Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

środa, 21 maja 2014

132. Franciszek wśród wilków - rozmowa z Marco Politim




- We Włoszech ukazała się Pana księża „Franciszek wśród wilków. Tajemnica rewolucji”. Pierwszy nakład rozszedł się błyskawicznie. O czym powiada Pan w tej książce?

- Moja książka zaczyna się tam, gdzie kończą się inne napisane do tej pory. Przez pierwszy rok Franciszek zdobył olbrzymią popularność ze względu na swój prosty i bezpośredni sposób zwracania się do ludzi, za to, że chce aby Kościół był jak szpital polowy na polu bitwy i że musi być biedny, za swój otwarty stosunek do ateistów. Ten rok pontyfikatu minął pod znakiem odrodzenia się sympatii do papiestwa.
Ale Bergoglio nie chce być tylko sympatyczny - chce działać naprawdę i rozpoczął już proces przemian, który można przyrównać do rewolucji. Ważne jest zrozumieć jaki jest jego program i kto się opiera tym przemianą.

- Ale skąd taki tytuł?

- Książka nosi tytuł „Franciszek wśród wilków”, gdyż święty Franciszek spotkał wilka z Gubbio. Po wysłuchaniu jego kazania, wilk lizał mu rękę i stał się potulny jak baranek. Również Bergoglia otaczają wilki. Zarówno w Kurii, jak i w łonie Kościoła powszechnego są siły reformatorskie, ale i siły konserwatywne, które opierają się planowanym działaniom. Są także siły pasywne, które liczą, że ten pontyfikat będzie trwał krótko i upłynie szybko, więc  zabraknie czasu na dokonanie zmian, które Bergoglio chce wprowadzić.

- Jakie są główne linie rewolucji Franciszka?

- Przede wszystkim papież chce całkowicie zburzyć charakter imperialny jaki miał do tej pory Kościół. Od pierwszego momentu, gdy pokazał się w Loży Błogosławieństw zaprezentował się światu jako biskup Rzymu, a nie papież–monarcha absolutny. Użył antycznego sformułowania świętego Ignacego Antiocheńskiego Roma presiede nella carità – co oznacza, że chce zjednoczyć Kościół, ale Rzym – a więc Watykan nie ma być centrum władzy i biurokracji, lecz dobroczynnej łaski. Fakt, że zrezygnował z czerwonych butów i wszystkich innych symboli imperialnych jak złoty krzyż i mucet oblamowany gronostajem, nie wynikał z jego skromnego charakteru – to precyzyjny znak religijno-polityczny. Pontyfikat papieski na przestrzeni wieków był kontynuacją imperium rzymskiego. Papież to nie jest nazwa wymyślony przez chrześcijan – Pontifex Maximus (łac. najwyższy kapłan; dosłownie: najwyższy budowniczy mostów) – był najwyższym kapłanem w hierarchii w starożytnym Rzymie. Ten absolutyzm wzrastał przez wieki aż do uchwalenia dogmatu o nieomylności papieskiej w 1870 roku na soborze watykańskim I. Franciszek chce, aby Kościół opierał się na partycypacji. Mówi często o tym, że Kościół rzymskokatolicki musi się nauczyć od Kościołów wschodnich umiejętności decydowania poprzez synody. Nowy papież chce wprowadzić kolegialność, którą uchwalił sobór watykański II. Pierwszym krokiem do tego było powołanie międzynarodowego konsylium kardynałów reprezentujących różne tendencje.

- Wydaje się, że Bergoglio chce naprawdę przeprowadzić reformę finansów watykańskich, którą rozpoczął Ratzinger.

To prawda. Papież chce zaprowadzić rygor i porządek w finansach watykańskich. Popiera działania szefa IOR - Ernsta Freiherra von Freyberga, który rozpoczął „czyszczenie” i odtajnianie kont banku. Bergoglio chce zmienić całkowicie charakter Instytutu Dzieł Religijnych – aby nie był to jedynie bank, w którym deponuje się pieniądze dla zysku, ale aby spełniał wreszcie swoje cele statutowe - działanie charytatywne. Franciszek powołał specjalną komisję kontrolującą pranie brudnych pieniędzy w Watykanie. Stworzył rodzaj ministerstwa gospodarki mający na celu kontrolowanie przetargów i wykorzystywanie pieniędzy. Papież naciska również na to, aby wyeliminować korupcję w zakonach i zgromadzeniach religijnych poza Watykanem, bo  ostatnie lata pokazały, że były one bohaterami olbrzymich skandali finansowych. Franciszek chce w końcu, aby Kościół naprawdę służył biednym – więc aby budynki kościelne nie były przemieniane w luksusowe hotele, lecz aby - jak w dawnych czasach  - były hospicjami dla bezdomnych i imigrantów.
Zwłaszcza ta jego idea nie cieszy się popularnością wśród duchownych w Rzymie, gdzie w budynkach kościelnych powstało wiele luksusowych hoteli czy klinik, które były nawet odsprzedawane mafii. Całkowita przejrzystość finansowa Kościoła to jest drugi element rewolucji Franciszka.

- Jakie inne pomysły Franciszka nie podobają się hierarchom kościelnym?

- Trzecim, ważnym elementem franciszkańskiej rewolucji jest otwarcie się Kościoła na kobiety poprzez włączenie ich w proces decyzyjny na najwyższych szczeblach. Inni papieże mówili dużo o roli kobiet w Kościele, ale do tego się to ograniczało. Franciszek chce pójść dalej – chce wprowadzić kobiety w miejsca, gdzie się decyduje i sprawuje władzę. W przyszłości, po reformie Kurii Rzymskiej w niektórych dykasteriach powinny pojawić się kobiety, a nawet stanąć na ich czele. Oczywiście Bergoglio nie ma zamiaru zmieniać doktryny poprzez wprowadzenie kapłaństwa kobiet.

- Papież naprawdę myśli o tym by zmienić stosunek Kościoła do rozwodów, konkubinatów, homoseksualizmu i aborcji?

- Ostatnim elementem rewolucji jest właśnie podejście do kwestii moralnych: aborcja, homoseksualizm, związki partnerskie, rozwody, idt. Papież oczywiści nie będzie zmieniać doktryny, chce jednak zmienić opresyjne nastawienie Kościoła do tych spray. Bergoglio postawił kilka pytań i kwestii, które nie mogą pozostać bez odpowiedzi: jeżeli jakiś rozwodnik stworzył nową rodzinę i żyje po chrześcijańsku co z nim zrobić? Kim ja jestem, by osądzać homoseksualistów szukających Boga? Czy kobieta, która musiała usunąć ciąże jest już na zawsze potępiona? Czy osoby żyjące bez ślubu należy skazywać na piekło? Papież chce aby to synod biskupów odpowiedział na te pytania i wziął na siebie odpowiedzialność za zmiany lub ich brak.

- Franciszek powiedział, że w kwestii pedofilii Kościół zrobił już wystarczająco. Papież powołał nawet specjalną komisję ds. Ochrony nieletnich. To prawda, że problem pedofilii został już rozwiązany?

- Niestety zdanie: „Kościół jest instytucją, która zrobiła najwięcej na świecie na polu walki z pedofilią” staje się mitologią. Oczywiście zarówno Benedykt XVI jak i Franciszek zaostrzyli prawo kanoniczne, wprowadzając również przestępstwo porno-pedofilii. Niektóre, nieliczne episkopaty stworzyły system przewidujący ściganie przestępstwa pedofilii, zgłaszanie go do władz świeckich, pomoc ofiarom i finansowe zadośćuczynienie. Inne episkopaty – jak na przykład ten włoski – nie zrobiły absolutnie nic. We Włoszech wciąż nie ma nawet maila lub telefonu, pod który można kierować skargi na księży. W Rzymie mamy głośny przypadek, w którym biskup Reale nie zareagował nigdy na powtarzające się skargi na księdza Ruggero Conti. Ksiądz ten został skazany już przez sąd drugiej instancji i do tej pory Kościół w stosunku do niego nie podjął żadnych działań dyscyplinarnych ani nie otworzył procesu kanonicznego.

