Agnieszka Zakrzewicz: Kiedy i dlaczego zdecydowałeś się założyć Survivor's Voice?
Bernie McDaid: “Survivor's Voice” (Głos Ocalonych) powstał latem 2010 roku, dzięki stronie internetowej dla „ocalonych “ i ich przyjaciół z różnych stronach świata, mającej nagłośnić moje plany podróży do Rzymu i zorganizowanie dnia “leczenia ran i nabrania sił”, który nazwałem “Dniem reformowania”. Od kiedy wystąpiłem publicznie w Bostonie w 2002 roku, zacząłem zdawać sobie sprawę, że ocaleni nie mają własnego głosu – mieli tylko adwokatów mówiących za nich. Byliśmy ofiarami, kiedy te przestępstwa miały miejsce w naszym dzieciństwie. Teraz jesteśmy “ocalonymi”. Nie cierpię być nazywanym “ofiarą” i nie cierpię kiedy inni mówią za mnie. "ENOUGH." (Dosyć)*.
A. Z.: Możesz opowiedzieć co ci się przydarzyło, kiedy byłeś małym chłopcem?
B.M: Byłem ministrantem, kiedy pewnego dnia po mszy znalazłem się sam w zakrystii z moim księdzem, Josephem Birmingham. Zaczął się ze mną siłować i bawić w walkę. Pomyślałem, że to niecodziennie zachowanie jak na księdza, ale w pierwszej chwili spodobała mi się ta zabawa i oddałem mu podczas, gdy on dotykał moich żeber. Wtedy on włożył mi koszulę w spodnie i zaczął obmacywać moje majtki. Zamarłem – modliłem się żeby to było jakieś nieporozumienie. Chciałem skrzyżować nogi, ale on silniej przygwoździł je swoimi stopami. Prosiłem żeby mnie przestał obmacywać i pozwolił mi odejść. To był dzień, który zmienił moje życie, chociaż nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki jako dorosły mężczyzna, siedząc w biurze adwokatów w Bostonie w 2002 roku, nie postanowiłem przedstawić opinii publicznej tego skandalu stulecia.
A.Z: Ty miałeś odwagę opowiedzieć wszystko twojemu ojcu i zadenuncjować księdza. Ten ksiądz nie został jednak ukarany. Czy krzywdził jeszcze inne ofiary, po tym jak złożyłeś skargę na niego?
B.M.: Byłem molestowany seksualnie przez dwa lata. Miałem jedenaście lub dwanaście lat kiedy się to zaczęło i trzynaście kiedy skończyło. Wykorzystywał mnie w swoim samochodzie, w letnie miesiące kiedy przyjeżdżał do nas do domu, by spytać moją matkę czy może mnie zabrać na plażę. Nie mogłem jej wyjawić mojego małego brudnego sekretu. Nie mogłem znaleźć słów na nazwanie wstydu i poniżenia jakie czułem od pierwszego razu. Zrezygnowałem z ministrantury i nauczyłem się uciekać oraz ukrywać w krzakach, kiedy ksiądz Birmingham wjeżdżał samochodem na podwórze. Potem nagle pojawił się w naszej klasie i wzywał jednego po drugim, wszystkich chłopców do szatni. Powiedział siostrze Marcie, że jest to pokój zwierzeń. Po tym jak wykorzystał w szatni mnie i kilku innych chłopców, moi przyjaciele postanowili iść z tym do mojego ojca.
Mój tata uwierzył nam i poprosił o pomoc księdza z innego miasta. Kościół w końcu przeniósł ojca Birmingham – ale dopiero cztery miesiące po wyjawieniu prawdy mojemu ojcu. Parafianie zorganizowali ojcu Birmingham przyjęcie z ciastkami i lodami przed jego odejściem. Byłem wściekły na to ukrywanie prawdy i zbyt młody, aby to zrozumieć, ale nigdy po tym nie wyzbyłem się gniewu i utraty zaufania do Kościoła, Boga i całego społeczeństwa. Rzuciłem szkołę katolicką i wyrzucono mnie ze szkoły średniej kiedy miałem szesnaście lat. Brałem wtedy dożylnie narkotyki. Zostałem wyrzucony z domu. Moje życie nastolatka było wypełnione alkoholem oraz narkotykami. Nie trzeźwiałem do dwudziestego czwartego roku życia, kiedy wreszcie poszukałem pomocy. Nie biorę i nie piję od dwudziestu siedmiu lat.
