Gdy w
styczniu 2013 roku zastanawiałam się, jak wytłumaczyć swoim czytelnikom,
dlaczego ta książka zaczyna się od rozmów o homoseksualizmie w Kościele
katolickim, nie przypuszczałam, że bezprecedensowe wydarzenia mające miejsce kilka
tygodni później doprowadzą do upadku tego wielkiego tabu.
Homoseksualizm
był tematem bardzo żywym za pontyfikatu Benedykta XVI, podobnie jak w okresie
długich rządów Jana Pawła II rola kobiet w Kościele i ich ewentualne
kapłaństwo. Już w kilka miesięcy po wstąpieniu Josepha Ratzingera na tron
Piotrowy została przyjęta nowa instrukcja na temat „kryteriów rozeznawania
powołania u osób z tendencjami homoseksualnymi ubiegających się o przyjęcie do
seminarium i dopuszczenia do święceń”. Ów dokument – choć oświadcza, że Kościół
szanuje „osoby, których
dotyczy ten problem” – w gruncie rzeczy zamyka drogę do kapłaństwa tym, którzy „praktykują
homoseksualizm, wykazują głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne lub
wspierają tak zwaną «kulturę
gejowską»”.
Małżeństwa
homoseksualne – które zostały wprowadzone już w kilku krajach, jak na przykład
w katolickiej Hiszpanii, i o których legalizacji myślą również inne państwa –
według byłego
papieża Benedykta XVI nie tylko stanowią zagrożenie dla tradycyjnej rodziny zbudowanej
na wartościach katolickich i destabilizują społeczeństwa, lecz także „w poważny
sposób ranią sprawiedliwość i pokój”..
Wobec
słów tak brzemiennych trudno nie zadać sobie pytania, dlaczego Kościół tak
otwarcie przeciwstawia się homoseksualizmowi lub nawet z nim walczy. I czy
homoseksualizm naprawdę jest tak niebezpieczny?
Jest.
Gdyż przede wszystkim stanowi zagrożenie i poważny problem dla samego Kościoła.
Po raz pierwszy stało się to jasne, gdy w 2010 roku we Włoszech wybuchł skandal
spowodowany publikacją przez tygodnik „Panorama” reportażu Carmela Abbate Szalone
noce księży gejów, demaskującego księży homoseksualistów i ich niemoralne
prowadzenie się. Również w Polsce tygodnik „Newsweek” przeprowadził w 2012 roku
podobne dochodzenie dziennikarskie, zatytułowane Seks po bożemu, ujawniając,
iż gejów w koloratkach jest bardzo wielu i nie zawsze prowadzą oni cnotliwe
życie, zgodne z przykazaniami Kościoła. Polski „Newsweek” przy tej okazji
opublikował również część wywiadu przeprowadzonego na potrzeby tej książki z
włoskim dziennikarzem, autorem światowego bestsellera Sex and the Vatican. Dlatego też jemu, jako pierwszemu oddałam głos w Głosach spoza
chóru.
Choć
Watykan twierdzi, że rozpustni księża geje to tylko „zgniłe jabłka”, margines,
a reszta Kościoła jest zdrowa – tezę o tym, że Kościołem rządzi lobby
homoseksualne, wysunęli nie laiccy publicyści czy wojujący ateiści – lecz
polski ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski w swojej książce Chodzi mi tylko o
prawdę.
„Homoseksualizm
jest w Kościele tematem tabu. To rezultat sytuacji, w jakiej znalazło się
środowisko księży rzymskokatolickich. Kościół powinien otworzyć się na
święcenie viri probati, czyli sprawdzonych żonatych mężczyzn, jak
to miało miejsce w pierwszych wiekach. Celibat sprawia, że homoseksualiści mają
większe wpływy wśród duchownych rzymskokatolickich. W Kościele jest lobby
homoseksualne, które czasami decyduje o nominacjach. To lobby wpływa na decyzje,
kto zostanie ważnym urzędnikiem w Kościele i kto awansuje. Bez wsparcia lobby
homoseksualnego awanse w niektórych strukturach kościelnych są bardzo trudne.
Kościół potrzebuje debaty i reform” – mówił Tadeusz Isakowicz-Zaleski w
wywiadzie dla Onetu w czerwcu 2012 roku.
Wielu
katolików napiętnuje homoseksualizm i nawet uważa go jeszcze za chorobę. Tóż przed abdykacją wstrząsem
dla wszystkich była więc publikacja włoskiego tygodnika „Panorama“, mówiąca o tym, że na podjęcie decyzji o dymisji
przez Josepha Ratzingera najprawdopodobniej wpływ miał sekretny raport komisji kardynalskiej (w składzie
Julian Herranz Casado, Jozef Tomko i Salvatore De Giorni), przekazany papieżowi
pod koniec grudnia 2012. „Może część raportu, która zszokowała Papieża to ta
mówiąca o istnieniu sieci przyjaźni i szantaży na tle homoseksualnym, która
jest obecna w kurii“ – pisał w swoim artykule Il dossier segreto
condizionerà conclave (sekretny raport wpłynie na konklawe) watykanista „Panoramy“
Ignazio Ingrao.