- Papież Franciszek rozumie dramat pedofilii w Kościelnej i jego konsekwencje?

- Myślę, że Franciszek zdał sobie sprawę z tego, że istnieją dziury w całym systemie i dlatego powołał Komisję ochrony nieletnich, w której po raz pierwszy są kobiety, osoby świeckie i duchowni, a przede wszystkim jest także jedna ofiara – Mary Collins z Irlandii. Również była ambasador Hanna Suchocka weszła w jej skład. Wszyscy mają nadzieję, że to właśnie kobiety przyczynią się do tego, aby zostały wystosowane dyrektywy, które zobowiążą wszystkich biskupów do działań. Mary Collins powiedziała już ważną rzecz – problem pedofilii nie zostanie rozwiązany dotąd, aż nie zostanie wprowadzony obowiązek składania donosu przez biskupa do świeckich organów ścigania. Są kraje, w których to już obowiązuje – w innych nie. Nie powinno się jednak czekać na to, aby to system świecki zobowiązał Kościół do denuncjowania nadużyć na nieletnich. Kościół powinien sam się na to zdecydować.

- Jednak abp. Wesołowski do tej pory nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Wiemy co się dzieje w jego sprawie?

- Niestety jest to niepokojące, że do tej pory Watykan nie ujawnił niczego, co dotyczy abp. Wesołowskiego i że nie jest on sądzony ani przez trybunał dominikański, ani polski. To pierwsza rysa na tym pontyfikacie. Wiemy jednak o tym, że wewnątrz Kościoła jest nadal silny opór przed tym, aby rozliczać hierarchów.

- Kim są wilki, które czyhają na Franciszka?

- Wilków jest kilka rodzajów. To ci duchowni, którzy wywołują skandale. We Włoszech mieliśmy ostatnio głośną sprawę prałata Nunzio Scarano, księgowego APSA – centralnego banku zarządzającego majątkiem Stolicy Apostolskiej, który zastał aresztowany za nielegalny przemyt 20 mln euro ze Szwajcarii i miał 10 kont w banku IOR, poprzez które były prowadzone różne, niejasne operacje finansowe. Niestety we Włoszech jest wiele afer, w które są zamieszani dygnitarze watykańscy czy kościelni, szemrani biznesmeni i przede wszystkim także byli agencji służb specjalnych. Mamy więc do czynienia z prawdziwym bagnem, na którym grasują wilkołaki.
Wilkami są również ci, którzy za plecami Bergoglia – bo nikt nie ma odwagi mówić tego głośno - oskarżają go o to, że poprzez głoszenie ideologii franciszkańskiej tak naprawdę osłabia i niszczy Kościół. Tych wilków jest pełno nie tylko w Kurii Rzymskiej, ale i w Konferencjach Episkopatów czy diecezjach całego świata.

- Kto w Kurii i w Kościele powszechnym próbuje przeszkodzić papieżowi w jego reformach lub je opóźniać?

- W Kurii na pewno jest wielu konserwatorów. Kard. Gerhard Ludwig Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, który otwarcie potępił ideę papieża, aby do komunii dopuścić rozwodników, którzy weszli powtórnie w związek małżeński. Kard. Mauro Piacenza nieugięty przeciwnik homoseksualizmu i związków partnerskich. Kard. Razmond Leo Burke, który ostatnio uczestniczył w marszu „Pro Life” i jest nieustępliwy w kwestii aborcji.
Jest jeszcze inny rodzaj wilków – to osoby pasywne, które nie robią nic, aby pomóc Franciszkowi. Na przykład w Konferencji Episkopatu Włoch nikt nie ruszy palcem, aby wcielić w życie słowa papieża i pozwolić by również kobiety mogły uczestniczyć w pracach różnych komisji. Przede wszystkim jest też wielka inercja katolickich ruchów i organizacji świeckich, które są prawie zdezorientowane. Podczas gdy Wojtyła w swojej wizji ewangelizacji świata, będącej w rzeczywistości zderzeniem z modernizmem, posługiwał się sprawnie Opus Dei, Legionem Chrystusa, Komunią i Wyzwoleniem, Focolarinami, dziś żadna z tych organizacji nie chce stanąć otwarcie przy boku Bergogalia, aby szerzyć jego rewolucyjne ideały.

-  Poprzednim pontyfikatem wstrząsnął skandal Vatileaks, którego konsekwencją była dymisja papieża Benedykta XVI. Czy Vatileaks już się skończył?

- My nie znamy jeszcze całej prawdy o skandalu Vatileaks. Nikt nie wierzy - ani za Spiżową Bramą, ani poza nią - że jedynym winnym całej sprawy był papieski kamerdyner. Odważna decyzja Benedykta XVI o dymisji położyła kres walce klanów kardynalskich w Watykanie. Ratzinger zrobił czystkę poprzez swoją dymisję i chciał to zrobić. Dziś żaden z klanów nie ma wpływu na władzę w Watykanie. Jeżeli ktoś chce działać przeciwko Franciszkowi może tylko próbować sabotować po cichu politykę nowego papieża lub jak niektórzy – mieć nadzieję, że ten pontyfikat szybko przeminie i wróci się do starych obyczajów.

- Papież Franciszek jest bardzo kochany przez lewicę, która jego politykę wywodzi z teologii wyzwolenia. Jakie są korzenie rewolucji Franciszka?

- Moim zdaniem jest to nieporozumienie. Teologia wyzwolenia posługiwała się kategoriami marksistowskimi, a wszystko to, co było związane z epoką marksizmu już się definitywnie skończyło. Bergoglio nigdy nie popierał teologii wyzwolenia – pod tym względem bardzo zgadzał się z Wojtyłą, który wraz z kard. Ratzingerem stłumił ją całkowicie.
Dziś mówi się o „teologii ludu” Bergoglia. Nowy papież wie dobrze, że na świecie panuje i jest wszechobecna neoliberalna filozofia rynkowa, której jedynym celem jest zysk. Ta sytuacja prowadzi do tego, że bogaci coraz bardziej się bogacą, biedni biednieją tworząc wielką masą spychaną na margines. Mamy do czynienia też z nowym fenomenem – znikanie klasy średniej. To dzieje się już nie tylko w trzecim świecie, ale także w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Papież to wszystko dostrzega mówiąc o „nowych formach niewolnictwa”. Bergoglio mówi nie tylko o niewolnictwie seksualnym jakim jest przymusowa prostytucja czy o pracy niewolniczej imigrantów – odnosi się także do osób pracujących na umowy śmieciowe, których rzesza wciąż rośnie. Miliony młodych ludzi w Europie żyje dziś w sytuacji, która nie pozwala im nawet na założenie rodziny. Bergoglio z tego powodu jest oskarżany o to, że jest marksistą. On odpowiada – „Nie jestem marksistą i nigdy nim nie byłem. Głoszę tylko Ewangelię”.

- Użył Pan określenia: „ma się nadzieję, że ten papież szybko przeminie”. Czy te wilki, wśród których Bergoglio głosi swoje kazania są tak groźne i naprawdę czyhają na jego życie?

