 euro), jaką podatnicy z własnej woli przeznaczyli na Państwo wypełniając deklarację podatkową. Poprzez dekret rządowy Berlusconi przyznał 459 tys euro na Papieski Uniwersytet Gregoriański, 500 tys. euro na zakon jezuitów, 143 tys. euro na diecezję w Cassano, 369 tys. euro na zakonników z Galipoli i ponad 10 mln euro na renowację zabytków będących własnością Watykanu.
Wszystko to w ramach pokuty za pierwszy skandal z prostytutkami. Skandal z nieletnią Ruby też miał swoją cenę, tyle że wyższą... Bunga-bunga było bezcenne, bo katolicy się już zbuntowali.
Reklama dźwignią handlu!
Zaledwie kilka tygodni temu Watykan oburzył się na ekumeniczną reklamę Benettona - przedstawiającą papieża Benedykta XVI całującego imama meczetu Al-Azhar w Kairze Ahmeda al-Tajeba i kazał ją wycofać pod groźbą procesu. Potentatowi odzieżowemu większy zysk przyniosła watykańska cenzura - bo plakat pojawił się dosłownie wszędzie w mediach i na Facebooku - niż gdyby sprawę przemilczano. No cóż - "Cenzura to reklama na koszt państwa" - mawiał Federico Fellini.
Gdyby Benetton miał sam zapłacić za taką ekspozycję medialną, słono by go to kosztowało. Wie coś o tym także Watykan...
Niektórych może gorszyć pocałunek między papieżem i imamem, innych na pewno zgorszy to, co odkrył Stefano Livadiotti i opisał w swojej książce.
W 2005 r., włoski Episkopat zorganizował zbiórkę charytatywną na rzecz ofiar tsunami. Organizację i produkcję wielkiej kampanii reklamowej powierzył gigantowi Saatchi & Saatchi. Plakaty były wszędzie, a w telewizji leciały non stop charytatywne reklamówki. Kampania kosztowała 9 mln euro, a na rzecz ofiar tsunami dobroczyńcy w sutannach przeznaczyli zaledwie 3 mln euro...
Jak widać nie chodziło o pomoc charytatywną, lecz o przekonanie włoskiej opinii publicznej, że Kościół prowadzi działalność charytatywną i w związku z tym "8/1000" mu się należy. Dobra inwestycja reklamowa - 9 mln euro, aby uzyskać tysiąc milionów przychodu w skali rocznej...
Pomóżmy księżom
W tym roku Konferencja Episkopatu Włoch wypuściła ulotkę rozpropagowaną we wszystkich kościołach "Pomóżmy księżom, bo 8/1000 nie wystarcza na ich pensje", namawiając wiernych parafian, aby łożyli sami na utrzymanie swoich duszpasterzy.
"No to gdzie kończą pieniądze włoskich podatników skoro Episkopat nie ma nawet na wypłaty dla księży?" - pyta Stefano Livadiotti. Cele charytatywne? W 2011 r., jak zresztą w poprzednich pięciu latach, Episkopat Włoch przeznaczył na nie 85 mln euro poza granicami kraju i 150 we Włoszech - razem 21% daniny podatnikòw. I do tego, do celów charytatywnych zalicza się instalację radia katolickiego na Nowej Gwinei i w Peru oraz szkolenie katolickich dziennikarzy - co, jak zauważa autor książki "I senza Dio" - wygląda raczej na cele propagandowe, a nie na pomoc głodnym i biednym.
Jeżeli więc utrzymanie księży kosztuje 381 mln euro, a na działalność charytatywną wydaje się 235 mln euro, to co dzieje się z pozostałymi 450 mln euro, które wychodzą co roku z kieszeni włoskich podatników i kończą w kasie Włoskiej Konferencji Episkopatu? - zaczęli się zastanawiać Włosi.
To nie antyklerykalizm, lecz zwykła kwestia oszczędności w dobie kryzysu.
Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.