Ojciec Joseph Birmingham wykorzystał setki dzieci w siedmiu parafiach w okresie dwudziestu pięciu lat. Ponad pięćdziesiąt osób wystąpiło przeciwko niemu z oskarżeniem. Wiemy skądinąd, że wiele kolejnych (szacujemy, że grubo ponad sto) może do nich dołączyć. Biskup John McCornack wspierał ojca Birmingham i podobnych mu księży przez cały czas, przenosząc ich z parafii do parafii. Jest on tak samo – jeśli nie bardziej – winny tych zbrodni dokonanych na dzieciach, a jednak nadal jest biskupem Manchester New Hamshire. Dla mnie reprezentuje on wszystko to, co jest złego w hierarchii katolickiej. Dopóki ludzie tacy jak on, ukrywający tych pedofilów, nie przemówią, nie podadzą się do dymisji i nie potwierdzą swojego udziału, ja i wielu innych “ocalonych“ nie możemy zaufać Kościołowi katolickiemu. Nie możemy się całkowicie uleczyć wiedząc, że ta sytuacja w pewnym sensie trwa nadal.
A.Z: W 2003 r. poprosiłeś o pomoc sędziego Tadeusza Buczko, który skontaktował się z sekretarzem Jana Pawła II-ego – stanisławem Dziwiszem. Co się stało?
M.B: Ocaleni w Bostonie zagrozili samobójstwem jeśli ich sprawy nie zostaną osądzone. Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że ukrywanie pedofilii prowadzi prosto do Watykanu. Mówiono mi jednak, że oszalałem myśląc, iż papież [Jan Paweł II – przyp. tłum.] o tym wiedział. Nasze sprawy w Bostonie nigdy nie trafiły przed sąd. Moi prawnicy wiedzieli, że muszą przyjąć groszowe odszkodowanie lub podjąć ryzyko, że Diecezja Bostońska ogłosi bankructwo. Byłem wściekły na taką połowiczną sprawiedliwość. Chciałem uleczyć się. Chciałem ponownie ufać. W głębi duszy miałem nadzieję, że ci ludzie w koloratkach nie byli tacy sami, jak ci, których poznałem jako chłopiec. To były brudne pieniądze. Wziąłem je ponieważ ich potrzebowałem, ale nigdy nie czułem się usatysfakcjonowany. Przeciwnie, czułem się jeszcze gorzej, uciszony teraz jako dorosły człowiek. Wiedząc, że moja przeszłość jest jednocześnie moją przyszłością byłem tak wściekły i zdezorientowany jak nigdy wcześniej. Ponieważ wystąpiłem publicznie, moje nazwisko było łączone ze skandalem. Niektórzy dziwnie na mnie patrzyli. Inni nie odzywali się do mnie. Zamknąłem moją firmę, a moja rodzina uległa rozbiciu. Cierpiałem w ciszy, sam ze swoim bólem. “Dobry Boże – jęczałem czasem - “dlaczego stanie po stronie niewinnych dzieci jest tak trudne? Dlaczego ludzie tak obawiają się Kościoła? Dlaczego nie są po naszej stronie?”. Na przekór wszystkiemu, w marcu 2003 roku pojechałem do Rzymu, szukając możliwości spotkania się z papieżem Janem Pawłem II. “Z pewnością ten pokorny człowiek zobaczy się teraz ze mną” - myślałem.
Watykański reporter John Allen, powiedział mi, że byłem zwykłym przypadkiem i nikt się ze mną nigdy nie spotka. Kiedy modliłem się w hotelowym pokoju na różańcu z Medjugorje, skontaktowano mnie z osobistym przyjacielem Jana Pawła II. Nie modliłem się na różańcu od dzieciństwa. Tadeusz Buczko, który mieszkał w moim rodzinnym mieście był emerytowanym prawnikiem i wieloletnim przyjacielem Jana Pawła II. Spotkali się trzydzieści lat temu w Bostonie i w miarę upływu lat zacieśnili stosunki. Tadeusz Buczko kierował z woli Watykanu polskim funduszem. Pokazał mi później zdjęcie z Ogrodów Watykańskich, na którym był on i jego serdeczny przyjaciel Jan Paweł II.