- Rzymianie wierzą bardzo we własne przeczucia i są bardzo szczególni – przede wszystkim od wieków są antyklerykalni ale kochają papieży. Są też bardzo podejrzliwi. Już następnego dnia po wyborze Bergoglia na papieża spotkałem blisko dziesięć osób, które mi powiedziały: „Miejmy nadzieję, że przetrwa i nie skończy jak Jan Paweł I”. Od samego początku wszyscy czuli, że ten papież niesie ze sobą powiew rewolucyjnej nowości, która musi natrafić na twardą opozycję. Ostrzeżenie prokuratora Reggio Calabrii - Nicola Gratteriego, które obiegło świat, nie jest bezpodstawne: "Kto do tej pory żerował na władzy i bogactwie pochodzącym bezpośrednio z Kościoła jest nerwowy i zaniepokojony. Papież Bergoglio rozbiera ośrodki władzy ekonomicznej w Watykanie. Gdyby bossowie mafijni mogliby mu podłożyć nogę, nie zawahaliby się."
Coraz bardziej ewidentny jest jednak fakt, że w Watykanie duża grupa hierarchów liczy na to, że pontyfikat Bergoglia będzie trwał stosunkowo krótko – gdyż poda się on do dymisji jak Benedykt XVI, aby stało się obyczajem to, że papież w pewnym wieku odchodzi. W stanie całkowitej inercji chcą więc go przeczekać, licząc na to, że szybko przeminie i nie zdoła zrealizować tego wszystkiego co zamierza.

- Możemy być pewni, że Bergoglio rzeczywiście chce dokonać rewolucji? Czy może papież jezuita jest świetnym pijarowcem, który chce poprawić notowania Kościoła?

- Bergoglio oczywiście jest świetnym pijarowcem bo zna się na przekazie, potrafi się komunikować ze wszystkimi. Moim zdaniem on jednak chce naprawdę dokonać rewolucji i właśnie temu poświęciłem moją książkę. Rewolucji rozumianej jako proces przemian. Niestety nie wiemy jak ona się zakończy. Czy Franciszkowi – tak jak Rooseveltowi uda się stworzyć „Nowy ład”, czy tak jak Gorbaczow zacznie swoją pieriestrojkę, która jednak nie potrwa długo. Tego dziś nie wiemy – pokaże to przyszłość.

Rozmawiała Agnieszka Zakrzewicz




131. Kardynałowie nie chcą być biedni


Miodowy rok pontyfikatu papieża Franciszka chyba się skończył. Za Spiżową Bramą znowu latają czarne kruki, które kraczą do ucha dziennikarzom za murami. Wiadomo, że coraz większej grupie dostojników watykańskich nie podoba się polityka i styl Bergoglia, który chce aby Watykan przestał być monarchią absolutną i przypominał szpital polowy w batalii o wiarę. Niektórzy kardynałowie postanowili siłą inercji hamować zapał szefa, a w ciszy i za jego plecami robić swoje. Wielu liczy na to, że pontyfikat Argentyńczyka potrwa krótko i szybko przeminie.

 Apartament kardynała Bertonego

Podczas gdy świat był zajęty podwójną kanonizacją Jana Pawła II i Jana XXIII, w Watykanie zajmowano się innymi, nie mniej ważnymi sprawami. Watykańskie kruki doniosły włoskim dziennikarzom, że były sekretarz stanu kardynał Tarcisio Bertone przeprowadzi się w krótce do wspaniałego 700 m2 apartamentu z tarasem, na ostatnim piętrze Pałacu San Carlo. Będzie miał więc lokum 10 razy większe niż skromne dwupokojowe mieszkanie papieża Franciszka w Domu Świętej Marty. Także nowy sekretarz stanu Pietro Parolin, który wziął przykład z Bergoglia, by dać go innym duchownym, mieszka w małym  apartamencie o powierzchni 70 metrów kwadratowych, w hotelu przeznaczonym na rezydencje dla kardynałów podczas konklawe. Wszyscy trzej będą sąsiadami – bo Pałac San Carlo praktycznie przylega do Domu Świętej Marty, tuż na tyłach Bazyliki Świętego Piotra, po lewej stronie stojąc twarzą do fasady. Bertone w swojej rezydencji nie będzie mieszkał sam, lecz z trzema siostrami zakonnymi, które od dawna są u niego na posłudze.
Jak kruki doniosły włoskiemu dziennikowi „La Repubblica”, papieża Franciszka zdenerwował wystawny styl kardynała z szeregów Towarzystwa św. Franciszka Salezego i dał temu wyraz zarówno na Twitterze jak i podczas homilii w Wielki Czwartek mówiąc o wystawnie żyjących księżach, którzy zapominają o wymogu ubóstwa.
Po złożeniu dymisji na jesieni ubiegłego roku kard. Bertone musiał opuścić swój dotychczasowy apartament w Pałacu Apostolskim. Obecnie jest kamerlingiem Kościoła. Zostało mu więc przyznane nowe lokum, ale nikt chyba nie wiedział, że nowa rezydencja powstanie z połączenia dwóch apartamentów po zamarłych: byłym szefie Żandarmerii watykańskiej Camillo Cibinie oraz prałacie Bruno Bertagna i że dlatego od czterech miesięcy trwają tam prace remontowe.

Bertone nie widzi w tym nic złego

Kardynał salezjanin, który przez lata swojej kariery na szczycie hierarchii watykańskiej dał się poznać jako osoba o wielkim ego, którego lepiej nie urażać, poczuł się dotknięty krytyką mediów. Wziął więc pióro do ręki i napisał list otwarty do tygodników diecezjalnych w Vercelli i Genui, gdzie był arcybiskupem.
"W ostatnich dniach, niektóre media pisały złośliwie o mieszkaniu, które zajmę w Watykanie, i aby wywołać większy lincz medialny w stosunku do mojej osoby „informator” podwoił metraż apartamentu. Mówiło się też, że Papież jest na mnie wściekły za obnoszenie się z bogactwem. Aby je pokazać skonfrontowano nawet przestrzeń "mojego" mieszkania z domniemaną ciasnotą apartamentu Papieża. Jestem wdzięczny i poruszony czułym telefonem jaki otrzymałem od Ojca Świętego Franciszka, w dniu 23 kwietnia br., bo chciał on wyrazić mi swoją sympatię i swoje ubolewanie nad atakami na moją osobę w związku z nowym lokum, o którego przydzieleniu mi Papież był poinformowany od samego początku. Mieszkanie jest przestronne, jak to zwykle bywa w Watykanie, i zostało odnowione (na mój własny koszt), i w przyszłości będzie mogło być przeznaczone dla kogoś innego." – fragment listu Bertonego przedrukowały włoskie gazety, w tym „La Repubblica”.
Jak napisał Marco Ansaldo – jeden z pierwszych watykanistów, któremu o przepychu byłego sekretarza stanu doniosły kruki – Bertone na tłumaczenie się wybrał właśnie dzień kanonizacji dwóch papieży, aby nie wzbudzać zbyt dużej polemiki. Choć były sekretarz stanu twierdzi, że jego nowe lokum ma zaledwie 350 metrów kwadratowych – to z planimetrii watykańskiej wynikałoby, że te dwa apartamenty połączone razem dawałyby jednak właśnie powierzchnię, o której krakały watykańskie kruki. Ponadto rozmowa telefoniczna z Franciszkiem, o której napisał kardynał salezjanin miała miejsce 23 kwietnia, dzień przed tym jak Bergoglio wypuścił tweet: „Skromny styl życia nam służy i pozwala dzielić się z potrzebującymi”, który włoska agencja Ansa uznała za oznaki papieskiej wściekłości.
„Poza tym - co oznaczają słowa Bertonego: „skonfrontowano nawet przestrzeń "mojego" mieszkania z domniemaną ciasnotą apartamentu Papieża”? To, że Franciszek nie mieszka na 70 metrach kwadratowych? Dlaczego ciasnota jest domniemana? Czy to oby nie jest zatruta strzała w kierunku Papieża?” – zastanawiał się Ansaldo w swoim artykule opublikowanym 29 kwietnia br.
Nawet jeśli okaże s, że były sekretarz stanu będzie teraz mieszkał w apartamencie z tarasem mniejszym tylko 5, a nie 10 razy od tego, w którym mieszka papież – to ile kosztuje remont takiego wystawnego, ostatniego piętra renesansowego pałacu, za który Bertone płaci z własnej kieszeni? Dziesiątki tysięcy euro, jeśli nie setki… Do końca nie wiadomo ile wynosi tzw. „talerz kardynalski” – czyli pensja purpurata. Jedne źródła podają, że to 150 tys. euro rocznie – inne, że od 3 do 6 tys. euro miesięcznie.