O to,
czy „lobby
homoseksualne” istnieje i rządzi Kościołem, dlaczego
Kościół walczy z homoseksualizmem i jak to możliwe, że w tak katolickim kraju
jak Hiszpania zezwala się na śluby parom jednopłciowym – zapytałam Rossenda
Domènecha, korespondenta hiszpańskiego dziennika „El Periódico” i portugalskiego tygodnika „Espresso”,
dziennikarza od lat zajmującego się problematyką kościelną.
Wokół
homoseksualizmu i celibatu toczy się również moja rozmowa z profesorem
Richardem Sipe’em, światowym specjalistą od spraw seksualności i zdrowia
psychicznego duchownych rzymskokatolickich, autorem dzieła Sex, Priests, And
Power: Anatomy Of A Crisis. Ten były duchowny spędził osiemnaście lat w
służbie Kościoła, zajmując się rozwiązywaniem wielu niewygodnych spraw
kapłanów, którzy nie potrafili okiełznać własnego libido. Sądzi, że 25–30
procent księży oraz biskupów angażuje się w relacje seksualne z kobietami,
przynajmniej 40–50 procent duchownych jest orientacji homoseksualnej i co
najmniej połowa z nich jest seksualnie aktywna. Zdaniem Sipe’a, nie tyle sam
celibat – który stanowi dar od Boga – ile celibat obowiązkowy księży
rzymskokatolickich to powód wielu problemów w łonie Kościoła, w tym również
seksualnego wykorzystywania nieletnich. Uważa on także, że stanowisko Kościoła wobec
homoseksualizmu to hipokryzja, bo wielu świętych było orientacji
homoseksualnej, a wielu dobrych księży to geje żyjący w celibacie.
Szacunki
profesora Sipe’a co do liczby homoseksualistów w seminariach potwierdza opinia
Anonima – młodego mężczyzny orientacji homoseksualnej,
który studiował w seminarium najpierw w dużym mieście w Polsce, a później we
Włoszech, ale zrezygnował z drogi kapłańskiej. Dziś mieszka w Warszawie i
pracuje w znanej firmie ubezpieczeniowej – dlatego to jedyny wywiad, w którym
nazwisko rozmówcy nie zostaje ujawnione. Anonim jest zdeklarowanym zwolennikiem
PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego, przeciwnym legalizacji związków partnerskich i
małżeństw homoseksualnych, bo uważa to za sztuczny problem. Niedoszły ksiądz
ujawnia jednak wiele ciekawych szczegółów z życia seminarzysty oraz porównuje
katolicyzm polski i katolicyzm włoski – przesiąknięty nadal duchem posoborowym.
Dlaczego jednak w tej książce rozmawia się o
homoseksualizmie? W Rzymie czasów Inkwizycji palono gejów na stosach, tak jak
heretyków i czarownice. Homofobia cechowała wszystkie reżimy totalitarne –
hitlerowcy wysyłali homoseksualistów wraz z Cyganami i osobami pochodzenia
żydowskiego do obozów koncentracyjnych, zmuszając ich do noszenia różowych
trójkątów, ale homokaust to jednak nadal temat tabu. W komunistycznym zsrr kierowano
gejów do szpitali psychiatrycznych, a na Kubie do obozów reedukacji.
Z powodów edytorskich zabrakło, niestety, w tej książce miejsca
dla dwóch jeszcze głosów spoza chóru – Vladimira Luxurii, pierwszej
europejskiej parlamentarzystki transseksualnej, i Heleny Veleny, znanej pisarki
transgender – które opowiadały o prześladowaniach, jakich na przestrzeni wieków
zaznała wspólnota LGBTQ.
Nie ulega wątpliwości, że osoba homoseksualna to idealny kozioł
ofiarny, którego jeszcze dziś można poświęcić za milczącym przyzwoleniem.
Zazwyczaj kozłowi ofiarnemu przypisuje się cechy, które się wypiera i których nie
akceptuje się w sobie samym, lub wręcz własne winy, z którymi nie można się
pogodzić. Im większą zbrodnię popełnia się
wobec kozła ofiarnego, tym większą zbrodnię, dla usprawiedliwienia, kozłowi się
zarzuca.
Watykański sekretarz stanu Tarcisio Bertone podczas
swojej podróży do Chile w 2010 roku powiedział, że „wielu psychologów i
psychiatrów udowodniło, że nie ma związku między celibatem a pedofilią,
natomiast wielu innych wykazało, że istnieje związek pomiędzy homoseksualizmem a
pedofilią”. Jego słowa wywołały oburzenie i
krytykę środowisk homoseksualnych, podobnie jak słowa Benedykta XVI dotyczące
ślubów jednopłciowych, które ranią sprawiedliwość i pokój.