Na całym świecie było prawdopodobnie kilka osób, które mogły dotrzeć bezpośrednio do papieża i przekazać mu informacje nieprzefiltrowane. To był niezwykły kontakt jaki nawiązałem. Moja głęboko religijna irlandzka matka powiedziałaby, że to efekt moich modlitw i różańca z Medjugorje... Ksiądz Stanisław Dziwisz, osobisty sekretarz papieża od 1966 roku i również długoletni znajomy Tadeusza Buczko, przekazał moją wiadomość papieżowi Janowi Pawłowi II. Do mojego pokoju zadzwonił abp James Green i zostawił wiadomość. Oddzwoniłem do niego i zapewnił mnie, że jego dyspozycje nigdy nie były z wyższego szczebla oraz, że był w drodze z Watykanu do mojego hotelu, jeśli chciałbym się z nim spotkać. Powiedział też, że papież Jan Paweł II czekał na to, co miałem do powiedzenia.
A.Z.: Arcybiskup James Green, który odwiedził cię w hotelu był wysłannikiem papieża Jana Pawła II? Co ci powiedział, jakie dał ci instrukcje? Co ty mu powiedziałeś?
M.B.: Papież wydał instrukcje przez księdza Dziwisza i polecił arcybiskupowi Green z watykańskiego sekretariatu stanu spotkać się ze mną w pokoju hotelowym. Było to niezwykłe dla polityki watykańskiej i pokazywało jak poważny był to problem dla Jana Pawła II. Jeśli nie wiedział wcześniej o powadze sytuacji w Bostonie przed tą nocą, to z pewnością po niej się dowiedział. Wysłałem do papieża wiadomość przez arcybiskupa Green, że jego wierni i jego kościół są przepełnieni cierpieniem. Jeśli nie uporządkuje spraw w Bostonie będzie miał krew na rękach. Tadeusz kontaktował się ze mną po moim powrocie z Rzymu. Do Bostonu wysłano kardynała Seán O'Malley i sprawy wkrótce zakończyły się ugodami. Nigdy jednak nie otrzymałem żadnej wiadomości od papieża, który moim zdaniem powinien przeprosić wobec całego świata – to pod jego przywództwem miały miejsce liczne przypadki zbrodni.
A.Z.: Czyli papież Polak wiedział o nadużyciach seksualnych w Bostonie? Czy zrobił coś aby przeciwstawić się temu? Co powinien zrobić?
M.B.: Nigdy nie dowiem się na pewno ile na ten temat wiedział i czy to on nakazał ukrywanie tego [instrukcja “Crimen Sollicitationis” została przez Jana Pawła II “odziedziczona” po poprzednikach – przyp. tłum.] czy też nie był odpowiednio informowany o problemach z jego księżmi. Jakkolwiek na to patrzeć, jest to bezczynność na skalę ogólnoświatową i unikanie odpowiedzialności przez Watykan jest teraz na granicy przestępstwa. To jest problem z jakim mamy dzisiaj do czynienia.
A.Z.: W 2008 roku zostałeś wybrany aby wziąć udział w spotkaniu z papieżem Benedyktem XVI. Jak wyglądało to spotkanie? Co mówił papież?