Nie wiemy jeszcze całej prawdy o Vatileaks

Jak napisał inny włoski dziennikarz Antonio Grana z „Il Fatto Quotidiano” – w Watykanie list Bertonego wzbudził wielką dezaprobatę i został uznany za próbę pierwszego sabotażu ciężkiej pracy, jaką próbuje wykonać Bergoglio by zreformować Kurię Rzymską, a nawet jako atak na Franciszka. To właśnie ten dziennik włoski jako pierwszy na początku 2012 roku przedrukował dokumenty dotyczące konfliktu pomiędzy kardynałem Bertonem a arcybiskupem Carlem Marią Viganò, byłym sekretarzem Gubernatoratu Państwa Watykańskiego – od których zaczęła się afera znana jako Vatileaks, zakończona dymisją Benedykta XVI.  
Jak donosi „Il Fatto Quotidiano” – nie jest już tajemnicą, że obecność kamerlinga Bertonego jest „tolerowana” na wielkich uroczystościach liturgicznych na Placu Świętego Piotra lub w Bazylice Watykańskiej pod przewodnictwem Franciszka. To, że nowego papieża a starego sekretarza stanu nie łączy sympatia, dało się zrozumieć w grudniu ubiegłego roku, gdy Bergoglio odwiedził Szpital Dziecięcy "Bambin Gesu" w Rzymie, należący do Stolicy Apostolskiej. Na uroczystość przyszedł także kardynał salezjanin, aby u boku swojego następcy Pietro Parolina powitać Franciszka. Papież był jednak tak chłodny, że stary sekretarz odwrócił się na pięcie i wyszedł w połowie uroczystości. Widocznie Bergoglio ma ważkie powody by w Watykanie kogoś nie lubić, gdyż jako jedyny przeczytał sekretny raport trzech kardynałów (Juliána Herranza, Josefa Tomko, Salvatora De Giorgi), który kazał przygotować Ratzinger przed podjęciem decyzji o dymisji.
W okresie pontyfikatu Benedykta XVI - który poświęcał się przede wszystkim studiom teologicznym - to sekretarz stanu Tarcisio Bertone sprawował realną władzę. Decydował o nominacjach kardynałów i biskupów oraz obsadzał kluczowe miejsca swoimi zaufanymi ludźmi. Joseph Ratzinger był do niego bardzo przywiązany. To Bertone był jego najbliższym współpracownikiem jako sekretarz Kongregacji Nauki Wiary w latach 1995–2002. To dzięki niemu poprzedni papież intelektualista mógł pisać spokojnie swoje książki, nie interesując się przyziemnymi sprawami związanymi ze sprawowaniem władzy. 28 lutego 2013 roku skończył się nie tylko pontyfikat Benedykta XVI, ale przede wszystkim watykańskie rządy kardynała Tarcisio Bertonego.

Salezjańskie rządy – finanse i szpitale

Kłopoty w Watykanie zaczęły się gdy Benedykt postanowił zrobić porządek w finansach Stolicy Apostolskiej i powołał Urząd Informacji Finansowej (30 grudnia 2010 r.), który miał podlegać tylko papieżowi i tylko jemu zdawać relacje z dokonywanych kontroli. Kardynał Bertone zrobił wszystko, aby to on miał wpływ na kontrolowanie tego urzędu oraz rady kardynalskiej sprawującej nadzór nad bankiem watykańskim IOR. To były sekretarz stanu opierał się wymogom retroaktywności informacji finansowych – jednemu z najważniejszych warunków, który miał pozwolić wejść Stolicy Apostolskiej na tzw. „białą listę” państw przestrzegających międzynarodowych przepisów przejrzystości finansowej. Jak ujawniły dokumenty afery Vatileaks opublikowane w znanej książce Gianluigiego Nuzziego - to także Bertone miał wpływ na “awans” abp Viganò na nuncjusza apostolskiego w Stanach Zjednoczonych, po tym jak były sekretarz Gubernatoratu Państwa Watykańskiego napisał list do papieża, adresowany też do kard. Bertonego (i opublikowany przez włoski dziennik „Il Fatto Quotidiano”), w którym oskarżał dygnitarzy kościelnych o malwersacje finansów i dóbr watykańskich: kradzieże w willach za zgodą dyrektora Muzeów Watykańskich, fałszywe faktury na Uniwersytecie Laterańskim, oszustwa finansowe w „L’Osservatore Romano”, nierozsądne inwestycje przynoszące straty, udział niektórych kardynałów w spółkach zewnętrznych pracujących dla Watykanu i winnych mu pieniądze, a nawet zbyt kosztowne szopki bożonarodzeniowe.
Zanim jednak przedostatni sekretarz watykański zakończył swoje rządy – zdążył wiele zdziałać. Jak pisze Antonio Grana – „za pontyfikatu Ratzingera skrót SDB (Towarzystwo św. Franciszka Salezego) w Watykanie nabrał innego znaczenia: “siamo di Bertone” – czyli jesteśmy od Bertonego. Aktualny prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych – kard. Angelo Amato (kardynał od 20 listopada 2010 r.) to SDB pod każdym względem. Kard. Raffaele Farina (SDB), który przyjął święcenia biskupie z rąk Sekretarza Stanu kard. Tarcisia Bertonego i w 2007 roku zastąpił kard. Jean-Louis Taurana na stanowiskach archiwisty i bibliotekarza Świętego Kościoła Rzymskiego, a zarazem został podniesiony do godności arcybiskupa "ad personam", a następnie włączony do grona kardynałów – też jest od Bertonego. Dziś Farina – z nominacji Franciszka jest przewodniczącym grupy pięciorga doradców, którzy będą nadzorować Instytut Dzieł Religijnych. Lojalnym SDB jest także kard. Giuseppe Versaldi  mianowany w 2011 roku przewodniczącym Prefektury Ekonomicznych Spraw Stolicy Apostolskiej - odpowiedzialnej za zarządzanie i koordynację wszystkich spraw gospodarczych i finansowych Watykanu oraz za dokonywanie kontroli bilansów i budżetów poszczególnych dykasterii. Do SDB zalicza się również kard. Domenico Calcagno aktualnego przewodniczącego Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej – czyli APSA, będącej centralnym bankiem Watykanu odpowiedzialnym za zarządzanie, sprawy ekonomiczne i administrację dóbr Stolicy Apostolskiej. Calcagno zastąpił na tym stanowisku kard. Attilio Nicorę, który zrezygnował z kierowania APSA w 2011, aby stanąć na czele nowo powołanego AFI (Urzędu Informacji Finansowej). 30 stycznia 2014 roku Nicora poprosił papieża Franciszka o odwołanie go z tej funkcji.
Zdaniem dziennikarza z „Il Fatto Quottidiano” – tuż przed dymisją, Bertonowi udało się przekonać Ratzingera, aby zatwierdził przedłużenie składu komisji kardynalskiej nadzorującej IOR na następne 5 lat, związując tym ręce swojego następcy.
W tej sytuacji, gdy na kluczowych stanowiskach dotyczących finansów i gospodarki Watykanu nadal znajdują się ludzie od Bertonego, którzy jemu zawdzięczają kariery i purpurę – trudno się dziwić, że Franciszkowi nie będzie łatwo poradzić sobie z tym całym „labiryntem watykańskim”. Klan Bertonego jest nadal mocny.
Kardynał salezjanin oprócz kontrolowania watykańskiej kasy miał również pasję do prób kontrolowania katolickich klinik prywatnych, przynoszących spore dochody jak mediolański szpital San Raffaele założony przez Luigiego Verzè (zamieszanego w afery korupcyjne), czy szpital ojca Pio w San Giovanni Rotondo.