Także były watykański promotor
sprawiedliwości Charles Scicluna w opublikowanym przez portal Stolicy
Apostolskiej wywiadzie z włoskim dziennikarzem Giannim Cardinale mówił, że dziennikarze niesłusznie nazywają problem
nadużyć seksualnych w Kościele „skandalem pedofilii”, bo na trzy tysiące przypadków
zgłoszonych w latach 2001–2010 do Kongregacji Nauki Wiary tylko
mniejszość, czyli 10 procent, to akty „prawdziwej pedofilii, która jest
określona przez pociąg seksualny do dzieci przed okresem dojrzewania”. 30
procent przypadków dotyczyło heteroseksualnego współżycia z nieletnimi
dziewczynami. Natomiast aż 60 procent przypadków nadużyć seksualnych z ostatnich
pięćdziesięciu lat to efebofilia, która jest wynikiem pociągu seksualnego do młodzieży
tej samej płci.
W
czerwcu 2012 roku ukazał się na łamach „Frondy” ciekawy artykuł, w którym inny
polski ksiądz, Dariusz Oko, pisał: „Trzeba tu najpierw zdemaskować powszechne
kłamstwo medialne. Media mówią ciągle o pedofilii duchownych, tymczasem
najczęściej chodzi tu efebofilię, czyli o wynaturzenie polegające na pociągu
dojrzałych homoseksualnych mężczyzn nie do dzieci, ale do pokwitających i
dorastających chłopców. Jest to typowe zboczenie łączące się z
homoseksualizmem. Do podstawowej wiedzy na ten temat należy prawda, że aż ponad
80 procent przypadków przemocy seksualnej duchownych, ujawnionych w USA, była
to efebofilia, a nie pedofilia! Ten fakt jest skrzętnie ukrywany, przemilczany,
bo szczególnie dobrze ujawnia zakłamanie zarówno światowego, jak i kościelnego
homolobby. Tym bardziej trzeba go nagłaśniać”.
Artykuł
Dariusza Oko Z papieżem przeciwko homoherezji odbił się dyskretnym
echem poza granicami Polski. Gdyby przeczytało go więcej osób na Zachodzie,
spotkałby się z ostrą krytyką. Ksiądz Oko pisze otwarcie: „…trzeba zatem
pamiętać, że skandale przemocy seksualnej, które wstrząsnęły Kościołem
światowym, w zdecydowanej większości były dziełem duchownych homoseksualnych”.
I jego opinia nie jest w Kościele odosobniona, bo odpieraniem homoideologii
oraz homopropagandy zajmuje się on od lat „na polecenie oraz za zachętą szeregu
kardynałów i biskupów”.
Zdania
co do znaczenia terminu „efebofilia” są podzielone. Według profesora Richarda Sipe’a
efebofilia to aktywność seksualna osoby dorosłej z nastoletnim chłopcem bądź
nastoletnią dziewczynką – nie jest to więc „zboczenie typowo homoseksualne”.
Może raczej bardziej adekwatny byłby termin „pederastia” (z greckiego dosłownie:
miłość do chłopców), oznaczający specyficzną formę homoseksualizmu męskiego,
polegającą na związkach erotycznych
lub kontaktach seksualnych
mężczyzn lub młodzieńców (erastesów, miłośników) z młodzieńcami lub chłopcami
(eromenosami, lubymi, oblubieńcami), zazwyczaj opartych na różnicy wieku.
Mniejsza zresztą o nazwę… Spory na temat terminologii pozostawmy specjalistom.
Nie
wiem, czy Kościołowi uda się w końcu przekonać światową opinię publiczną do
tego, że na przełomie XX i XXI wieku wybuchł skandal nie pedofilii, lecz efebofilii klerykalnej
(lub pederastii), i że całą odpowiedzialność za to ponosi lobby homoseksualne,
które kryło się nawzajem. Myślę jednak, tak jak Rossend Domènech, że „jeżeli
ktoś próbuje umniejszać ciężar skandalu pedofilii w Kościele katolickim i
odpowiedzialność za niego, mówiąc, że tak naprawdę to nie były przypadki
pedofilii, lecz efebofilii, popełnia duży błąd”.
Czy
homoseksualiści mogą być przyjmowani do seminarium oraz wyświęcani na kapłanów – to wyłącznie wewnętrzna sprawa Kościoła. Watykan ma prawo mieć swoje prerogatywy i wprowadzać
ograniczenia, jeżeli chodzi o własnych księży. Zdaniem hiszpańskiego
dziennikarza instrukcję ustalającą kryteria przyjmowania do seminariów osób o
tendencjach homoseksualnych i ich wyświęcania wydano dlatego, że Benedykt XVI chciał
przejrzystości.
„Przejrzystość” – to
słowo pada wielokrotnie w Głosach spoza chóru, zarówno w przypadku
skandalu pedofilii, jak i afer finansowych banku watykańskiego IOR, i jest
emblematyczne dla pontyfikatu Josepha Ratzingera. W ostatnich latach wyborcy,
wierni i opinia publiczna domagają się od instytucji większej przejrzystości.
Nic więc dziwnego, że wzrasta jej znaczenie nie tylko w polityce i relacjach
międzyludzkich, lecz także w Kościele.
Agnieszka Zakrzewicz
ze wstępu do książki "Głosy spoza chóru"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.