M.B.: W kwietniu 2008 odebrałem telefon z pytaniem czy chciałbym spotkać się prywatnie z papieżem Benedyktem XVI. Moja pierwsza odpowiedź brzmiała: “Gdzie? W USA, czy w Rzymie. Chcę dialogu albo nie idę”. Zapewniono mnie, że planowane jest 25-minutowe, prywatne spotkanie ze mną i czterema innymi “ocalonymi” podczas którego będziemy mogli rozmawiać z papieżem. Spotkaliśmy się w kaplicy Nuncjatury Apostolskiej w Waszyngtonie, po mszy papieskiej na nowym stadionie. Płakałem, kiedy podczas mszy Benedykt XVI powiedział po raz pierwszy, że przeprasza za to, co skandal pedofilski wyrządził wiernym Kościoła Katolickiego. Czekałem sześć długich lat żeby usłyszeć te słowa. “Lepiej późno, niż wcale” - pomyślałem. W moim stanie emocjonalnym nie zwróciłem uwagi, że przeprosiny skierowane były do świata, z prośbą do wszystkich o troskę o ofiary przestępstw. Nie były to przeprosiny bezpośrednio od papieża ani w imieniu hierarchii katolickiej dla nas.
Kaplica była mała i wyłożona drewnem. Mogłaby się znajdować w każdym amerykańskim kościele. Kardynał O'Malley z Bostonu przedstawił mnie Benedyktowi XVI. Byłem pierwszym “ocalonym” z molestowania seksualnego na świecie mówiącym do papieża. Położyłem rękę na jego sercu i powiedziałem: „Ojcze Święty, macie raka w owczarni i powinniście coś z tym zrobić”.
“Tak, tak, tak” szeptał papież, patrząc na swoje czerwone skórzane buty. Byłem zły, że nie chciał podjąć ze mną prywatnej rozmowy w czasie mojego monologu, ale nadal, po jego publicznych przeprosinach, miałem nadzieję dla wszystkich, których to dotyczy. Odsunąłem na bok moje osobiste uczucia i dałem mu irlandzki chleb, upieczony przez moją matkę. „To od mojej rodziny dla Waszej Świątobliwości” - powiedziałem.
A.Z: 31 października 2010 r. odbył się w Rzymie „Reformation Day“. Dlaczego zorganizowaliście tę manifestację? Jak zareagował Watykan?
M.B.: W lutym siedziałem w nocy na podwórzu i patrzyłem na rozgwieżdżone niebo. Jestem pokorny wobec tego, jaki jestem mały w obliczu historii. Czułem jednak, że cały się gotuję, jakbym miał w żyłach wrzątek. W mojej ojczystej Irlandii ujawniono nowe szczegóły z raportów Murphy i Ryana, pokazujące sześćdziesiąt lat psychicznego i fizycznego znęcania się duchownych nad chłopcami i dziewczętami, jak Irlandia długa i szeroka. Wiedziałem, że sprawa trafi z powrotem do Rzymu. Tym razem zabierałem “ocalonych“ i przyjaciół z całego świata, by byli ze mną w tym dniu, który nazwałem „Dniem reformowania”. To miał być dzień uleczenia i nabrania sił dla tych, którzy przybędą i dla tych, którzy będą z nami myślami w domach.
To były narodziny „roku ocalonych”, zapoczątkowanego przez świece i połączone głosy z całego świata. Stając przed Watykanem ubrani w t-shirty z napisem „Dosyć” w różnych językach wysłaliśmy wiadomość do całej hierarchii katolickiej, że nie uda się nas dłużej uciszać. Watykan, poprzez swego zwodniczego rzecznika Johna Allen, próbował wykorzystać naszą akcję. W momencie, gdy przygotowywałem się do przemówienia dostałem telefon, że chce się ze mną spotkać ojciec Frederico Lombardi. Odpowiedziałem, że mogę się z nim zobaczyć po czuwaniu. Odbyliśmy godzinną rozmowę z udziałem “ocalnych” z wielu krajów i członków ich rodzin, którzy także mieli prawo mówić otwarcie. W podsumowaniu John Allen szesnaście razy użył określenia „ofiary”, które jest dla nas obraźliwe. To nie jest Kościół Johna Allena i nie należy on wyłącznie do hierarchii kościelnej. To ludzie stanowią Kościół i stanie się to jasne w najbliższych latach.
A.Z.: Chcecie aby ONZ uznało systematyczne ukrywanie przestępstw pedofilii za zbrodnię przeciwko ludzkości. Czy możesz to wyjaśnić? Jakie to może mieć konsekwencje?