Watykańskie wygody

Tarcisio Bertone został kardynałem w 2003 roku, gdy Jan Paweł II był już coraz bardziej chory, aby zdążyć na konklawe, które wybrało Benedykta XVI. Gdy jako wieloletni współpracownik Ratzingera w 2006 r. został sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej, wiedział dobrze, że jego przełożony posuwa się w latach i że musi sobie zapewnić wpływy w Watykanie, gdy ten przestanie być papieżem. Robił więc wszystko by ograniczać rolę kard. Camillo Ruiniego, który wielokrotnie zwracał się do Benedykta XVI, aby wysłał Bertonego na zasłużoną emeryturę po ukończeniu 75 roku życia – zgodnie ze zwyczajem wprowadzonym przez Pawła VI, który obowiązuje biskupów, arcybiskupów i kardynałów – ale nie dotyczy papieża. Benedykt XVI pozostawił go jednak na swoim miejscu, gdyż Bertone był zawsze jego prawą ręką.
Kiedy kardynał salezjanin odszedł wreszcie wraz z nastaniem Franciszka – nie wycofał się z życia publicznego tak jak Ratzinger. Wręcz przeciwnie – 80-letni Bertone (starszy od Bergoglia o dwa lata) zaczął uczestniczyć w konferencjach, prezentacjach książek, pojawiać się na uroczystościach, udzielać wywiadów wzywając do siebie dziennikarzy i przede wszystkim przygotowywać dla siebie mieszkanie godne jego statusu i potrzebne do relacji publicznych na odpowiednim poziomie. Ma zamiar nawet napisać dwie książki: o wierze i sporcie, widząc, że jest kibicem Juventusu oraz wspomnienia, które pokażą aferę Vatileaks z innej strony.
Kamerling Świętego Kościoła Rzymskiego nie jest jedynym, który rezyduje na powierzchni kilkuset metrów kwadratowych w którymś z przepięknych pałaców watykańskich. Tygodnik „Panorama” zrobił zestawienie. Australijski kard. George Pell, który w lutym 2014 został pierwszym prefektem nowo powołanego Sekretariatu ds. Gospodarczych Stolicy Apostolskiej – mieszka w rezydencji w Ogrodach Watykańskich o powierzchni 300 m2. Kard. Gerhard Ludwig Müller prefekt Kongregacji Nauki Wiary od 2012 (uznawany za jednego z najbardziej zatwardziałych konserwatorów przeciwnych nowej polityce Franciszka), ma mieszkanie wielkości 400 m2 z olbrzymią biblioteką. Kard. Camillo Ruini, wieloletni sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Włoch i emerytowany wikariusz generalny Rzymu – przy tym jeden z najbardziej zaciekłych wrogów Bertonego – ma widokową rezydencję wielkości 500 m2 (widocznie kard. Bertone nie chce być gorszy). Wysoki urzędnik Kurii Rzymskiej kard. José Saraiva Martins również żyje na 500 m2 w dwupoziomowym apartamencie z widokiem na Bazylikę św. Piotra. Kard. Fernando Filoni, prefekt Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów, mieszka poza Watykanem na wzgórzu Janiculum na 400 m2. Argentyński kardynał Leonardo Sandri, prefekt Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich, też mieszka poza Watykanem w penthausie o powierzchni 500 m2 z widokiem na Bazylikę i Plac. Już wspomniany wyże­j SDB – kard. Giuseppe Versaldi przewodniczący Prefektury Ekonomicznych Spraw Stolicy Apostolskiej, żyje stosunkowo skromnie bo zaledwie na 250 m2. Kard. Angelo Comastri archiprezbiter Bazyliki Watykańskiej i przewodniczący Fabryki Świętego Piotra oraz wikariusz generalny Państwa Watykańskiego, ma apartament wielkości 300 m2. Francuski kard. Paul Joseph Jean Poupard przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury oraz przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Dialogu Międzyreligijnego, mieszka niedaleko mnie na Zatybrzu w widokowym apartamencie o powierzchni 400 m2 z prywatną kaplicą. Emerytowany przewodniczący Papieskiej Akademii Życia, kard. Elio Sgreccia – watykański specjalista w zakresie bioetyki oraz zagadnień związanych z nauczaniem Kościoła w dziedzinie życia rodzinnego – mieszka skromniej na 200 m2, ale za to z widokiem na kopułę San Pietro. Podobny metraż ma watykański dyplomata kard. Achille Silvestrini.
Tak więc apartament kard. Tarcisia Bertone, do którego się już wkrótce wprowadzi, nie odbiega od watykańskich norm przepychu i luksusu. To nowy papież Franciszek i jego sekretarz Parolin odstają od normy żyjąc w „domniemanej ciasnocie”.

Franciszek wśród wilków

Co prawda za Spiżową Bramą jak do tej pory nikt nie ma odwagi sprzeciwić się Franciszkowi otwarcie lub pokazać, że coś mu się nie podoba, ale wiadomo, iż rośnie milcząca opozycja przeciwko jego nowej polityce i franciszkańskiemu stylowi. Kardynałowie nie chcą słuchać kazań o wystawnie żyjących księżach, którzy zapominają o wymogu ubóstwa i nie mają zamiaru być biedni. Chodzą plotki, że wielu z nich przed Bergogliem udaje skromnych nawet w ubiorze, a jak papież się tylko odwróci – zakłada złote krzyże, drogie ubrania i wsiada do swoich luksusowych limuzyn. Niektórzy już oskarżają Franciszka za jego plecami, że osłabia Kościół chcąc go doprowadzić do ubóstwa.
Watykanista Marco Politi, który wydał właśnie nową książkę „Franciszek wśród wilków” mówi: „Coraz bardziej ewidentny jest fakt, że w Watykanie duża grupa hierarchów liczy na to, że pontyfikat Bergoglia będzie trwał stosunkowo krótko – gdyż poda się on do dymisji jak Benedykt, aby stało się obyczajem to, że papież w pewnym wieku odchodzi. W stanie całkowitej inercji chcą więc go przeczekać, licząc na to, że szybko przeminie i nie zdoła zrealizować tego wszystkiego co zamierza, a potem wszystko wróci do normy.”
Ile więc lat wytrzyma (dziś 78-letni) Bergoglio na 70 metrach kwadratowych w Domu Świętej Marty, osamotniony w swojej franciszkańskiej rewolucji i z kardynałem Bertonem mieszkającym w dziesięciokrotnie większym, luksusowym penthousie, tuż obok?

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

Tak wygląda sypialnia papieża. Foto: La Repubblica



Tekst został napisany dla miesięcznika


piątek, 2 maja 2014

130. Dwie kanonizacje

 
I wreszcie przyszedł wielki dzień! Dwóch papieży: Jan XXIII i Jan Paweł II zostało świętymi; mszę kanonizacyjną koncelebrowało również dwóch innych papieży: Franciszek i Benedykt XVI. Do Rzymu przybył milion pielgrzymów i dwa miliardy ludzi na świecie obejrzało uroczystości w telewizji i kinach.
Obserwując jednak całość miało się wrażenie, że były to dwie kanonizacje. W jednej uczestniczyli dostojnicy kościelni, koronowane głowy i politycy usadowieni wygodnie tuż przed Bazyliką oraz inne pomniejsze VIP-y (w tym upudrowani dziennikarze w studiach telewizyjnych na dachach i ich komentatorzy). W drugiej brał udział Lud Boży, który nocą spał na bruku ulic okalających Watykan, aby dostać się na Plac św. Piotra i modlić się żarliwie. Z jednej strony Kościół władzy, z drugiej pokory i miłosierdzia.

