"Katolicka partia polityczna nie ma przyszłości, nie jest potrzebna. Kościół to nie partia polityczna. Katolicy jednak muszą angażować się czynnie w politykę" - słowa papieża Franciszka wypowiedziane na spotkaniu ze Wspólnotami Życia Chrześcijańskiego, promowanymi przez jezuitów, które padły tuż przed 1 Maja, znowu zaskoczyły wszystkich.
Włoski dziennik Huffington Post kierowany
przez Lucie Anunziatę, zwrócił uwagę na
to, że słowa Bergoglia poprzedzają nową epokę w
polityce włoskiej,
tak jak swego czasu otwierał ją słynny list Jana Pawła II z 6 stycznia 1994 r. Huffington Post
przypomniał:
"Polski papież zarejestrował trzęsienie ziemi, upadek i zmierzch Pierwszej
Republiki. Pomimo to podkreślał konieczność i aktualność stworzenia nowego systemu, nowej siły politycznej inspirowanej na płaszczyźnie społecznej i politycznej przez tradycję oraz kulturę chrześcijańską społeczeństwa włoskiego".
Trzy miesiące późnej na włoską scenę polityczną wkroczył Sylvio Berlusconi i jego partia Forza
Italia, która nie
ukrywała aspiracji i inspiracji
chrześcijańskich oraz niezłomnej gotowości stania na straży tychże wartości. Berlusconi z błogosławieństwem
włoskiego Episkopatu i
Watykanu rządził Włochami przez blisko 20 lat. Pobił rekord Benita Mussoliniego piastując funkcję premiera najdłużej w historii Włoch - przez 3340 dni. Przyjmował nawet Eucharystię jako rozwodnik nie ożeniony powtórnie. Odpłacił się sowicie
przyznając Kościołowi ulgi podatkowe. Za jego rządów umocnili się obdżektorzy sumienia, utrudniający dokonywanie aborcji gwarantowanej przez
prawo, pigułka
dnia następnego nigdy nie weszła do wolnej sprzedaży, wszelkie próby wprowadzenia ustawy o związkach partnerskich zakończyły się niepomyślnie.
Układ pobogłosławiony w liście Jana Pawła II, trwał aż do
momentu, w którym po
skandalu Bunga Bunga sami włoscy
wierni oddolnie potępili
premiera. Zresztą Watykan
wiedział już wtedy, że Berlusconi skazany w procesie za
oszustwo podatkowe i sądzony
za seksualne wykorzystywanie nieletnich, nie jest asem politycznym, na którego warto stawiać.
Model Wojtyły przewidujący konieczność tworzenia partii chrześcijańskich i ich popierania z ambon, nie ograniczał się tylko do Włoch. Zgodnie z wizją polityczną polskiego papieża, który miał za sobą doświadczenie komunistyczne - partie chrześcijańskie mogły mieć jedynie
matryce prawicowe, a z tym co stało po
lewej stronie sceny politycznej należało
walczyć jak z wrogiem. Znamy to
dobrze z polskiej autopsji.
Zmiana kursu
Słowa papieża Franciszka które sygnują całkowitą zmianę kursu Watykanu w sprawach politycznych,
poprzedziły we Włoszech uchwalenie nowej ordynacji
wyborczej, zwanej potocznie "Italicum", umacniającej lewicowego premiera Matteo Renziego i
utwierdzającej
wszystkich w przekonaniu, że może być on długoletnim
następcą Berlusconiego. Poza tym Renzi jest jedynym
włoskim lewicowym premierem,
na którego z Watykanu spogląda się z pewną sympatią. Reprezentuje mutację genetyczną włoskiej lewicy od marksizmu-leninizmu do
katolicyzmu społecznego.
Jak pisze Huffington
Post: "Zmiana kursu Bergoglia jest córką naszych
czasów i wywodzi się przede wszystkim z opcji teologicznej, a później politycznej. Papież, który prosi katolików o to, by się otworzyli, wyszli do społeczeństwa i wymieszali się w nim, nie może zwracać się do polityków z zawezwaniem do walki, stawiania barykad,
zwierania szyków. Franciszek
powierza partiom tylko rolę łącznika,
amalgamacji i wskazuje katolikom drogę dwubiegunową do dojrzałego bipolaryzmu politycznego".
Mylą się jednak ci, którzy mają nadzieję, że argentyński papież wskrzesi chrześcijaństwo inspirowane marksizmem i teologię wyzwolenia. Mylą się również ci, którzy upatrują w nim lidera europejskiej lewicy, pokładając wszelkie nadzieje. Owszem - Bergoglio dziś, jako jedyny, mówi o prawach człowieka, o handlarzach śmierci żerujących na wojnie i tragedii ludzkiej, o pokoju i
rozbrojeniu, o głodzie,
o tragedii imigrantów, o
ksenofobii i nacjonalizmach rosnących w
Europie, o bezrobociu, o pracy na umowy śmieciowe, o równouprawnieniu kobiet (przynajmniej pod
względem płacy...). To odważne słowa dające nadzieję nie tylko wierzącym i chciałoby się usłyszeć je z
ust wielu lewicowych polityków. Pod
względem doktrynalnym i światopoglądowym - zwłaszcza w sferze seksualnej i
reprodukcyjnej - Kościół nie zmieni jednak nigdy swoich pozycji.
Nie dla aborcji, nie dla antykoncepcji, nie dla invitro, nie dla eutanazji, nie
dla związków jednopłciowych - w tych sferach pozostanie zawsze
konserwatywny, a są to
przecież tematy bardzo drogie
wielu postępowym
"lewakom".
Nie wykluczone, że już wkrótce
powrócą do łask "lewicowi chrześcijanie" modni za czasów Soboru Watykańskiego II. Ale jak pogodzić w ramach jednej partii lewicującego wierzącego katolika z lewicowym ateistą, wierzącym jedynie w świeckie państwo?
Polityka Karola Wojtyły w stosunku do polityki była bitwą pod Wiedniem. Gwałtowna zmiana kursu Jorgea Maria Bergoglia
może okazać się koniem trojańskim dla światowej lewicy.
Agnieszka Zakrzewicz
z Rzymu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.