B.M.: Napisaliśmy petycję do Organizacji Narodów Zjednoczonych o uznanie zorganizowanego ukrywania pedofilii za zbrodnię przeciwko ludzkości. Nie ma jednolitej polityki na szczeblu międzynarodowym wobec ukrywania molestowania seksualnego dzieci. Chodzi o zabezpieczenie dzieci, a nie jakąś akcję antykościelną. Ma to znaczenie także ze względu na powszechną dostępność Internetu, który daje nowe możliwości pedofilom. Szczerze mówiąc obecne prawa wymagają przestudiowania i rewizji. Do powstrzymania ich chorych chuci może być potrzebne bardziej stanowcze egzekwowanie prawa. Jakkolwiek Kościół katolicki nie jest jedynym miejscem gdzie grasują, to jest największą organizacją, która stosuje politykę zatajania.
A.Z.: Co mówią statystyki o ilości gwałtów na nieletnich dokonywanych przez duchownych? Jest to sprawa marginalna tak jak twierdzi Kościół czy nie? Jakie problemy mają ofiary gwałtów przez całe życie? Czy można o przemocy seksualnej zapomnieć i żyć normalnie?
B.M.: Kiedy po raz pierwszy moi koledzy ze szkoły św. Jakuba przekonywali mnie do wystąpienia publicznego, nadal wierzyłem, że to tylko kilka „zgniłych jabłek” przedostało się do duchowieństwa katolickiego i w jakiś sposób pozostało nie wykrytch. Poprosiłem więc zakonnicę o kontakt z miejscowym proboszczem. Chciałem wiedzieć dokładnie co stało się z ojcem Birmingham po jego odejściu ze szkoły. Powiedziano mi, że udał się po pomoc. Kiedy jednak nigdy nie otrzymałem konkretnych informacji, zacząłem odczuwać to co wiele lat wcześniej. To samo uczucie „ściskania w gardle” jak wtedy, gdy widziałem ojca Birmingham. Czy uzyskał pomoc, której potrzebował aby przestać molestować chłopców czy robił to nadal, atakując innych tak jak mnie? Potem przyszła mi do głowy inna straszna myśl – co, jeśli w Kościele jest więcej takich ojców Birmingham? Ilu więcej? Gdzie są? Najbardziej deprymująca była myśl, że tak zwani „dobrzy księża” byli w jakiś sposób zaangażowali w ukrywanie tych zboczeńców. To oni zachowywali milczenie o molestowaniu seksualnym dzieci przez swych „braci w kapłaństwie” NA CAŁYM ŚWIECIE.
Wybrali patrzenie na to z innej strony, a może modlili się za ofiary troszcząc się o swoją pracę, zamiast chronić niewinne dzieci przed tymi zbrodniami. Zbierałem coraz więcej informacji w biurze moich prawników i poznawałem mężczyzn oraz kobiety opowiadających nieprawdopodobne historie o poniżeniu i męczarniach. Mówili o tym, jak hierarchia kościelna mogła temu zapobiec kiedy przychodzili to zgłaszać. Ciężkie dębowe drzwi hierarchii katolickiej szybko się zatrzaskiwały, kiedykolwiek ktoś kwestionował ich autorytet. Zacząłem ich widzieć jako chorą społeczność ludzi odosobnionych, bez kontaktu z życiem normalnych ludzi. To nie byłoby dla mnie problemem, gdyby w grę nie wchodziło maltretowanie dzieci. Tego nigdy nie zaakceptuję. Zacząłem widzieć ten sam schemat na całym świecie. Ilu dokładnie księży jest pedofilami? Tego nie wiem, ale sporo i można być pewnym, że w środowisku, które ich ukrywa, będą się mnożyć i działać bardziej przebiegle niż kiedykolwiek.