Koronowane głowy i politycy na kanonizacji

Wielu pielgrzymów spędziło całą noc na ulicy

"Santo subito!" - krzyczały tłumy zgromadzone na Placu św. Piotra, gdy umierał Karol Wojtyła. Podobne tłumy zgromadziły się pod papieskim oknem gdy oddawał ducha Angelo Roncalli. Choć pontyfikat papieża, który zwołał Sobór Watykański II, trwał tylko pięć lat i niewielu dziś go pamięta - to on jest uważany za jednego z najlepszych i najbardziej rewolucyjnych przywódców Kościoła katolickiego. "Kiedy wrócicie do domów pogłaszczcie  wasze dzieci po głowie i powiedzcie, że tę pieszczotę przesyła im papież" - mówił Jan XXIII do wiernych, podbijając swoją prostotą i dobrodusznością ich serca. Kiedy zmarł 3 czerwca 1963 roku, w trakcie obrad Soboru, niektórzy jego uczestnicy domagali się by został ogłoszony świętym przez aklamację.
Kim jest święty i dlaczego? Jaki sens i wymiar ma dziś świętość oraz kto na nią naprawdę zasługuje? - to pytania, na które warto odpowiedzieć przy okazji podwójnej kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II.

Ten co czyni cuda

Dla katolików święty to człowiek, który w sposób heroiczny realizuje wartości chrześcijańskie, stanowi wzorzec osobowy i jest otaczany kultem, gdyż jako ten, który na pewno wstąpił już do nieba, może wstawiać się do Boga o łaski dla wiernych, którzy się do niego modlą. Kościół katolicki ma ponad 10 tys. świętych. Sam Jan Paweł II ogłosił 482 świętych i 1338 błogosławionych, upraszczając procedury (np. zastępując figurę Adwokata Diabła przez Promotora Wiary) i umacniając - jak żaden inny jego poprzednik - kult świętych, kojarzący się niektórym z idolatrią. 
Jak tłumaczył rzecznik prasowy Watykanu, ojciec Federico Lombardi - "Kościół katolicki nie rozpoczyna procesu kanonizacyjnego jeśli dana osoba nie ma tzw. „fama di santità” – czyli potocznie mówiąc „sławy świętości”. To znaczy: jest otaczana powszechnym kultem, wierni wierzą w jej heroiczność cnót, zwracają się do niej o wstawiennictwo i pomoc. Dopiero wtedy może rozpocząć się proces kanonizacyjny".
Droga do świętości jest dość długa i skomplikowana, przynajmniej dla zwykłego kandydata. Najpierw należy odczekać pięć lat od śmierci, aby sprawdzić czy entuzjazm wiernych nie zmalał. Później papież ogłasza specjalnym dekretem heroiczność cnót kandydata na błogosławionego. Następnie Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych otwiera proces, podczas którego egzaminuje dorobek życiowy, przesłuchuje świadków i ocenia wartość cudów, którymi są przeważnie nagłe, niewytłumaczalne ozdrowienia. Jeżeli taki cud zostaje zatwierdzony przez komisję duchownych i lekarzy, kandydat na błogosławionego może zostać wyniesiony na ołtarze. Do tego, aby stał się świętym potrzebny jest dugi cud - więc procedura praktycznie się powtarza.
"W przypadku obu papieży Jana XXIII i Jana Pawła II – aż do ich beatyfikacji zostały zachowane wszystkie procedury. Został uznany cud w postaci uzdrowienia zarówno za wstawiennictwem Roncallego jak i Wojtyły. Jan XXIII w 2000 roku został ogłoszony błogosławionym właśnie przez Jana Pawła II." - tłumaczył ojciec Lombardi.
Cud, który przesądził o ogłoszeniu papieża Jana XXIII błogosławionym, miał miejsce w Neapolu 25 maja 1966 roku. Uzdrowiona została siostra zakonna ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo – Caterina Capitani. Cierpiała na przewlekłe zapalenie błony śluzowej żołądka, jej stan się pogarszał i miała ogromne bóle. Siostry z jej zgromadzenia modliły się o wstawiennictwo do zmarłego papieża. Po wizji, podczas której chorej objawił się Roncalli, została ona uzdrowiona. Na drugi cud Jana XXIII czekano blisko pięćdziesiąt lat, ale się nie wydarzył.

Za cud, który wyniósł Karola Wojtyłę na ołtarze 1 maja 2011, uznano uzdrowienie francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre Normand z Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego. Podobnie jak papież Polak cierpiała na Parkinsona i stan jej się pogarszał. W dwa miesiące po śmierci Jana Pawła II siostry zakonne modliły się za Marie do niego i w nocy z 2 na 3 czerwca 2005 wszystkie objawy choroby ustąpiły. Choć Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych uznała to ozdrowienie za cud - do dziś trwają polemiki na ten temat, gdyż przypuszcza się, że choroba zakonnicy została źle zdiagnozowana.

Święci lepszej i gorszej kategorii

Do kanonizacji Jana XXIII nie był wymagany drugi cud – jest to wyjątek, aczkolwiek nie bez precedensu. W związku z niepodważalną "sławą jego świętości", powszechnym kultem, szacunkiem wierzących i niewierzących, a przede wszystkim faktem, że od jego śmierci i od rozpoczęcia Soboru Watykańskiego II (otwarty 11 października 1962 przez papieża Jana XXIII, zakończony 8 grudnia 1965 przez papieża Pawła VI), upłynęło już ponad 50 lat - zgodnie ze swą mocą - papież Franciszek zdecydował o powołaniu go do grona świętych, zwalniając z wymogów procedury kanonizacyjnej.
W przypadku Jana Pawła II drugi cud się wydarzył i historia ta jest już wszystkim znana. Floribeth Mory Diaz z Kostaryki, która miała krwiaka tętniczego w mózgu i praktycznie lekarze skazali ją na śmierć w domu, modliła się do niego w dzień jego beatyfikacji. Tak jak siostra Capitani (i wielu innych cudownie uzdrowionych), prawniczka z Kostaryki miała wizję, w której błogosławiony przemówił do niej, po czym ozdrowiała. Lekarze kostarykańscy i włoscy stwierdzili całkowite zniknięcie tętniaka. Medycyna i nauka nie jest w stanie jak na razie wytłumaczyć tego fenomenu.
Jak wytłumaczył natomiast rzecznik Watykanu: "W stosunku do Jana Pawła II entuzjazm wiernych był tak wielki, że papież  Benedykt XVI zezwolił, aby proces beatyfikacyjny rozpoczął się od razu, bez pięcioletniego okresu oczekiwania, który normalnie jest wymagany. Reszta procedur kanonicznych była respektowana – tyle tylko, że beatyfikacja, jak i kanonizacja ruszyła „szybszą ścieżką”. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych ma setki kandydatur do rozpatrzenia – gdyby Karol Wojtyła musiał czekać w kolejce jak inni nie wiadomo ile by to trwało. Dlatego ta sprawa stała się priorytetowa dla Kościoła."
Floribeth Mory Diaz z Kostaryki z relikwią Jana Pawła II
Jak widać są święci, którzy szybciej trafiają na ołtarze i prosto do Raju, niż inni, którzy też czynią jakieś cuda, ale czekają cierpliwie na swój proces. Te przyśpieszone kanonizacje stały się normą za pontyfikatu Wojtyły - jak choćby w przypadku Matki Teresy z Kalkuty, której cud w postaci uzdrowienia Hinduski Moniki Besry również wzbudza wątpliwości.
W tej sytuacji nasuwa się pytanie, czy Raj to na pewno miejsce, gdzie ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. Może i tam, jak w przypadku tej kanonizacji jest specjalny pass dla VIP-ów, a dla reszty miejsce na bruku?

Wierni oczekujący na kanonizację

Ważni goście wjeżdżają do Watykanu

Świętość a prawda historyczna o pontyfikacie

Czy wyniesienie na ołtarze jakiegoś papieża jest uświęceniem jego pontyfikatu? Nie! - i sprawie uciął głowę sam Karol Wojtyła, gdy w 2000 roku wraz z Janem XXIII beatyfikował Piusa IX i była to jedna z najbardziej kontrowersyjnych beatyfikacji ostatnich lat.
Już przed beatyfikacją Wojtyły rozpoczęła się poważna dyskusja nad zbytnim pośpiechem i nad tym, czy zasługuje on na świętość ze względu na to, że jako głowa Kościoła odpowiada za tuszowanie przypadków pedofilii oraz za uciszenie katolickich teologów i zlikwidowanie teologii wyzwolenia. Giovanni Franzoni - znany włoski były duchowny i teolog, w 2005 roku podpisał się pod słynnym "Apelem o jasność w sprawie beatyfikacji Jana Pawła II" i zeznawał podczas procesu beatyfikacyjnego Wojtyły jako przysłowiowy już "adwokat diabła", a lista jego oskarżeń przeciwko papieżowi Polakowi była długa i bolesna. Już wtedy europejskie gazety pisały o nadmiernej skłonności Jana Pawła II do ściskania rąk krwawych dyktatorów z Ameryki Południowej, a prasa amerykańska rozpisywała się o przypadku Marcial Maciel Degollado, pytając się "czy przyśpieszona beatyfikacja nie jest przypadkiem próbą zamknięcia skandalu pedofilii?".
Tym razem przed kanonizacją New York Times przypuścił na Wojtyłę atak frontalny. W artykule Maureen Dowd pod tytułem: "A Saint, He Ain't" padło oskarżenie bez precedensu: "Odwrócił głowę w chwili największego kryzysu moralnego. Kościół czyni świętą osobę, która mogła to wszystko zatrzymać, a nic nie zrobiła". Tak surowa ocena jednego z najważniejszych dzienników świata nie mogła pozostać bez echa i zmusiła wszystkie media - nawet te polskie - do wzmianki lub do poważniejszej dyskusji publicznej na temat pedofilii w Kościele.
W obronie papieża Polaka wystąpił jego były rzecznik prasowy Joaquin Navarro-Valls, który powiedział, że Jan Paweł II ubolewał nad problemem pedofilii i w tym celu zwołał na obrady wszystkich biskupów amerykańskich do Rzymu oraz że chciał oddalić Maciela.
Słowa Navarro-Vallsa zostały przyjęte z dużym zaskoczeniem, gdyż dziś wszyscy już dobrze wiedzą, że pierwszy proces kanoniczny przeciwko Macielowi został umorzony, że papież pogratulował mu z okazji 60-rocznicy kapłaństwa jeszcze w 2004 r., i że dopiero po śmierci Wojtyły - wykorzystując chwilowy chaos władzy watykańskiej, kardynałowi Josephowi Ratzingerowi (jeszcze w roli prefekta byłego Sant'Uffizio) udało się wreszcie otworzyć drugie dochodzenia e potem definitywnie załatwić sprawę założyciela Legionu Chrystusa, który tyle miał na sumieniu. Wszyscy wiedzą też, że Wojtyła nie pozwolił by jakiekolwiek konsekwencje zostały wyciągnięte w stosunku do jego przyjaciela - arcybiskupa Wiednia Hansa Hermanna Groëra, po wybuchu skandalu nigdy nie otworzono dochodzenia w jego sprawie. Pamiętają też, że autoryzował w 2001 r. (zaledwie kilka miesięcy po podpisaniu Delicta Gravoria), wysłanie listu z gratulacjami do biskupa Pierre Picana z Bayeux-Lisieux, który nie zadenuncjował księdza pedofila Renè Bissey ze swojej diecezji. „Po konsultacji z papieżem, któremu pokazałem list, wysłałem go do biskupa, gratulując mu, że jest modelem ojca, który nie wydaje swoich synów“ - przyznał w 2010 roku kard. Dario Castrillon Hoyos - prefekt Kongregacji do Spraw Duchowieństwa.
Aktualny rzecznik Watykanu - jak to jezuita - w rozmowie z dziennikarzami zagranicznymi był bardziej ostrożny: "Podczas swoich rządów - a te Jana Pawła II trwały 27 lat - papież może też popełnić jakieś błędy. Na ołtarze zostaje wyniesiony człowiek, którego Lud Boży uważa za świętego, a nie jego pontyfikat." - tłumaczył Lombardi odpowiadając na niewygodne pytania.
John L. Allen Jr. - amerykański dziennikarz z agencji „National Catholic Reporter" piszący dla Newsweek i Vatican Insider, uważa, że proces kanonizacyjny powinien być bardziej demokratyczny i że gdyby ogłoszono wybory na świętego Wojtyła wygrałby je bez wątpienia - o czym świadczy najlepiej milion pielgrzymów przybyłych do Rzymu na kanonizację. To, że został świętym nie znaczy jednak, że jego pontyfikat ma same blaski - ma również głębokie cienie. Amerykanie zresztą w większości uważają, że instytucja świętego jest już mocno antykwaryczna i przestarzałe są procedury - zwłaszcza konieczność uznania cudu. Amerykański Washington Post położył na to naciski w artykule jezuity Jamesa Martina pt.: "Czy potrzebujemy jeszcze świętych?", podkreślając, że sceptycyzm panuje również wśród katolików.

Amerykańscy duchowni przyglądają się z drobnego dystansu

Watykan jednak z drogi wyznaczonej przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych zejść nie może, bo ten milion wiernych, uczestniczący we mszy kanonizacyjnej i inne setki milionów modlących się do Wojtyły, oczekują od niego wstawiennictwa do Boga i wyproszenie łask oraz cudów: uleczenie z chorób, posiadanie dzieci, wyjście z nałogów, pomoc w rozwiązaniu rodzinnych problemów, zdrowie dla bliskich. I tych antycznych rytuałów nikt nie zmieni - święci są od tego, żeby czynić cuda.
I nie ma sensu bić głową w mur, że Wojtyła został świętym, a nie powinien, gdyż ukrywał księży pedofilów, fotografował się z Pinochetem, przyczynił się do śmierci biskupa Öscara Romero, zamykał oczy na skandale finansowe w banku watykańskim IOR i zamknął ostatecznie kobietom drogę do kapłaństwa. Ludu Bożego, który wierzy w cuda to nie obchodzi. Już setki osób twierdzą, że otrzymały łaski za wstawiennictwem świętego Karola Wojtyły. To tak, jak tłumaczyć przesądnemu, aby nie łapał się za guzik gdy widzi kominiarza, albo nie przechodził na drugą stronę ulicy na widok czarnego kota.
Kult świętych dotyczy jedynie osób wierzących i jest to kult głęboko ludowy i antyczny. Niewierzących czy ateistów nie powinno w ogóle obchodzić kto zostaje katolickim świętym - bo świętość Jana Pawła II i prawda historyczna o jego pontyfikacie to dwie różne rzeczy. Do badania tej drugiej mają prawo i dziennikarze, i historycy, zarówno wierzący, jak i niewierzący.
Jest tylko jeden problem - zgodnie z wiarą katolicką święty idzie prosto do Raju. Świętego kanonizuje papież, a ponieważ jest on nieomylny - katolicy nie mają prawa krytykować jego świętości, ale jak twierdzi ojciec Lombardi - mogą go nie lubić. Dlatego jest tylu świętych, bo jedni są dla niektórych sympatyczni, inni antypatyczni.