Spustoszenie dokonane przez molestowanie seksualne duchownych pozostaje na zawsze. Lekarze, którzy mówią ci inaczej nie są wykwalifikowani do tego, by ci pomóc. Chodzi o to, by funkcjonować i żyć a nie jedynie przeżyć. Ja staram się z tym żyć. Oznacza to dla mnie uczyć się od nowa ufać ludziom. Mogę nigdy nie być w stanie zaufać ludziom, tak jakbym tego chciał, ale mogę ich kochać i być przez nich kochanym. Jestem pewny, że niektórzy “ocaleni” mogą sobie z tym lepiej poradzić, z wielu powodów. Z drugiej jednak strony jestem pewien, że niektórzy sądzą, że otrząsnęli się podczas gdy nadal mają stare nawyki, ukształtowane przez molestowanie. Mogą temu zaprzeczać lub w ogóle o tym nie wiedzieć.
A.Z.: Co kościół powinien zrobić aby zadośćuczynić ofiarom i zapobiegać przestępstwom? Czy możemy mieć pewność, że po skandalu pedofilii takie przestępstwa w kościele nie będą się już powtarzać?
B.M.: Kościół katolicki jaki znamy zmienił się, ale te różnice są powierzchowne. Prawdziwa zmiana dotknie samych wiernych. Spadnie udział we mszach, zmniejszą się darowizny, zamknięte zostaną szkoły katolickie a te, które utrzymają się będą zmuszone podnieść czesne. W USA dzieci z zamożnych rodzin pozostaną w szkołach katolickich i kilku biednych imigrantów dostanie stypendia, aby mogli do nich chodzić. Katolicyzm stanie się religią bardzo bogatych i bardzo biednych. Przeciętna, lecz dobrze poinformowana osoba, po prostu porzuci religię katolicką. Radykalna myśl, że kościelni przywódcy (włącznie z papieżem) nie są nieomylni, cichcem zakradła się do nawet najbardziej gorliwych domów katolickich. Do tego stopnia, że większość ludzi naprawdę chce, aby zaszły zmiany. Jednak hierarchia katolicka nigdy nie wypuści z rąk swej władzy.
Oni nie mogą nawet kontrolować sami siebie z powodu skorumpowanej struktury, która przeniknęła ich szeregi. Zasugerowałem podczas spotkania z rzecznikiem prasowym Watykanu ojcem Lombardi, że Kościół powinien dotrzeć do „ocalonych” od dołu, wyciągając pomocną dłoń w każdej parafii. Nie ukrywać się przed ludźmi, którzy zostali już skrzywdzeni. Nie mówię tu nawet tak o pieniądzach, jak o zwykłym wsparciu. To zostałoby przyjęte i jest obecnie bardzo potrzebne. Jednak hierarchia kościelna nigdy tego nie zrobi, ponieważ boi się pokazać przed światem swoje potknięcia. Oni boją się przede wszystkim utraty władzy. Tym, co jest teraz potrzebne jest zmiana. Tak długo, jak ci mężczyźni będą mogli zachować swoją władzę, narzucać podwładnym swoje instrukcje, te przestępstwa nigdy nie ustaną.
A.Z.: Jakie będą dalsze działania stowarzyszenia Survivor's Voice?
B.M.: www.survivorsvoice.org będzie działać nadal, dopóki istnieje potrzeba, by ocaleni z całego świata mogli mówić otwarcie o molestowaniu seksualnym w dzieciństwie. To bardzo ważne, by być usłyszanym i podzielić się swoimi przeżyciami z innymi. Wiele osób nie może dojść ze sobą do ładu, kiedy zdają sobie sprawę ze szkód, jakie poczyniło molestowanie. To jest racją naszego istnienia – być głosem tych, którzy żyją nadal. „Głos Ocalonych” organizuje dzień pojednania i nabrania sił w Waszyngtonie w ostatni weekend czerwca. Lecimy też z powrotem do Rzymu świętować pierwszy „rok ocalonych”. Zapraszamy osoby z całego świata i liczymy na spotkanie ludzi lub choćby wsparcie finansowe. Nadszedł czas, by dokonać zmian w amerykańskim podejściu do ochrony dzieci przed seksualnymi drapieżcami. Nadszedł czas, by udać się do Organizacji Narodów Zjednoczonych po pomoc na poziomie globalnym. To czas, by uratować nasze dzieci i uleczyć naszą przeszłość.
Wywiad przeprowadziła Agnieszka Zakrzewicz
Tłumaczenie tekstu: Maciej Psyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.