Pielgrzymi z Kostaryki

Operacja polityczna godna jezuity

Papież Franciszek dokonując swojej pierwszej ważnej i podwójnej kanonizacji dokonał wielkiej operacji politycznej wskazującej drogę, którą potoczy się jego pontyfikat. Bergoglio wybrał swoich dwóch poprzedników, którzy są mu najbliżsi - przede wszystkim dlatego, że byli to władcy Kościoła popularni i kochani przez Lud Boży. 

Papież Franciszek z pastorałem Pawła VI
Jan XXIII był prostym księdzem ze wsi, który zdobył się na wielką odwagę by rozpocząć reformę Kościoła poprzez zwołanie Soboru Watykańskiego II. Jan Paweł II też był zwykłym człowiekiem, który w soborze uczestniczył jako młody biskup i w pierwszych latach pontyfikatu fascynował się jego osiągnięciami. Jak zauważyli to włoscy watykaniści - aby podkreślić jaką wagę podczas tej kanonizacji miał Sobór Watykański II, papież Franciszek posłużył się pastorałem Pawła VI, którego od dawna nikt nie używał. Gest ten podkreśla ciągłość pomiędzy Janem XXIII, który sobór zwołał, Pawłem VI, który go dokończył, Janem Pawłem II, dla którego jego poprzednik był wzorem w wielu sprawach - i Franciszkiem, który czuje się spadkobiercą tych wszystkich papieży i do wielkich reform soborowych chce powrócić w czasie swojego pontyfikatu. Niektórzy watykaniści żartowali nawet, że Bergoglio nie wyniósł na ołtarze dwóch świętych papieży ale Sobór Watykański II.
Jan XXIII otworzył Watykan na świat, a Jan Paweł II otworzył świat na Watykan, w swojej nieustającej pielgrzymce był jak św. Paweł, który głosił Dobrą Nowinę wychodząc do ludu. Bergoglio jest zafascynowany tymi dwoma aspektami, chce je połączyć i wcielić w życie. Bez wątpienia cechą charakterystyczną tych dwóch wielkich papieży XX wieku była empatia - potrafili podbić serca ludzi i przyciągnąć do Kościoła tłumy i Franciszek bierze z nich przykład.

Wierni siedzący na bruku, którym nie udało się wejść nawet na Via della Conciliazione

Media na dachu Via della Conciliazione
Na kanonizacji 27 kwietnia 2014 roku zobaczyliśmy jednak dwa Kościoły. Jeden masowy - ludowy wręcz - który koczował na ulicach Rzymu, aby oddać hołd swoim świętym i modlić się do nich żarliwie. Drugi Kościół władzy: dostojnicy duchowni, koronowane głowy, dygnitarze państwowi, arystokracja, polityczna i medialna śmietanka, dumna z tego, że dzięki zaproszeniom i specjalnym passom mogła dostać się jak najbliżej ołtarza, do strefy VIP-ów. Z jednej strony ubogi Kościół miłosierdzia i pokory, z drugiej Kościół wybranych, tych którym wydaje się, że zasługują na to, by stać bliżej świętych, a więc mieć bliżej do Boga.
Jak uważa Massimo Franco – autor książki „Watykan według Franciszka” - choć nowy papież wszystkim poleca z okna "Misericordinę" i chce naśladować świętego z Asyżu będzie potrafił rządzić tymi dwoma Kościołami wykorzystując je do własnych politycznych celów, jak na jezuitę przystało. Poprzez kanonizację dwóch wielkich papieży, którą koncelebrował z papieżem emerytem Benedyktem XVI, Bergoglio chce pokazać, że jego celem jest przezwyciężenie podziałów wewnątrz hierarchii, które nastąpiły w ostatnich czasach i praca nad jednością w Kurii i w Kościele Powszechnym.   

Papież emeryt na kanonizacji

Choć papież z Argentyny połączył w świadomości wiernych tych dwóch świętych, w rzeczywistości pomiędzy Janem XIII i Janem Pawłem II jest więcej różnic, niż zbieżności. Pierwszy był duchownym postępowym, drugi konserwatywnym. Roncalli chciał by Kościół zmierzył się wreszcie z modernizmem i zreformował zgodnie z duchem czasu. Wojtyła, choć był zafascynowany duchem soborowym, niektórych jego postanowień nigdy nie wprowadził. Za Roncallego mówiło się już o kapłaństwie kobiet, zniesieniu celibatu, zmianie podejścia do ludzkiej seksualności. Za Wojtyły tematy te były jeszcze na wokandzie, ale tylko po to, aby całkowicie zniknąć i zostać zdemonizowane jak w Średniowieczu. Jan XXIII otworzył Sobór Watykański II, Jan Paweł II praktycznie go pogrzebał.

Jest jednak jedna rzecz, która łączy tych dwóch papieży i o której niewielu chce dziś pamiętać. To Jan XXIII w 1962 roku zdecydował o przedruku instrukcji Crimen sollicitationis z 1922 roku (ujednolicającej procedury postępowania wobec kapłanów Kościoła katolickiego, oskarżonych m.in. o wykorzystywanie sakramentu pokuty do solicytacji, czyli składania propozycji seksualnych penitentom), z dodatkiem na temat procedur w przypadkach dotyczących zakonników. Egzemplarze tekstu, podpisanego przez kardynała Alfreda Ottavianiego, sekretarza Świętego Oficjum, miały być rozdane biskupom podczas Soboru Watykańskiego II (1962-1965), ale było ich zbyt mało - rozesłano je więc po diecezjach. Dokumentem Crimen sollicitationis posługiwano się, aż do wprowadzenia nowych norm, zawartych w motu proprio Sacramentorum sanctitatis tutela wydanym przez Jana Pawła II w 2001 roku.
Tak więc dwóch nowych świętych jednoczy nie tyle Sobór Watykański II, co milczenie Kościoła w sprawie pedofilii, której wcale nie zamyka podwójna kanonizacja.

Rzeźba Enrica Job w Cevo, która przed kanonizacją zabiła chłopca
 
Tragedia przed kanonizacją wstrząsnęła ludźmi

Jeżeli Bóg istnieje i dzięki wstawiennictwu świętych czyni łaski i cuda, jak zinterpretować tę nieszczęśliwą tragedię, która wydarzyła się przed kanonizacją i wstrząsnęła tak wieloma ludźmi, choć szybko mignęła w tle? Niepełnosprawny dwudziestoletni Marco Gusmini zginął podczas pielgrzymki do doliny Valcamonica w Lombardii, przygnieciony przez wielki krzyż poświęcony Janowi Pawłowi II. Jak na ironię losu chłopak mieszkał na ulicy Jana XXIII w Lovere, w prowincji Bergamo. Wielki krzyż (rzeźba autorstwa Enrica Job) został wzniesiony w miejscowości Cevo koło Bresci, aby upamiętnić wizytę duszpasterską Karola Wojtyły w 1998 roku w Alpach, z okazji setnej rocznicy urodzin papieża Pawła VI (ur. 26 września 1897 r. w Concesio w prowincji Bresci). Olbrzymia rzeźba, której część runęła na grupę młodzieży modlącej się pod nią właśnie w podziękowaniu za kanonizację tych dwóch świętych papieży – miała formę pastorału Pawła VI użytego przez Franciszka podczas tej wielkiej uroczystości: krzyż wygięty w łuk pod wpływem ciężaru ludzkich grzechów, które musi odkupić Chrystus. Marco Giusmini nie mógł uciekać jak inni – dlatego najprawdopodobniej zginął. Straszna tragedia, nieszczęśliwy wypadek, który rzucił przez moment cień na radosną atmosferę kanonizacji i dał do myślenia wielu katolikom, bardziej niż wszystkie inne zarzuty i oskarżenia.



Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu



Artykuł został napisany dla miesięcznika